Rozdział 173: Tłumione emocje…

Szedł przed siebie nie wiedząc, gdzie nastąpi koniec tego spaceru. Byle dalej od myśli i od niej. Parł do przodu na chwiejnych nogach. W uszach wciąż słyszał „zdradziłam Cię, przespałam się z Mikeem”. Nienawidził Jej… Ich… Nie rozumiał, jak mogli mu to zrobić i dlaczego? Czemu właśnie teraz?

Bolało go serce, płuca, głowa i nogi od zrobionych kilometrów, ale nie mógł wrócić do domu. Nie potrafiłby usiedzieć na miejscu. Złość rozrywała go od środka. Miał wielką ochotę zabić ich, by wziąć odwet za to, co mu zrobili, by poczuć się lepiej. Zdradzili go. Jego ukochana kobieta i kuzyn – przyjaciel. Wierzył im… Jemu wierzył.

Zbliżał się do miasta. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze budynki. Mijało go coraz więcej samochodów. Od czasu do czasu mijał go jakiś skulony z zimna pieszy, śpieszący się do pracy, bądź domu. Jim ich nie widział, nie istnieli dla niego, choć prawie na nich wpadał. W Jego głowie była tylko Emma i Mike, oboje perfidni i siebie warci.

– Dziwka i grajek bez talentu, dobrana para – burknął pod nosem – Będą się bzykać w rytm Jego fałszu – splunął sobie po nogi. Te słowa sprawiły mu dziwną radość, ale niestety tylko chwilową, zaraz po niej przed oczami zawirowały mu obrazy ekstazy na twarzy Em w momencie szczytowania. Uwielbiał na nią patrzeć. Teraz jednak wspomnienia podwoiły ból i doprowadziły Jego ciało do drżenia. Przyspieszył kroku. Musiał zabić myśli. Znał tylko jeden sposób…

……………

Stanął w kuchennym progu i przez chwilę w milczeniu przyglądał się kobiecie stojącej przy szafce i drugiej mniejszej siedzącej za stołem i czekającej na śniadanie. Pachniało tostami i słodkim kakao.

– Udał Wam się wieczór? – dziewczynka odstawiła kubek i spojrzała na matkę.

– Tak – odparła krótko kobieta. Paddy nie widział jej miny, ale zauważył, że odruchowo sięga ręką do miejsca rany i odciąga lekko swoją piżamę od ciała.

– Pokłóciliście się? – mała podniosła się z krzesła i bezszelestnie przysunęła sobie słoik z kremem czekoladowym. Zerkając niepewnie na rodzicielkę zanurzyła w nim łyżeczkę.

– Nie. Dlaczego pytasz? – kobieta wykonała nagły zwrot, więc mała szybko wsunęła łyżeczkę do ust.

– No nie wiem. Masz dziwną minę. Nic nie mówisz. Jesteś zła – odparła, wycierając kąciki ust, żeby usunąć z nich ślady słodkiego przestępstwa – Jakaś smutna jesteś – zerknęła na matkę i ponownie wsunęła metalowy przedmiot do słoika, po czym szybko wyjęła i schowała w ustach.

– Wydaje Ci się – odpowiedziała blondynka, wyjmując na talerz gorące tosty – Nie jestem zła.

– To co się stało? Boli Cię coś? – mała złodziejka czekolady, ponowiła czynność.

– Nic mnie nie boli – z lekkim zniecierpliwieniem odpowiedziała kobieta – Nati! Odstaw ten słoik, proszę, bo przestanę kupować to dziadostwo.

– Dobra! Już! – głośne szuranie szkła o drewniany blat zakłóciło lekko kolejne słowa – Ty masz chyba gdzieś ukryte trzecie oko. Stoisz tyłem, a wszystko widzisz – mała szatynka wydęła usta i oparła naburmuszoną twarz na dłoniach.

– Oprócz oczu mam jeszcze uszy – oznajmiła blondynka – Mlaskasz na cały dom.

Paddy uśmiechnął się widząc wymowne przewracanie oczami młodszej uczestniczki dialogu. Uwielbiał te ich poranki i towarzyszące im niegroźne sprzeczki przy stole oraz wspólne żarty i rozmowy. Tak szybko mógł to wszystko stracić… Ta myśl zmroziła Jego ciało. Kilka sekund i sielankowa rzeczywistość byłaby tylko wspomnieniem. Obleciał go nagły strach. Zmarszczył czoło. Tak wiele mógł stracić… I tak wiele stracił. W wyobraźni, do obserwowanego obrazu, dodał małego brzdąca, trzymającego się matczynej nogi i raczkującego wokół stołu. Niewidzialna obręcz zaczęła ściskać Jego szyję, a oczy zaszły mgłą. Z bolesnego odrętwienia wyrwał go dźwięk telefonu wibrującego mu w kieszeni.

– O! Paddy! – blondynka odwróciła głowę i od razu rozciągnęła usta w uśmiechu.

– Cześć śpiochu – odezwała się Nati – Miałeś po mnie przyjechać, obiecałeś.

– No fakt, ale to przez mamę, nie obudziła mnie – odparł, opuszczając wzrok, żeby żadna nie zauważyła łzawej poświaty w Jego tęczówkach. Wszedł głębiej do kuchni i zajął się telefonem.

– Chciałam, żebyś trochę odpoczął – odezwała się Ola.

– Wolno Ci prowadzić samochód? – zbliżył się do niej i cmoknął w policzek.

– Nie przesadzaj.

– A czemu miałaby nie móc go prowadzić? – zainteresowała się Nati.

Ola obrzuciła Paddyego ostrzegawczym spojrzeniem.

– Yyy… – mężczyzna z zakłopotaniem potarł skroń i odsunął z czoła grzywkę, szukając dobrej odpowiedzi.

– Skaleczyłam się i mam założone szwy – Ola uratowała sytuację.

– Gdzie? – Nati wytrzeszczyła z przerażeniem oczy.

– Na brzuchu.

– Pokaż! – dziewczynka wstała z krzesła.

Ola połączyła spojrzenie z zatroskanym wzrokiem mężczyzny i uniosła w górę bluzkę.

Na widok opatrunki mężczyzna zacisnął nerwowo usta. Poczucie winy zgniotło lekko Jego wnętrze.

– Czym to zrobiłaś?

– Stłukłam szklankę i kawałek szkła rozciął mi skórę – odpowiedziała szybko kobieta.

– Rany! – Nati przytknęła dłoń do swoich ust – Dobrze, że nie wbiło Ci się mocniej. Pewnie musiałabyś mieć operacje -niedoświadczona i zbyt wybujała wyobraźnia podsunęła dziewczynce inne, gorsze obrazy i rozwiązania sytuacji.

Paddy odruchowo skrzywił się i nieco zbladł. Szybko odrzucił inny prawie realny wynik tegoż samego skaleczenia.

– Twoje śniadanie – Ola opuściła brzeg błękitnej bluzki i odwróciła się do szafki. Chwilę później postawiła talerz przed córką – Możesz zrobić kawę? – spojrzała na mężczyznę, a gdy pokiwał głową, wpatrując się z powagą w telefon, wyszła z kuchni.

Paddy otworzył wiadomość. Henry: „Czekam w parku, ani słowa Oli” – przeczytał i uniósł brwi w zdziwieniu, po czym popatrzył na Natalię, którą zupełnie pochłonęło nakładanie grubej warstwy czekolady na przyrumieniony chleb.

– Może wystarczy? – upomniał Ją, zaciskając nerwowo palce wokół telefonu.

– Cicho – dziewczynka z wesołymi chochlikami w oczach, przystawiła palec do ust – Korzystam dopóki mama nie widzi.

– Ale jak zobaczy, to się wkurzy – stwierdził, wstając z krzesła.

– Wtedy będzie już za późno, najwyżej pogada sobie o skutkach niezdrowego żywienia – stwierdziła dziewczynka z szelmowskim uśmiechem – Ale czekolada to przecież kakao, a kakao ma sporo wartości odżywczych, prawda? Wszędzie trąbią, że jest zdrowe.

– Niby tak – rzucił bezmyślnie, mierzwiąc długie włosy dziewczynki, po czym parsknął śmiechem, widząc oburzenie na Jej twarzy. Nie miał jednak czasu na dłuższe przekomarzanie.

Przed wyjściem zapukał jeszcze do łazienki.

– Idę po pieczywo, kupić coś jeszcze?

Drzwi natychmiast się uchyliły i Jego oczom ukazała się blondynka w staniku i spodniach. Zwykle uwielbiał patrzeć na Jej ciało, była piękna, najpiękniejsza, ale dziś Jego wzrok powędrował do kilkucentymetrowego zaczerwienionego rozcięcia, ściągniętego czarnymi sznureczkami. Raptownie zbladł.

– Możesz mi pomóc? – zapytała kobieta, wysuwając w Jego kierunku dłoń z przygotowanym opatrunkiem – Jak się pochylam, to niewidzę zbyt dobrze i źle to przyklejam.

– Oczywiście – drżącą ręką odebrał plaster, po czym przyklęknął na kolano. Zanim jednak przykleił opatrunek, delikatnie przesunął palcami wzdłuż rany

– Gdyby ten nóż wszedł głębiej… – głos mu zadrżał. Ucisk w gardle nie pozwolił mu dokończyć.

– Ale nie wszedł. Paddy proszę, nie myśl już o tym – odezwała się cicho – Nie roztrząsajmy tego, zapomnijmy… – czule pogłaskała policzek mężczyzny, przytulającego twarz do brzucha – Rozmawialiśmy o tym w nocy.

– Wiem – wstał i zajrzał kobiecie głęboko w oczy – Ale wciąż czuję strach i jakieś poddenerwowanie. Przez cały czas myślę o tym, co stałoby się, gdyby ten facet nie odciągnął od Ciebie tej wariatki – objął dłońmi twarz kobiety – Czuję się winny…

– To przestań – pogłaskała męskie ramię i pocałowała szorstki policzek – Spacer faktycznie dobrze Ci zrobi. Może wymrozisz z głowy, troski – uśmiechnęła się i odsunęła od niego, by sięgnąć po dzwoniący telefon – Kto to o tej porze?

Zamykał łazienkowe drzwi, gdy usłyszał zdziwienie w głosie Oli i słowa, które go zmroziły.

– Johnny?

Zacisnął powieki i pięści, czując nagłą wściekłość. Wstrzymał oddech. Dzwonił do niej…

– Wszystko w porządku, dziękuję. To tylko niegroźne draśnięcie – dotarło do Jego uszu – Paddy był ze mną. Nie. Jakiś facet, nie wiem jak się nazywa. No szkoda, bo nie zdążyłam mu nawet podziękować – kolejne słowa, będące strzępkiem rozmowy, wywoływały coraz większe napięcie w mięśniach mężczyzny. John się martwił, pytał o osobę, która uratowała Oli życie. Wiedział, że to nie On, nie Paddy…

Po chwili zmusił zastygłe nogi do zrobienia kilku kroków. Odsunął się od drzwi, choć najchętniej wpadłby do środka i odebrał kobiecie telefon. Nie chciał, żeby z nim rozmawiała i opowiadała o ostatnich wydarzeniach. Przysięgał jednak, że zazdrość nie wejdzie już więcej między nich i nie zepsuje ich związku.

Ostatkiem silnej woli zatrzasnął za sobą frontowe drzwi i zatrzymując się na werandzie, wciągnął w płuca zimne powietrze. Czuł się, jak skończony kretyn. Poczucie winy i upokorzenie przed bratem, z powodu nie dopełnienia swojej powinności, zaczęło przygniatać go jeszcze mocniej. John, zapewne nie pozwoliłby zrobić Jej krzywdy, potrafiłby Ją ochronić…

…………………

Przekraczał właśnie próg baru, gdy usłyszał dźwięki gitary, a potem pierwsze słowa piosenki. Ten głos… Nagle ogarnęła go dzika furia. Wyłączył myślenie, działał instynktownie. Zmrużył oczy, zacisnął do bólu pięści i ruszył w kierunku śpiewającego mężczyzny, którego w tym momencie zasłaniał tłumek podrygujących przechodniów.

– Nie mogłeś wytrzymać?! – wrzasnął na całe gardło, wciskając się pomiędzy słuchaczy – Musiałeś być jak Oni wszyscy?!

– Jimmy… – krzyknął uradowany Mike, rzucając okiem na zbliżającego się mężczyznę. Nie zdążył jednak dokończyć powitania, gdy palce rozjuszonego do granic mężczyzny, zacisnęły się wokół Jego szyi i pchały gdzieś z siłą tornada. Usłyszał tylko huk upadającej na beton gitary.

– Musiałeś wepchnąć w nią swojego parszywego fiuta! – ryczał Jimmy. Jego twarz przybrała kolor ciemnej purpury, a oczy prawie wychodziły poza granice oczodołów – Wreszcie udało Ci się spełnić swoje marzenie, co Mike?! Dobrze Ci było?! – czuł nadchodzące torsje, ale nie powstrzymało go to przed wyrzucaniem z siebie kolejnych słów i coraz mocniejszym zaciskaniem palców na ciele zdezorientowanego mężczyzny – Wreszcie zdobyleś swoją dziwkę! To nic, że przed Tobą były steki innych napalonych na Jej ciało frajerów, ważne, że i Ty umoczyłeś w niej swój interes! – obił go o ścianę restauracyjnego budynku – Spełniłeś swoje chore fantazje erotyczne?! – zaryczał wprost w twarz mężczyzny, dusząc go i przygniatając swoim ciałem. Ktoś krzyknął coś z tyłu, ale nie zwracał na to uwagi. Teraz liczył się Mike i Jego własna wściekłość oraz chęć wyładowania się na wrogu, który zniszczył Jego plany i miłość.

– O co Ci chodzi? – wydusił Mike, próbując oderwać palce Jima od swojej szyi – Puść mnie, do diabła! Zwiariowałeś?! – zebrał w sobie wszystkie siły i z impetem odepchnął od siebie napastnika, po czym zaciągnął się łapczywie powietrzem. Krztusząc się, masował sobie szyję. Nie zdążył dojść do siebie, gdy pięść Jima przecięła powietrze i wylądowała na Jego kości policzkowej. Ta od razu zaczęła pulsować i palić, żywym ogniem. Zatoczył się, ale kolejny atak i drugą pięść zdołał już powstrzymać. Upadli na chodnik.

– Zabiję Cię! – dyszał Jim, próbując za wszelką cenę znowu dostać się do szyi przeciwnika, by zrealizować groźbę.

– Za co? Kurwa! – wystękał Mike, broniąc się z całej mocy.

– Nie udawaj wariata! – Jim podniósł się na nogi i pochylił nad twarzą leżącego na plecach mężczyzny – Jesteś namiastką faceta Mike! Myślisz, że Ją zadowoliłeś?! Jesteś śmiesznym idiotą! Ona ma specyficzne upodobania! Trzeba Ją poznać, żeby o tym wiedzieć! – złapał Mikea za poły kożucha i podniósł w górę, po czym znowu dopadł do niego i zaczął podduszać.

– Kogo? – zdołał zapytać mężczyzna i zabrakło mu tchu. Jimmy był, jak maszyna, nie słuchał, nie reagował, wciąż wrzeszczał i bił na oślep.

– Jak to kogo! – wrzasnął ochryple – Emmę, do cholery! O niej mówię! Tylko Ona mnie obchodzi! A właściwie już nie! Przez Ciebie! – w Jego głosie tkwił cały ból i nienawiść do człowieka, którego uważał za kumpla.

Mike wytrzeszczył oczy i nieznacznie pokręcił głową. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, pięść Jima znowu świsnęła w powietrzu, a On poczuł metaliczny, lekko słodkawy posmak w ustach.

– Jimmy! Zaczekaj… – starał się uchylić przed kolejnym ciosem – To nie tak! Kurwa! – zaklął, gdy znowu poczuł ból – Ja nie… – jak tylko mógł bronił się przed kolejnymi uderzeniami – Przestań, do cholery! – krzyknął i próbując uwolnić się od napastnika, który nie dawał mu dojść do słowa.

Chwilę później poczuł nagły dopływ świeżego powietrza i dostrzegł, że ktoś odważył się wejść między nich i  odciągnął wściekłwgo Jima. Rozejrzał się dookoła. Twarze przerażonych obcych ludzi mignęły przed Jego oczami, ale najważniejszy był szamoczący się Jim, którego prztrzymywali dwaj obcy mężczyźni.

– Co Ty, do cholery wyprawiasz?! – wrzasnął, łapiąc ciężko oddech.

– Już Ty dobrze wiesz, tchórz! Zabiję Cię! – sapał Jimmy, próbując wyrwać się mężczyznom.

– Co się tutaj dzieje?! – gdzieś za plecami gapiów usłyszeli męski stanowczy głos. Sekundę później dwaj funkcjonariusze stanęli w środku zamieszania.

– Zaatakował go – krzyknął ktoś z tłumu.

– Aresztujcie go, to jakiś wariat – dodał jakiś inny głos, po którym, jak echo roznosły się szepty z potwierdzeniem.

Jim nadal robił wszystko, żeby uwolnić ramiona z potrzasku.

– Puśćcie go! – zarządzał jeden z policjantów. Gdy mężczyźni wykonali polecenie, Jimmy natychmiast dotarł do Mikea i znowu zaczęła się szamotanina.

– Dobra. Zgarniamy ich, bo się zaraz pozabijają – rozbrzmiał stanowczy głos policjanta, a po minucie walczący mężczyźni zostali skuci kajdankami – A teraz wsiadamy – zarządził policjant prowadząc Jima do radiowozu – Tylko grzecznie, Panowie! – ostrzegł drugi.

– Gratuluję. Nieźle nas urządziłeś – do Jima dotarł głos Mikea. Nie odwrócił jednak głowy, nawet nie drgnął. Zacisnął tylko mocniej zęby. Miał gdzieś to, co się z nim działo. Wszystko było mu obojętne. Świat i ludzie przestali mieć jakiekolwiek znaczenie…

…………….

Zamyślony Paddy wyszedł przed bramę i rozejrzał się dookoła. Zaraz po tym, mimowolnie jego wzrok powędrował w kierunku miejsca na drodze, gdzie poprzedniego wieczoru zobaczył klęczącą Olę i nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po plecach. Ruszył szybko przed siebie, starając się stłumić w sobie negatywne uczucia.

– Wsiadaj! – usłyszał chrapliwy głos, gdy zbliżył się do czarnego luksusowego auta, zaparkowanego wzdłuż drogi, przy niewielkim parku. Westchnął na myśl o kolejnym ciężkim starciu. Ile jeszcze? – zapytał siebie, czując ucisk w żołądku, ale posłusznie otworzył tylne drzwi auta.

– Witaj – wyciągnął rękę na przywitanie, ale cofnął ją szybko, gdy mężczyzna drwiąco prychnął.

– To nie jest sąsiedzka wizyta, Kelly.

– Więc jaka? – Paddy wbił wzrok w zagłówek przedniego siedzenia i zdał sobie sprawę, że przed nim siedzi mężczyzna, z którym walczył kilkanaście godzin wcześniej. Zmrużył brwi i spojrzał groźnie na Henryego.

Staruszek uśmiechnął się z ironią.

– Nie spisałeś się wczoraj – stwierdził z westchnieniem – Ty i Twój brat jesteście, jak wrzody na dupie – dodał z pogardą i przeniósł wzrok w szybę bocznych drzwi po swojej stronie – Miałeś Ją chronić, myślałem, że jesteś mężczyzną i można Ci zaufać.

– Właśnie widzę, jak mi ufałeś – Paddy ponownie zerknął na siedzącego przed nim mężczyznę.

Henry znowu zarechotał.

– I całe Twoje szczęście, że nie zaufałem – dodał, po czym przysunął się nieco bliżej i zacisnął palce na przedramienia swojego gościa – Gdyby ta suka zrobiła coś poważnego mojej Oli, zgniótłbym Cię, jak robaka, Kelly.

– Posłuchaj! – Paddy odsunął się o kilka centymetrów i spojrzał starcowi w oczy – Nie wiem o co tu chodzi, ani kim jest ten facet, ale zapewniam, że gdyby Jej się coś stało, nie musiałbyś nic robić. Umarłbym i bez tego.

– I to jest Twój jedyny mocny punkt – Henry zajrzał w ponure, przygnębione oczy młodszego mężczyzny – Kochasz Ją, a Ona Ciebie i tylko z tego powodu Jej stąd nie zabiorę. Inaczej już byś Jej nie znalazł – zajrzał głęboko w zaskoczone oczy Paddyego – Szkoda, że to jest jedyny Twój mocny punkt. We wszystkich innych niestety jesteś nieudacznikiem – staruszek zerknął z drwiącym rozbawieniem na

Paddy poczuł zaciskającą się, niewidzialną obręcz na swojej szyi. Zaczęła rosnąć w nim złość.

– Henry…

– Posłuchaj mnie uważnie – staruszek wszedł mu w słowo nie pozwalając dokończyć ostrzeżenia – Ostrzegałam Cię, miałeś nie spuszczać z niej oka. Wiedziałeś, że ta baba jest niebezpieczna – przypomniał mu ich rozmowę telefoniczną sprzed kilku tygodni – Mówiłem, że Ona jest gdzieś blisko. Obiecałeś, że będziesz Ją chronił! – syknął mu w twarz.

Paddy spuścił głowę. Nie miał już siły na słowne potyczki. Henry miał rację. Był nieudacznikiem. Nie potrafił zapobieć atakowi, nie był w stanie ochronić ukochanej osoby, a w dodatku sam ściągnął na nią niebezpieczeństwo.

– Zaatakowałeś mojego człowieka, zostawiając Olę na pastwę losu – ciągnął dalej Henry.

– Miała nie wychodzić z samochodu – ostatkiem sił próbował się jeszcze obronić – Prosiłem!

– Miałeś Jej strzec, a nie prosić! – zagrzmiał złowrogo mężczyzna.

– Gdybym wiedział, że wysłałeś kogoś do pilnowania nas…

– Jej, Kelly! – poprawił go – Jej! Ciebie niestety mam głęboko w dupie!

Paddy zastygł z otwartymi ustami i niedopowiedzianym zdaniem. Po chwili, ogarnięty bezsilnością, zacisnął mocno zęby.

– Myślisz, że tego chciałem?! – krzyknął – Cholera! Henry! Ja Ją kocham! Jest dla mnie najważniejsza! Myślałem, że właśnie tak Ją chronię! Kazałem Jej zostać w tym cholerny samochodzie! Miała zamknąć drzwi! – dał upust swojemu rozgoryczeniu – Widziałem tego faceta w restauracji, potem stał na chodniku przed naszym domem! – wskazał palcem na trzeciego mężczyznę – Myślałem, że to jeden z tych, co próbowali Ją wtedy zgwałcić! Wystraszyłem się, że wrócili i chcą powtórzyć ten koszmar! Chciałem Ją przed tym ochronić, do diabła!

– Źle myślałeś! – warknął Henry, ale zaraz po tym nagle zmienił wyraz twarzy – Muszę jednak przyznać, że trochę jest w tym mojej winy. PMoże faktycznie powinienem był Ci powiedzieć, że macie ochronę.

– Powinieneś był! – mruknął z wyrzutem Paddy – Wtedy weidziałbym przynajmniej kim On jest.

– Tak, tylko, że Ola by mnie wtedy zabiła – staruszek opadł plecami na siedzenie – Przerzekłem kiedyś, że nie będę wtrącał się do Jej prywatnego życia. Wymusiła to na mnie – starzec odwrócił głowę i spojrzał w okno.

– Nie musiałaby o niczym wiedzieć, a i Ja byłbym spokojniejszy. Ostatnie tygodnie to jakiś koszmar – odparł Paddy nieco spokojniej, po czym zerknął znowu na przednie siedzenie – Twierdziła, że mam obsesję i wszędzie widzę zło i ludzi, którzy chcą nas skrzywdzić – kąciki ust lekko mu drgnęły – Pokłóciliśmy się o to w tamtej restauracji.

– Mnie zauważyłeś, ale prawdziwego wroga ominąłeś – odezwał się milczący dotąd chłopak.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Paddy zmrużył brwi, po czym szybko uniósł je w górę – Sabine? Była tam?

– Siedziała kilka stolików od Was. Miała rudą perukę na głowie – chłopak przekręcił się na swoim siedzeniu i spojrzał wymownie na Paddyego.

Mężczyzna zamarł i z nieukrywanym szokiem błądził wzrokiem po twarzy rozmówcy. W pewnym momencie, na Jego policzku, dostrzegł ciemne zabarwienie. Odruchowo dotknął swojego łuku brwiowego, wyczuwając pod opuszkami plasterki ściągające, które rano zamaskował pudrem, znalezionym wśród kosmetyków Oli.

– Sorry, nie chciałem Cię uszkodzić – młody rozciągnął usta w bezczelnym uśmiechu. Jego oczy nie wykazywały nawet okruszka skruchy – Musiałem się jakoś bronić. Jestem Anton.

Paddy spojrzał w kierunku wysuniętej dłoni. Przez moment wahał się czy uścisnąć rękę, która bądź, co bądź należała do Jego przeciwnika i całkiem sprawnie broniła swojego właściciela. Zaraz po tym przypomniał sobie, że to Jemu zawdzięcza życie Oli.

– Patrick. Pzepraszam za tę bójkę. Nie wiedziałem, że kręcisz się przy nas, żeby pomóc – mężczyźni wymienili uścisk dłoni.

– Spoko, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz – młody tym razem obdarzył go szczerym uśmiechem – Przyzwyczaiłem się, że życie czasem boli –  Jego zadowolenie lekko przygasło, a w oczach pojawił się dziwny cień, który mężczyzna szybko zatarł jednym mrugnięciem powiek, ale Paddy zdążył go zauważyć.

– Jedziemy prosto z komisariatu – Henry przerwał zadumę obu mężczyzn – Zapewne policja będzie drążyć temat, więc chciałem Ci tylko przypomnieć, że Anton jest dla Ciebie przypadkowym przechodnie. Nie znacie się, nigdy go nie widziałeś – starzec zamilkł na moment. Pokręcił się niezgrabnie na siedzeniu i potarł zmęczone oczy.

– Wiem, rozmawialiśmy już o tym – odparł Paddy.

– Tak, ale wolałem jeszcze raz przypomnieć – Henry ponownie wbił wzrok w Paddyego. Na Jego twarzy pojawiło się dziwne przygnębienie, co też potwierdziło ciche, ale ciężkie sapnięcie – Nie nawal, chociaż tym razem, Kelly – ostrzegł chłodno – Spieprzyłeś nam sprawę, bo nie tak miało to wyglądać. Anton miał być czysty, wyświadczał mi tylko niewinną przysługę.

– Niech Pan nie przesadza – odezwał się chłopak – Dla mnie to żadna nowość.

– Anton! Rozmawialiśmy już o tym! – zirytował się Henry – Coś mi obiecałeś!

Chłopak potulnie spuścił głowę i zamilkł. Paddy natomiast zmarszczył nieco brwi i uważniej przyjrzał się młodemu towarzyszowi. Przydługie jasne włosy w totalnym nieładzie, bystre duże oczy, z inteligentnym wyrazem, buńczuczna mina… Na pierwszy rzut oka, chłopak wyglądał na bezczelnego cwaniaka, o smykałce do lewych intetersów i chęci zarobienia łatwych pieniędzy. Zapewne tak właśnie wyglądało Jego życie, tylko ten cień – prawie niezauważalny, sekundowy smutek w oczach oraz słowa Henryego psuły Paddyemu ogólną ocenę. Przeszło mu przez myśl, że Anton nie jest zwykłym pracownikiem starego.

– Możesz wracać – zarządził Henry – Tylko pamiętaj, co obiecałeś.

– Nie martw się, będę milczał w tej sprawie, ale co z Sabine? Przecież na pewno go widziała, naszą bójkę też.

– O nią się nie martw – odparł że spokojem Henry – Już nikomu nie zaszkodzi – dodał w momencie, gdy  Paddy otwierał drzwi.

…………….

– O! Cześć! – zaskoczona Kira wyszła z domu – Dawno Cię u nas nie było.

– Tak… Trochę… – zmieszał się Paddy – Jest Angelo?

– W garażu – skinęła głową w stronę niewielkiego budynku – A jak Ola? Doszła już do siebie? – zapytała nieco głośniej, gdyż Paddy ruszył już w stronę garażowych drzwi.

– Jest w domu. Odpoczywa – odparł, zatrzymując się i odwracając w stronę bratowej.

– Dobrze, że tak to się skończyło. Miała szczęście.

– Kira… – Paddy zawahał się na krótką chwilę, po czym dokończył – To w ogóle nie powinno było się wydarzyć – zacisnął usta, a w Jego oczach pojawił się smutek i złość.

– Niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć – kobieta pokonała kilka schodów i zbliżyła się do szwagra.

– To akurat mogłem – odparł –  Wiedziałem do czego zdolna jest ta kobieta, a zostawiłem Olę na tej ulicy, żeby zwymyślać faceta, który w zasadzie miał nam pomóc – do tej pory czuł niechęć do swojej osoby i złość na własną głupotę.

– To nie Twoja wina, nie jesteś jasnowidzem.

– No nie – przyznał – Ale krew mnie zalewa na samą myśl, że nie byłem w stanie uchronić Jej przed tym wszystkim i nie mówię tu tylko o wczorajszym wypadku.

– Przestań. Ważne, że już się wszystko  unormowało. Złapali tę kobietę. Zamkną Ją, prawda?

– Najpierw muszą zrobić Jej badania na poczytalność – odparł, wkładając zmarznięte ręce w kieszenie czarnego płaszcza i pokręcił przecząco głową – Jestem dupkiem, Kira! Nabrałem się na gadkę o nieszczęściu i nawet czułem się winny temu, co Ją spotkało, a Ona cały czas knuła. Próbowała nas zniszczyć! – wbił ponury wzrok gdzieś daleko przed sobą.

– Paddy, spokojnie – ostrzegła go brunetka.

– Sorry, ale nie potrafię – odparł z bólem – Od wczoraj jestem kłębkiem nerwów – rzucił, wyjmując ręce z kieszeni – Przy Oli staram się trzymać, udaję opanowanie, ale tu nie nie umiem! W głowie mi się to nie mieści, rozumiesz?! Jak można świadomie kogoś krzywdzić?!

– Przykro mi – Kira nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Widziała wzburzenie Paddyego i ból w Jego oczach, współczuła mu.

– Jestem wściekły! Cholernie wściekły! – zawarczał – Wciąż myślę o wczorajszym dniu i o tym, czego się dowiedziałem. Wszystko wróciło i od nowa rozbieram swoje życie na czynniki pierwsze – zagrzmiał – Musiałem wyrwać się, choć na moment, żeby pogadać z kimś normalnym. W domu nie mogę, bo Nati nic nie wie. Z resztą Ola bagatelizuje całą sprawę, albo tylko udaje, że Ją to nie obeszło, sam już nie wiem – uciekł wzrokiem w bok.

– Zapewne udaje – stwierdziła Kira – Nie chce martwić Ciebie i próbuje chronić Natalia. Dzieci zwykle bardzo przeżywają takie rzeczy – otuliła się szczelniej kurtką Angelo, którą w pośpiechu zdjęła z wieszaka, gdy zobaczyła wjeżdżający na podwórko samochód – Dla nich świat jest bezpieczny i łatwy. Nie ma w nim agresji. Takimi wiadomościami zakłócamy ich poczucie bezpieczeństwa.

– Tak – spuścił głowę – Tylko co z naszym poczuciem bezpieczeństwa.

– Ty nie jesteś dzieckiem – Kira prychnęła z lekka.

– Ale nikt nie ma prawa atakować mnie i mojej rodziny! – wybuchł – Ona zabrała odebrała mi możliwość posiadania dziecka, chciała zabić kobietę, którą kocham! – wykrzyczał – Szukała zemsty na mnie, a atakowała moich blislich! To ich spotkała kara! Powiesz mi za co?!

– Możesz być ciszej? –  brunetka obejrzała się za siebie – Zaraz wystraszysz moje dzieci.

– Paddy! – na podwórku pojawił się Angelo – Zejdź trochę z tonu. Rozumiemy, Twoje wzburzonie i żal, ale nie musisz krzyczeć.

Mężczyzna zacisnął usta i wbił wzrok w ziemię. Czuł wstyd, ale musiał wyrzucić z siebie gniew, który gromadził się w nim przez całe popołudnie. Ilekroć spojrzał na Olę, na dłoń przytkniętą do miejsca rany po nożu, wielka gula zatykała mu gardło, dłonie zwijały się w pięści, a w klatkę piersiową wypełniał bolesny ucisk. Dodatkowo męczył go poranny telefon Johna i nieprzyjemna rozmowa z Henrym.

– Chcesz wyrzucić z siebie stres? Właź tutaj – Angelo wskazał na garażowe drzwi – Kira? Możesz wyjąć z barku whisky i podrzucić ją tutaj?

– Nie chcę pić, przyjechałem autem.

– A kawa?

– Raczej relanium – rzucił blondyn i uśmiechnął się z ironicznie do mijającego go mężczyzny – Przynieś tę whisky – spojrzał ponownie na żonę – Czuję, że się przyda – dodał, spoglądając na żonę, po czym również zniknął za garażowymi drzwiami.

…………..

– Jak trwoga to do Angelo, co? – z drwiną spojrzał na mężczyznę,  zasiadającego przy zestawie bębnów i talerzy.

– W końcu jesteśmy rodziną, nie? – odparł Paddy i uderzył mocno w złote, krążki perkusyjne – Lekko naciąganą, ale jednak – przekrzyczał brzdęk.

– Taaa… – Angelo usiadł na krześle pod ścianą i założył na głowę słuchawki wygłuszające. Wiedział, że nic lepiej nie koi nerwów, niż walenie w gary. Pozwolił na to Paddyemu, choć zdawał sobie sprawę, że część zestawu zapewne będzie do wymiany.

– Udusiłbym tę babę własnymi rękoma, wiesz? – odezwał się Paddy po jakichś trzydziestu minutach, dysząc ze zmęczenia.

– Wiem i doskonale Cię rozumiem – blondyn zsunął słuchawki na szyję – Gdyby ktoś atakował moją rodzinę, zrobiłbym tak samo, tylko dużo wcześniej.

– Jestem idiotą Angelo. Zaatakowałem obcego gościa, bo mi się nie podobał  a nie potrafiłem ustrzec własnej kobiety przed wariatką. Ona by zginęła, a Ja nawet bym tego nie zauważył.

– Faktycznie, idiotyczna sytuacja – przytaknął Angelo.

– Gdybym wtedy umarł, nic więcej by się nie stało. Moje dziecko żyłoby dzisiaj, a Oli nikt by nie atakował – Paddy  wyrzucił z siebie kolejne słowa, wbijając wzrok w betonową podłogę.

– Zwariowałeś?! – tym razem Angelo nie mógł się z tym zgodzić.

– Nie wiem. Być może – odparł obojętnie mężczyzna siedzący za rzędem bębnów.

Angelo, nie pytając po raz kolejny, brata o chęci, sięgnął po butelkę z alkoholem. Napełnił dwie szklanki.

– Może i uratowałbyś swoje dziecko  ale kto wtedy pomógłby Oli je wychować? – zapytał, podając rozmówcy jedną ze szklanek.

Paddy nie zastanawiając się nad tym, co robi, przechylił naczynie i wypił palącą w gardło zawartość.

– Johnny – odparł, zaciskając nerwowo pięść – Przecież On tylko czeka aż nam coś nie wyjdzie – dodał i spojrzał ponuro na blondyna – Tak jest pieprzona prawda. Nalej mi jeszcze – wyciągnął dłoń.

…………

Jimmy bezmyślnie wpatrywał się w zakratowane okno. Od chwili wejścia do ośrodka, przestał ogarniać swoje życie. Jakby ktoś nagle odciął mu logiczne myślenie, a zostawił tylko zmysły. Zamyślonym wzrokiem rozejrzał się po brzydkim, brudnym pomieszczeniu. Dwa obdrapane łóżka, stolik, któremu najłagodniej mówiąc, daleko było do ładności, a przy nim dwa mocno zużyte taborety. Żółta lamperia na ścianach, szare płytki na podłodze i ciężkie metalowe drzwi, które oddzielały go od normalnego świata. Może tak jest lepiej? – pomyślał. Może powinien był zrobić to już dawno? Odciąć się od parszywego życia, które wywoływało ból, zamknąć się na fałszywych ludzi, którzy potrafili tylko krzywdzić? Podniósł głowę w górę i westchnął ciężko.

– Dlaczego musiałeś zesłać mi właśnie Ją? – wyszeptał – Podobno kochasz wszystkich i jesteś dobry. Czemu akurat mnie nienawidzisz?

Gdy do Jego uszu dotarł zgrzyt zamka w drzwiach spojrzał na nie obojętnie. Ciężkie wrota uchyliły się, wywołując przy tym nieprzyjemny dla słuchu jęk metalowych zawiasów, których nikt od dawna nie poczęstował nawet odrobiną smaru i na progu stanął Mike, a zaraz za nim znajomy policjant.

– No książę gitary, wchodzimy na salony – funkcjonariusz z rozbawieniem ponaglił ociągającego się lekko Mikea – Tylko spokój ma być, Panowie. Areszt jest zapchany, niestety musicie dzielić ten hotel wspólnie – dodał i zamknął z powrotem drzwi.

Gdy tylko ustał pisk zawiasów i zazgrzytał klucz w zamku, Mike wszedł głębiej i usiadł na jednym z łóżek, rozglądając się z obrzydzeniem po pokoju.

– Powiedziałem im, że to był egzamin z kursu samoobrony – oznajmił, zatrzymując wzrok na stojącym mężczyźnie

– Co? – Jimmy odwrócił się od zakratowanego okna i spojrzał na niego ze zmarszczonym czołem.

– Co! Co! – Mike drgnął nerwowo, po czym zapominając o obrzydzeniu położył się na łóżku. Ręce włożył pod głowę, a nogi skrzyżował w kostkach i oparł o metalową ramę – Pstro! Samoobrona, taki kurs dla…

– Wiem co to kurs samoobrony – mruknął nerwowo stojący – Ale uwierzyli Ci?

– Nie wiem, ale gówno mnie to obchodzi – odburknął leżący wykrzywiając usta – Powiedziałem Ci swoją wersję, bo pewnie zaraz zabiorą na spowiedź Ciebie – dodał i nie czekając na odpowiedź wyjaśnił – Jak czekałem na przesłuchanie, to znalazłem w kieszeni ulotkę jakiegoś klubu i wymyśliłem to na poczekaniu. Jakiś facet wcisnął mi ją wczoraj, mówiąc, że mi się przyda, bo na chojraka nie wyglądam, a gra na ulicy bywa niebezpieczna – roześmiał się i zerknął za siebie – Cholera! Chyba miał rację. Może się jednak zapiszę?

– I Ja niby mam powtórzyć te bzdury?

– Rób co chcesz – Mike przewrócił się na bok, pokazując Jimowi plecy – Przypominam, tylko, że Ty nas wpakowałeś w to gówno.

Jimmy spojrzał groźnie w stronę kuzyna, ale przemilczał Jego słowa.

– Co miałem im powiedzieć? – po kilku sekundach leżący mężczyzna przewrócił się na drugi bok i podparł ciało na łokciu – Że zaatakował mnie jakiś wariat w nagrodę za uratowanie tyłka jego panience przed zbiorowym seksem?

– Chcesz zarobić w ryj? – Jimmy najeżył się i przysunął nieco do Mikea.

– Taka prawda – mężczyzna wzruszył ramionami – Na początku nie wiedziałem za co mnie lejesz i tarzasz po ziemi, ale domyśliłem się wszystkiego, jak powiedziałeś, że chodzi o Emmę, chociaż nadal nie wiem, o co tak naprawdę masz pretensje. Widziałem się z nią tylko raz, od czasu naszego nieszczęsnego wspólnego spotkania.

– I ten jeden raz wystarczył, żebyś rozwalił moje życie – Jimmy przygryzł do bólu dolną wargę. Upokorzenie i złość zaczynały z powrotem wypełniać Jego duszę. Podniósł rękę w górę i oparł ją o okienną kratę, po czym spojrzał w stronę Mikea – Musiałeś Ją przelecieć? – zapytał z wyrzutem.

– A ten dalej swoje – jęknął w odpowiedzi mężczyzna i podniósł się do pozycji siedzącej – Jim, kurwa! Ja Jej nie tknąłem! – wbił spojrzenie w stojącego tyłem mężczyznę, który na dźwięk Jego słów raptownie oderwał ręce od krat i odwrócił przodem. Jego twarz zionęła wściekłością i niedowierzaniem, więc dodał – Cholera, żebym Ją chociaż pocałował, to zrozumiałbym Twój atak, ale Ja nawet tego nie zrobiłem! Nie wiem, o co się tak wściekłeś?! – dotknął pulsującej wargi i dodał – Dobrze, że mi zębów nie wybiłeś, bo plujący piosenkarz byłby totalną porażką.

– Taki z Ciebie piosenkarz, jak ze mnie bokser, więc i pluć możesz. Najwyżej będziesz śpiewał tylko w czasie deszczu – odburknął Jimmy.

– Odpieprz się, dobra?! – Mike zerknął na towarzysza z oburzeniem. Zaraz po tym wstał – Skąd przyszło Ci do głowy, że spałem z Em? – drążył dalej temat.

– Sama mi to powiedziała – odparł cicho Jimmy, wbijając ponure spojrzenie w więziennej kraty.

Mike zacisnął powieki i głośno wymuchał powietrze z płuc.

– Więc… Ona myśli… – po chwili zmarszczył brwi i jęknął cicho – Wszystko nie tak… – odwrócił się spojrzał na Jima – Ona się myli i to bardzo.

– Albo ściemniasz, bo się boisz.

– Nie, Jimmy – Mike pokręcił głową – Owszem, spędziłem z nią noc, ale do niczego między nami nie doszło.

=================

 

8 myśli na temat “Rozdział 173: Tłumione emocje…

    1. Dlaczego? Pamiętam nasze komentarze do poprzedniego rozdziału. Starałam się Tobie zasugerować, że może być inne wyjaśnienie, ale lekko się wtedy nakręciłaś 😁

      Polubienie

  1. Kij z Jimmem. On nie panuje nad sobą. Nie chce takiego człowieka dla Emmy. Już daj ja lepiej z Mikem, może też się w niej zakocha, a ona w nim? Em pewnie była pijana i myśli, że z nim spała, a to nieprawda. Buhaha! Paddy super się wyzyl na bębnach. Ola udaje, na bank! Mówi, że nic się nie stało, ale na pewno zrobiło to na niej wrażenie. A skąd ten Anton? Kto to taki? Jak się ma do tego Henry? Hmm… Henry w tej części przypomniał mi Artura z Green Breath. Taki opiekun wszystkich. Szef wszystkich szefów. Hihi. Ściskam Cie Olis, pisz dalej.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Owszem Jim nie panuje nad sobą i nawet nie walczy, żeby to zrobić, działa instynktownie, bo to choleryk. Jednak w tej sytuacji go rozumiem. Mike nawinął się pod Jego ręce w momencie, gdy Jima ogarnęła furia.
      Mikea nie trzeba nakręcać na miłość do Em, przyznał przecież Jimowi, że Ją kochał. Zobaczymy, co z tego jeszcze wyjdzie.
      Chyba nie ma osoby, której nie obeszłaby taka sytuacjia. Ola po prostu inaczej reaguje.
      Anton? Hmmm… Henry to opiekun wszystkich uciemiężonych. Skoro Em i Ola dają sobie jakoś radę, znalazł kolejną osobę, a może nie tylko o to chodzi… 😁
      A wiesz, że podobnie pomyślałam o Henrym? Nawet przez moment zastanawiałam się czy w to brnąć, ale staruszek jest mi potrzebny.
      Dzięki za komentarz, staram się pisać, choć nie tak często, jak kiedyś. Moje obecne części też nie są tak dopracowane, gdyż nie mam na to czasu, ale Lovim jest ucieczką od realnych problemów, moim prywatnym terapeutą, relaksuje mnie i oczyszcza umysł ze śmieci. Daj mi tylko znać kiedy będziecie miały dość 😁 Buziaki

      Polubienie

      1. Ja nie mam dość, jeśli nie jest już zbyt długo raz w lewo raz w prawo. Ja to nawet teraz może i widzę Emme z Mikem. A Jimmy niech się wscieka sam ze sobą. Jak on mnie denerwuje. Moim zdaniem jeśli się kogoś kocha, to nie mówi się takich słów, bo one zostaną z tą osobą do końca życia. Potem ciężko o nich zapomnieć. Wiem jaka cudowna jest ta odskocznia.

        Polubione przez 1 osoba

        1. Oluś, na pewno takich słów się nie zapomina, ale Jim dostaje coraz to nowsze wiadomości na temat Em i jedna od drugiej jest gorsza. Częstuje go nimi, jak gorzkim ciastkiem do kawy. Ile może znieść facet? Szczególnie taki z Jimowym wybuchowym charakterze. On wiele rzeczy żałuję, niestety przy każdej kolejnej wybucha od nowa.

          Polubienie

  2. Czułam że Emma z nim nie spała ,bo wtedy Jimbo już by nie wybaczył,a przecież wybaczy 😁i będą razem.Henry stary zgred ciekawe czy on by Ole upilnował to była patowa sytuacja praktycznie nie do przewidzenia.

    Polubione przez 1 osoba

    1. No tak, Em nie spała z Mikeem i masz rację, wtedy to byłby koniec ich związku.
      Henry lubi rządzić, ale fakt jest taki, że gdyby nie Anton, przysłany przez niego, Ola zapewne już by nie żyła.
      Dzięki 💖

      Polubienie

Dodaj komentarz