Rozdział 141: Nienormalność

Siedział na skórzanej, drogiej kanapie,  w eleganckiej poczekalni. W swej dłoni ściskał drżącą rękę. Wiedział, że się boi, wiedział już wszystko… Znał wszystkie jej myśli i uczucia. Wiedział dlaczego jest,  jaka jest i co nią kieruje, co wywołuje nagłe zmiany jej zachowania. Czy przez tę wiedzę rozumiał więcej? Nie! Wiedział jednak, że to nie jest jej wina, że Em wciąż jest ofiarą typa, który zmuszał Ją do tych wszystkich podłych rzeczy i który sprowadzał jej facetów. Wszyscy byli winni i wszystkim,  którzy Ją wykorzystali urwałby jaja. Wczorajszego wieczora zrozumiał, że koszmar kobiety wcale się nie skończył. On trwał nadal…

Odwrócił głowę i spojrzał na nią. Uśmiechnął się, gdy popatrzyła mu w oczy. Blada, bez makijażu wydawała mu się jeszcze bardziej krucha i delikatna niż wcześniej.

– Czy jesteś w stanie ze mną żyć? – przypomniał sobie jej wczorajsze pytanie.

– Nie wiem,  Em. To trudna odpowiedź – odparł szczerze. Nie chciał jej obiecywać czegoś, czego być może nie będzie mógł spełnić – Nie jestem w stanie niczego Ci obiecać. A czy Ty jesteś pewna, że chcesz mnie ze wszystkimi wadami? Wytrzymasz ze mną do końca życia? Możesz mi to obiecać? – widział jak zmienia się jej mina  i uśmiechnął się – Sama widzisz. Też tego nie potrafisz. Pewne jest tylko to, co do Ciebie czuję. Wiem, że mojej miłości, nic nie jest w stanie, zniszczyć – złapał Ją za rękę i zaciągnął do łazienki. Posadził na brzegu wanny i odwrócił się do lustra – Który jest do zmywania makijażu? – ręką wskazał butelki, stojące na półce.

– Ten niebieski – odparła.

Przystawił drewniany stołeczek i usiadł naprzeciwko dziewczyny, po czym nalał trochę płynu na wacik i zaczął przemywać nim jej brudną twarz.

– Chcę spróbować, Em – powiedział po chwili – Chcę walczyć… Do upadłego.

– A co jeśli już upadniesz?

– Wstanę, wylecze siniaki z tyłka i pójdę dalej – zażartował.

– Wiesz o czym mówię – nie było jej do śmiechu.

– Nie upadnę – stał się poważny – A jeśli nawet, to Ty mnie podtrzymasz, jeśli Ty się lekko potkniesz tak, jak dziś, Ja będę stał na straży i uratuję Cię przed poobijaniem się – wyjaśnił – Tylko walczmy razem, ramię w ramię, bo to nasza wspólna podróż i wspólny cel. We dwoje jest łatwiej, uwierz mi – musnął ustami jej wargi. Smakowały gorzko – Okropny ten płyn – stwierdził wycierając dłonią usta.

– On nie jest do picia i smakowania – stwierdziła, unosząc lekko kąciki ust. Chciała odebrać mu z dłoni buteleczkę, ale szybko porwał rękę w górę.

– Pozwól mi sobie pomóc.

– A ile razy w życiu zmywałeś makijaż.

– Nigdy – odparł – Nigdy też nie kochałem tak mocno – jego wzrok zanurzył się głęboko w jej ciemnych tęczówkach – To jak będzie? – oblizał usta, przyciskając zębami dolną wargę. Czekał…

– Podziwiam Cię, wiesz?  – wyznała, wpatrując się w niego – Każdy normalny facet uciekłby ode mnie, już wtedy w Irlandii.

Rozciągnął usta.

– Moje rodzeństwo twierdzi, że nigdy nie byłem normalny. Chyba nie wiem jak to jest – odparł z kpiną.

Oczy brunetki lekko się zwężyły i pojawił się w nich maleńki, nieśmiały błysk radości.

W tym momencie Jim poczuł dumę w sobie. Podołał wyzwaniu. Dał radę przywrócić uśmiech na usta dziewczyny.

– Przepraszam Jimmy – zatrzymała w powietrzu rękę mężczyzny, zmierzającą, by wytrzeć, z jej twarzy, kolejny czarny ślad. Zacisnęła ręce, zamykając w nich męską dłoń – Myślałam, że jestem silna. Chciałam Ci coś udowodnić. Chciałam być normalna,  jak wszystkie inne kobiety – spuściła głowę. Dalsze słowa ugrzęzły w jej gardle.

– Wiem – przetarł delikatnie policzek dziewczyny – Tylko Ja tego wcale nie potrzebuje – przyznał – Potrzebuje Ciebie przy swoim boku. Wariuję, gdy jesteś daleko.

– Bo mi nie ufasz – odparła ze smutkiem, wbijając wzrok w podłogę.

– Bo Cię kocham – poprawił Ją.

Kobieta podniosła oczy.

– Nawet taką rozmazaną i zapuchniętą? – uśmiechnęła się lekko.

– Nawet taką – oddał uśmiech i dokończył czyszczenie jej twarzy – Jest pięknie jak na pierwszy raz – roześmiał się.

Wstała i zerknęła w lustro.

– Masz talent – przyznała i odwróciła się do niego, opierając plecy o umywalkę – Dziękuję, Jimmy… Za wszystko…
Odłożył płyn na pralkę i objął Ją w pasie.

Em uśmiechnęła się do niego, jednak On pozostał poważny. Chwilę patrzył na nią w milczeniu, zastanawiając się jak poruszyć, nurtujący go temat. W końcu podniósł jej rękę i przycisnął jej dłoń do swojej piersi, w miejscu, gdzie najbardziej wyczuwał bicie swojego serca.

– Czujesz to? – zapytał, a gdy skinęła głową, dodał – Ono bije dla Ciebie… Mocno… Ale nie wszystko zniesie. Proszę, nie skrzywdź go.

Łzy błysnęły w oczach dziewczyny.

– Jimmy…

– Nie zdradź mnie, Em… Zrób wszystko, by do tego nie dopuścić, bo… Tej jednej rzeczy nie będę potrafił Ci wybaczyć – patrzył wprost w jej oczy. Zanurzył się głęboko w jej źrenicach, szukając w nich przyrzeczenia. Nawet nie wiedział kiedy wysunęła dłoń spod jego ręki i objęła twarz.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, przysięgam – wyszeptała mu do ust i pocałowała – Jesteś moim aniołem stróżem, wiesz? Moim szczęściem… Nie potrafię z Ciebie świadomie zrezygnować, więc obiecuję, że będę walczyć do upadłego – posłużyła się jego słowami, na co uniósł lekko kąciki ust – Jutro wrócę do tej cholernej baby – dodała – Jeśli się nie uda, wrócę tam pojutrze i jeszcze po pojutrze. Będę wracać tam codziennie, będę walczyć aż zabiję swoje demony – znowu go pocałowała – Nie zwiodę Cię Jimmy, bo Cię kocham.

– Witam! – kobiecy głos wyrwał go z zadumy. Czuł, że Emma podnosi się z krzesła, więc także wstał. Podeszła do nich szczupła blondynka w średnim wieku. W jednej ręce trzymała niebieską teczkę, a drugą poprawiła okulary i wyciągnęła w kierunku Emmy – Walczymy dalej? – zapytała,  przenosząc zaciekawiony wzrok na Jima.

– To jest mój… przyjaciel – usłyszał i skrzywił się w duchu, ale potulnie uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń.

– James Kelly – spojrzał kobiecie w oczy i poczuł się dziwnie skrępowany.

– Rozumiem, że… Pan Kelly będzie uczestniczył w spotkaniu – odezwała się niepewnie kobieta.

Em, wytrzeszczyła i tak już wielkie z przerażenia oczy.

– Nie! – zaprzeczyła szybko – Jimmy jest tylko towarzyszem.

– Aha – odparła psycholog, z wyczuwalną w głosie ulgą – W takim razie zapraszam – dodała i pierwsza weszła do gabinetu.

Emma spojrzała niepewnie na Jima. Czuła jak jego dłoń zaciska się wokół jej palców.

– Będę tu, pamiętaj… – powiedział półgłosem. Jego blada, spięta twarz i pełen,  skrywanego niepokoju wzrok, zmiękczył jej serce. Mimo swojego lęku rozciągnęła usta.

– Dam radę – szepnęła. Musiała dać, dla niego… Tyle już przez nią zniósł, tyle przeżył i widział, a jednak wciąż stał obok i trzymał Ją za rękę.

…………..

– Idziecie? – krzyknął w głąb domu – Bo zaraz Was zostawię i pojadę sam – ostrzegł.

– Ja już! – odkrzyknął z góry dziecięcy głos, któremu zawtórował stukot butów.

– A mama? – Paddy, spojrzał na zsapaną towarzyszkę z lekko ironicznym uśmiechem.

– Mama jeszcze nie – odparła mała,  zakładając buty – Aaa! – wyprostowała się nagle, przypominając sobie o czymś – Mówiła, żebyś wziął ciasto z lodówki.

Paddy przewrócił oczami i ruszył w stronę pomieszczenia.

– Zapomniałam czegoś! Zaraz wrócę – krzyknęła za nim dziewczynka i wbiegł z powrotem na górę, robiąc przy tym taki hałas jakby pędziło  po nich stado koni.

– Kobiety… – jęknął z drwiną – Jakby się na wielki bal szykowały – mruknął pod nosem.

Wyjął z lodówki przyszykowany deser i obrzucił go wzrokiem, po czym postawił na stole i z łobuzerską miną dziecka, przesunął palcem wzdłóż brzegu pojemnika, zbierając z niego krem.

– Nie dziwiłabym się Nati, ale Ty?! – podskoczył na dźwięk głosu.

Szerokim uśmiechem przykrył zakłopotanie.

– Brudny był.

– Tak,  a teraz trzeba oblizać równie brudny palec, prawda? – zaśmiała się Ola, biorąc z parapetu pokrywkę – Zamknij, będzie bezpieczniejsze – podała mężczyźnie mleczną górę od pojemnika – Coś się stało? – zapytała zdezorientowana, wpatrując się w zmieniającą się nagle minę towarzysza.

– Nieee… – odparł przeciągle, zerkając na bezdechu, jeszcze raz w okno – Idziemy? – odwrócił się i nie patrząc na Olę wyszedł z kuchni.

– A ciasto?! – krzyknęła za nim, po czym mruknęła pod nosem – Faceci…

Wyszedł przed dom i rozejrzał się uważnie. Przez kuchenne okno zobaczył stojący przy chodniku czerwony samochód, jednak teraz, gdy wyszedł na zewnątrz,  ulica była pusta, więc zwątpił. Sam już nie wiedział co naprawdę widział. Być może coś zwyczajnie odbijało się w szybie…

………….

Od godziny tkwił w poczekalni. Chodził w tę i z powrotem, przysiadając,  co kilka sekund na ustawionych pod ścianą, miękkich krzesłach. Za każdym razem na innym,  jakby szukał najwygodniejszego. Wszystkie jednak paliły go w tyłek. Nerwowo ruszał nogami, po czym podrywał się w górę i znowu przemierza pokój. Powoli zaczynał się w nim dusić.

Miał wrażenie, że Em nigdy nie wyjdzie z gabinetu Pani psycholog. Jest dobrze czy źle? – zastanawiał się – Co powie jak wyjdzie? Jaka będzie? Czy znowu przyjdzie mu walczyć? – westchnął głośno, czując nagły strach. Wczoraj mu się udało, ale czy dziś…

Ponownie usiadł i wyjął telefon.

– Cholera Jim! – usłyszał, gdy tylko przyłożył go do ucha – Nie odzywasz się od wczoraj! Prawie ze skóry tu wychodzę!

– Nie mogłem… – odparł.

– Gdzie jesteście?

– Ja po gabinetem, a Em w środku – wyjaśnił i zaraz po tym usłyszał westchnienie.

– Więc jednak wróciła – stwierdził Henry – Brawo! Udało Ci się!

Jimmy spojrzał niepewnie na zamknięte drzwi.

– Właściwie,  to nie wiem – powiedział cicho – Nie wiem, co zrobi jak wyjdzie.

– Wierzę, że Jej pomożesz – odparł staruszek.

Mężczyzna przygryzł nerwowo wargę. Od wczoraj, gryzło go pytanie, ale nie był pewien czy Henry wyzna mu prawdę.

– Próbuję, ale nie wiem czy odpowiednio…

– Skoro wciąż jest w gabinecie, to na pewno jest dobrze. Zwykle uciekała z niego po piętnastu minutach – wyjaśnił Henry.

– No właśnie… – zaczął zdenerwowany Jim – Byłeś z nią jak z niego wychodziła? – czuł się głupio, ale musiał wiedzieć.

– Tak. Odwoziłem Ją do domu, czemu pytasz?

– I byłeś z nią do rana? – zacisnął powieki. Czuł wstyd.

– Nie. Jimmy o co chodzi?

– O nic – odparł krótko i rozłączył połączenie.

Jak miał znaleźć odpowiedź? Henry nie mógł mu jej udzielić. Zostawiał Ją pod mieszkaniem, nie wiedział, co działo się z nią później. Emmy nie chciał pytać.

Wstał i znowu zaczął krążyć po pomieszczeniu. A może nie powinien szukać odpowiedzi? Po co? – przymknął oczy i głośno wydmuchał powietrze – Może lepiej nie wiedzieć? Będzie mniej boleć?

Był skołowany. Jedna myśl wypierała drugą. Krążyły po jego głowie jak burzowe chmury. Obawa i niepewność wgryzały się w jego umysł,  niczym drapieżne ptaki, które wydziobywały po kawałku,  wszystkie pozytywne uczucia….

Zamarł, gdy skrzypnęła klamka w wielkich drzwiach. Wpatrzył się w nie, wstrzymując powietrze.

– Panie Kelly? – z gabinetu wyszła psycholog.

Sam nie wiedział kiedy znalazł się tuż przy kobiecie.

– Wiem, że to Pan przysłużył się do tego, że Emma pojawiła się tu dzisiaj.

Jimmy prawie nie słyszał słów terapeutki, starał się zajrzeć w głąb gabinetu.

– Co z Em? – na moment zawiesił niespokojny wzrok na kobiecie.

Blondynka uśmiechnęła się do niego i ciągnęła dalej swoją wypowiedź :
– Choć przeważnie sprzeciwiam się obecności partnerów swoich pacjentów, tym razem muszę przyznać, że ma Pan bardzo dobry wpływ na Emmę. Udało nam się ruszyć z miejsca.

– Ruszyć z miejsca? – poczuł irytację – Przez ponad godzinę?

Psycholog znowu obdarzyła go uprzejmym uśmiechem.

– Tak i uważam to za sukces – zauważając zdziwienie na twarzy mężczyzny, wyjaśniła – Ludzki umysł, to wciąż jedna wielka niewiadoma. Czasami trzeba miesięcy, a nawet lat, żeby dotrzeć do jego najbłębszych zakamarków, ale dziś zrobiłyśmy maleńki kroczek w przód.

Jimmy wpatrywał się w nią że zdziwieniem.

– Kiedy Em będzie zdrowa? – wyrwało mu się.

Kobieta uśmiechnęła się do niego z zawodową uprzejmością.

– Na to pytanie niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć – odparła – Niektórzy pacjenci szybko reagują na terapię, inni… trochę wolniej.

Słysząc lekkie wahanie w głosie kobiety, zmarszczył brwi. Chciał jasnej odpowiedzi, tydzień, miesiąc… Taka odpowiedź nie uspokoiła Jego niepokoju. Odwrócił wzrok i westchnął.

Kobieta otworzyła teczkę i wyjęła z niej niewielką karteczkę.
– To jest mój numer telefonu. Gdyby miał Pan jakieś pytania lub coś dziwnego działo by się z Emmą, proszę dzwonić.

Jimmy odebrał wizytówkę i lekko uniósł brwi.

– Dla bliskich często jest to równie ciężkie przeżycie, co dla samych pacjentów – powiedziała, nie wyjaśniając do końca sensu swoich słów, jednak Jim doskonałe wiedział o czym mowa.

Kobieta rozciągnęła usta i po krótkim pożegnaniu odeszła, więc ostrożnie zajrzał w głąb gabinetu, po czym podszedł do siedzącej w bezruchu, brunetki. Po policzkach wciąż jeszcze spływały jej łzy.

– Em? – usiadł z boku. Nie dotykał Jej. Zapamiętał, że w pewnych,  trudnych dla niej momentach,  nie znosił bliskości.

– Wiesz, czego się dowiedziałam? – zapytała, patrząc przed siebie – A właściwie uzmysłowiłam?

– Nie.

– Że to Ja jestem winna temu, do czego zmuszał mnie Thomas…

– Co? – poderwał się z kanapy – Ta baba Ci tak powiedziała?! – poniosły go nerwy – Do cholerny! Co to za psycholog! – warknął.

– Chyba najlepsza, tak twierdził Henry – odpowiedziała bez emocji, dziewczyna.

– Najlepsza?! W czym?! Chyba w pogrążaniu pacjentów! – Jimmy był wściekły – W niczym nie ponosisz winy, zapamiętaj to?! Byłaś jego ofiarą! Ten skurwiel powinien siedzieć za to, co Ci zrobił – przykucnął przed nią i zacisnął palce wokół jej dłoni.

– Nie, Jimmy. Ona ma rację… – zamrszczone brwi kobiety wskazywały na głęboką zadumę.

– Jaką rację? Wmawia Ci jakieś głupoty!  – poderwał się i pociągnął Ją w górę – Chodź stąd. Znajdziemy Ci innego terapeutę.

– Czy Ty mnie słuchasz?! – dopiero w tym momencie spojrzała mu w oczy – Nikogo nie będę zmieniać. I naprawdę ma rację. Miałam tak dużą potrzebę bycia kochaną i ważną dla kogoś, że godziłam się na to, do czego mnie zmuszał. Mój strach przed odrzuceniem i ponownym uczuciem osamotnienia był większy niż krzywda, którą mi wyrządzał.

Jimmy zmarszczył czoło. Nie podobało mu się to, co słyszał, niczego nie rozumiał, ale nie chciał się kłócić.

– Chodźmy stąd!

Em spojrzała na niego,  lekko nieprzytomnym wzrokiem.

– Jimmy, jak to jest mieć dużą rodzinę?

– Głośno – strzelił pierwszą myślą, jaką pojawiła się w jego głowie i roześmiał się z powodu własnych spostrzeżeń.

Na twarzy Em także zagościł słaby uśmiech, choć oczy pozostały poważne i zamyślone.

– Osoby, które mnie stworzyły, nie chciały mnie – słowo „rodzice nie przeszło jej przez gardło – Porzucili,  jak mało ważną rzecz. Dla nikogo nigdy nie byłam ważna, nikomu potrzebna, nikt mnie nie chciał… – westchnęła ciężko – Thomas to wykorzystał, a Ja mu na to pozwoliłam, bojąc się utraty tej jedynej osoby, która dała mi namiastkę rodziny.

Jimmy natychmiast zmienił minę. Nie mógł słuchać tego bez ucisku w piersi.

– Em, to nieprawda. To, co mówisz jest chore!

– Ale prawdziwe – odparła ze łzami w oczach – Tak bardzo chciałam w niego wierzyć – teraz już łzy spływały jej gęsto po policzkach – Tak mocno pragnęłam być komuś potrzebna, że godziłam się na wszystko, żeby tylko nie wymienił mnie na kogoś innego. Żebym z powrotem nie stała się nic nie wartą rzeczą bez znaczenia.

Jimmy wpatrywał się w nią z coraz większym szokiem na twarzy. Każdy wypowiadany,  przez Em wyraz,  wywoływał w nim bunt. Czuł drżenie w całym ciele.

– To Ja jestem winna wszystkiemu, co mnie spotkało! – mówiła coraz głośniej i coraz bardziej rozpaczliwie – Pozwoliłam na to… On był moim bogiem, ratunkiem i marzeniem. On mnie chciał, potrzebował…

– Do czego? ! – nie wytrzymał i wrzasnął, chcąc Ją uciszyć – Do tego żeby zbijać kasę na Twojej krzywdzie?! Em, On nie był Bogiem, był potworem bez uczuć! Zabiłbym drania, rozumiesz?! – zacisnął pięść przed jej oczami – Zgniótłbym śmiecia! – dodał przez zaciśnięte zęby.

– Tak, ale był pierwszym człowiekiem, który powiedział, że mnie kocha – Em poderwała się nerwowo z kanapy – Wiesz co to znaczy dla kogoś, kto nigdy nie zaznał od nikogo miłości?! – krzyknęła z rozpaczą w głosie – Nie wiesz Jimmy! Ty miałeś wokół siebie mnóstwo kochających Cię ludzi! Do tej pory w ogień by za Tobą skoczyli, widziałam to w Irlandii! Ja nigdy dla nikogo nic nie znaczyło! Nie bronię go, nienawidzę dużo mocniej, niż Ty, ale teraz wiem dlaczego mu uległam, rozumiem siebie!

Objął mocno twarz wpatrującej się w niego, dziewczyny i potrząsnął nią delikatnie – Nie mów nigdy, że jesteś bez znaczenia! Dla mnie jesteś całym światem, rozumiesz! – krzyknął ku jej zaskoczeniu – Potrzebuję Twojej bliskości, uśmiechu, głosu… Całej Ciebie! Żałuję, że nie spotkałem Cię wcześniej! Przed tym cholernym frajerem! Nie musiałabyś teraz przeżywać tego wszystkiego – dodał, po czym przyciągnął Ją do siebie,  najmocniej jak mógł. Serce waliło mu jak oszalałe – Chodźmy stąd.

…………

Szli wolno chodnikiem, trzymając się za ręce. Bez słowa rozłączali się co jakiś czas, gdy większa grupa ludzi napierała na nich z naprzeciwka. Jimmy, co chwilę, spoglądał z boku na swoją, pogrążoną w zadumie towarzyszkę.

Odkąd wyszli z budynku i Em zdecydowała się wracać na pieszo, nie odezwała się do niego nawet słowem. Zaczynał czuć coraz większy niepokój. Wyczuwał jej dystans. Momentami sam musiał chwytać jej dłoń, bo po rozłączeniu,  zapomniała mu jej, z powrotem podać. Domyślał się, że znowu zamknęła się w swojej skorupie i dławi się w niej swoimi lękami.

– Em? – w pewnym momencie nie wytrzymał. Zatrzymał się na środku chodnika, zmuszając do tego samego dziewczynę.

Przez moment wytworzył się wokół nich zamęt. Ludzi idący z tyłu, zaczęli odskakiwać w bok, wpadając na przechodniów idących w drugim kierunku. Jimmy nie zważał na ich milczący lub głośny bunt, patrzył tylko na Emmę.

– Co się dzieje? – dziewczyna ocknęła się z zamyślona – Czemu stoimy?

– Długo jeszcze będziesz milczeć? – zapytał.

Kobieta zmarszczyła brwi, pokazując tym swoje niezrozumienie.

– Czekam, aż wrzucisz z siebie to, co Cię dręczy – oznajmił, ku jeszcze większemu jej zdziwieniu – Teraz, tutaj, bo oszaleje! – zarządał.

– Żartujesz? – zapytała.

– Nie. Nigdy nie byłem bardziej poważny. Każde miejsce jest dobre.

Em rozejrzała się dookoła siebie, po czym szarpnęła mężczyznę za rękę.

– Chodź, bo robimy zator. Przeszkadzamy innym.

– Mało mnie obchodzą inni. Nie ruszę się stąd,  dopóki nie wyrzucisz  z siebie swoich myśli i emocji. Rozmawiaj ze mną, po to tu jestem.

– Jimmy… – spojrzała mu niepewnie w oczy. Widziała Jego determinację i złość. Spuściła głowę.

– Nie wykręcisz się – rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu, podnosząc jej twarz w górę – Widzę co się dzieje. Kumulujesz wszystko w sobie, hodujesz, a potem dziwisz się, że one zaczynają Tobą rządzić?

Podniosła oczy i przez chwilę wpatrywała się w niego.

– Boisz się…  – stwierdziła. Nic nie odpowiedział. Nie musiał, Jego mina odpowiedziała za niego –  Nawet Ciebie przerażam – łzy zaszkliły jej oczy. Wyrwała dłoń z Jego ręki i ruszyła do przodu.

Jimmy zacisnął powieki, przeklinając swoją własną głupotę. Pozwolił odkryć się swoim obawom.

– Zaczekaj! – krzyknął dobiegając do dziewczyny i zmusił Ją do zatrzymania  – To nie tak…

– A jak?! – krzyknęła – Wpierasz mi swoją głęboką wiarę, upewniasz mnie w pewności, a w gruncie rzeczy jesteś mną kompletnie przerażony.

– Tak!  Jestem?! – Krzyknął,  nie widząc sensu w zaprzeczaniu – Boję się powtórki z wczoraj! Boję się, że nie zdołam Cię zatrzymać! Wariuję na samą myśl, że mogłabyś mnie zdradzić! – zamilkł sapiąc ciężko ze zdenerwowania, a potem wyrzucił z siebie swoje najgorsze myśli – A najbardziej boję się tego, że już to zrobiłaś,  zanim przyjechałem! – spuścił głowę i zamilkł, czując wstyd z powodu swojej nagłej szczerości.

Po chwili jednak ponownie spojrzał Em w oczy. Milczała. Jej twarz przybrała kolor kredy, a oczy stały się nieruchome i wielkie jak spodki. Widział jak zaczyna powoli kręcić głową w prawo i lewo. W końcu zatrzymała Ją w miejscu.

– To wszystko jest bez sensu…

Nie wiedział, co ma Jej odpowiedzieć. Chciał zaprzeczyć, ale po tym, co od niego usłyszała, nie miał odwagi otworzyć ust.

– Jimmy, wiem, że bardzo się starasz, ale Ja nigdy nie stanę się w Twoich oczach kobietą, o której marzysz – powiedziała cicho.

Patrzył Jej w oczy, w milczeniu i czuł coraz większy strach. Tracił Ją, tego był pewien, Przez własną głupotę i wyrzucenie z siebie obaw, znowu zachwiał Jej myślami. Znowu poczuła się niepewnie.

– Zawsze będziesz czuł to, co teraz. Zawsze będziesz się bał, a Ja nigdy nie dam Ci pewności, że kiedyś ten strach się skończy. Rozejdźmy się – nawet nie czuła, łez, które zaczęły spływać po Jej policzkach.

On je widział i czuł, że z nim dzieje się to samo. Jego oczy reagowały podobnie. Bez grymasu żalu, bez znajmego kłucia w sercu i uczucia miękkości,  wielkie krople wytoczyły się na Jego policzki. Czuł łaskotanie i miał ochotę roześmiać się z tego powodu. Coś odbierało mu logiczne myślenie. Chciał jednak trwać w tym opętaniu jak najdłużej, bojąc się, że gdy dotrą do niego Jej słowa, rozpacz go pochłonie.

– Zasługujesz, na kogoś normalnego, takiego jak Ty – do Jego uszu dotarły kolejne słowa kobiety. Pokręcił głową…

– Znowu to samo – powiedział cicho – Znowu ta cholerna normalność! – miał dość. Rozejrzał się dookoła, po czym pociągnął Ją za rękę.

Weszli do niewielkiego restauracyjnego ogródka.

– Co robisz? – zaskoczona Em, wbiła w niego półprzytomny wzrok.

– Siadaj! – rozkazał,  wysuwając spod okrągłego stolika jedno z krzeseł.

– Tutaj? Jimmy jest zimno – zasugerowała.

– Zmarzłaś? – zainteresował się.

– Nie.

– To siadaj – był w jakimś dziwnym amoku.

– Przepraszam, ale ogródek czynny jest tylko latem – od strony kawiarnianych drzwi dobiegł do nich głos – Zapraszamy do środka.

– Jeżeli będziemy tutaj siedzieć, nie zostaniemy obsłużeni? – Jim spojrzał na młodziutką kelnerkę.

– Oczywiście, że nie. Szanujemy wszystkich klientów – odparła dziewczyna – Po prostu w środku jest przyjemniej, ciepłej.

– No widzisz? – zdziwiona Em zaczęła wstawać, ale mężczyzna zmusił Ją do pozostania w miejscu.

– Zostajemy tutaj – uparł się – I poprosimy dwie największe porcje lodów, jakie uda się Pani znaleźć w menu, a do tego mrożoną kawę.

Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Em jej zawtórowała.

– Zwariowałeś!

Spojrzał na nią i obdarzył Ją drwiącym uśmiechem

– Dlaczego tak myślisz? – zapytał – Bo robię inaczej niż wszyscy? Czy to oznacza, że jestem nienormalny?

Em zmarszczyła brwi. Kelnerka dyskretnie wsunęła się do środka lokalu.

– Odpowiedz mi! – ponaglił Ją ostro.

– Rozchorujemy się.

Nie zareagował na jej słowa. Przybliżył nos do Jej twarzy.

– Czy teraz jestem wystarczająco nienormalny?! – krzyknął.

– Jimmy, uspokój się – była tak zdezorientowana, że ciężko było Jej wydusić z siebie słowa.

– Pytam czy teraz dorównuję Ci swoją nienormalnością! – syknął przez zaciśnięte zęby – A może mam zrobić coś jeszcze, żebyś uznała mnie za wystarczająco stukniętego, bym mógł być godzien stać obok Ciebie! Mogę zrobić wszystko!

Kelnerka, opatulona puchową kurtką wyniosła na tacy zamówienie, więc Em czekała w milczeniu, aż sobie pójdzie. Kobieta, postawiła pucharki na stoliku i niepewnie zerknęła na Em. Brunetka uśmiechnęła się do niej z zakłopotaniem.

Gdy dziewczyna odeszła, Jim nerwowo wysunął sobie krzesełko i usiadł obok swojej towarzyszki. Przez chwilę obserwował skulonych z zimna przechodniów, zszokowanych widokiem dwójki dziwaków, siedzących w letnim ogródku. Jeszcze większe ich zdziwienie wywoływały stojące przed nimi naczynia, wypełnione lodowymi kulkami i towarzyszące im oszronione szklanki z kawą. Jim machał do nich ze sztucznie szerokim uśmiechem na twarzy.

– I co kochanie? – zaczepił Ją, nie patrząc wcale w Jej stronę. Wciąż szczerzył się do ludzi – Jestem wystarczająco nienormalny?

– Jimmy, Ty nie jesteś nienormalny, Ty jesteś pierdolnięty!

Spojrzał na nią z powagą, po czym wyszczerzył zęby także do niej.

– Też Cię kocham – odparł i jeszcze bardziej rozszerzył usta, na co Em parsknęła głośnym śmiechem.

– Dobra! Zrozumiałam – odparła gdy minął Jej trochę, atak śmiechu – Jesteś niemożliwy…

=================

 

10 myśli na temat “Rozdział 141: Nienormalność

    1. Agata, Oni są jak ten obrazek przy rozdziale – wciąż na wirażu. Idą do przodu i się cofają. Zaczynają od nowa. Jim walczy, za siebie i Em. Ja czekam kiedy aż Em się obudzi.
      Dzięki

      Polubienie

  1. Oboje pierdolnięci i to do kwadratu.dobrą strategię obrał Jimmy,jeszcze jakby się rozebrał i z gołym tyłkiem latał wokół stolika to mistrzostwo świata.Em chodziła by na terapię a Jimbo siedział by w gumowych ścianach……A ta tajemnicza laska z czerwonego trabanta 😁 jak zaszkodzi Padzikowi i Olce to osobiście ją zastrzelę albo uduszę jak wolisz 😁

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jimmy i Emma powinni podać sobie ręce i razem iść na terapię hehe. Jim pewnie byłby w stanie zrobić to, o czym mówisz, byleby tylko przekonać Emmę do związku i nieodtrącania go. Swoją drogą wytrwały jest. Osobiście zaczynam go podziwiać. 😁
      Na łaskę z trabant radzę już szykować strzelbę, bo zamierza pozbyć się rywalki i zdobyć na własność faceta marzeń.

      Polubienie

  2. Jeej! Ale rozdział! Ale psychologia! Ale terapia! Ale nocne słowa! Ale trudna postać! Ciężka! Wymagająca! Ale dobra. Na koniec Jimmy rozwalił system. Wspaniałe! Zrozumiałaś o co mu chodzi dziewczyno. Mam nadzieję, że naprawdę zrozumiałaś…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ola, Ja też mam nadzieję, że zrozumiała.
      Nie martw się, nie zamierzam wprowadzać całych sesji terapeutycznych Emmy do opowiadania. Ta była tylko po to, by pokazać jak trudna jest dla Em.
      Cieszę się, że Co się podobało.
      Dzięki 💖

      Polubienie

  3. Myślę, że to co siedzi głęboko w Emmie to nie tylko wina jej byłego chociaż wiem, że on najbardziej ją skrzywdził i ponosi winę za to co jej zrobił ale jej dzieciństwo też miało pewnie na nią wpływ…brak prawdziwej rodziny i miłości…ona chyba nie wiedziała co to znaczy prawdziwa miłość…nigdy nie miała przykładu. Jimmuś wariat cudny w tej części 🙂
    W tym czerwonym aucie to pewnie ta od Luśki się czai…niech się odczepi!!!
    Czekam na jakąś akcje na kolacji 🙂 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Kochana, jak Ty dobrze myślisz. Odczytał Aś dokładnie to, co chciałam tym rozdziałem przekazać. Tragedia Em zaczyna się właściwie od jej urodzenia. Źle rozpoczęte życie, ciągnie za sobą niewłaściwe decyzje oraz pragnienia i wlecze się za człowiekiem przez całe życie. Em szukając miłości i chcąc wypełnić podstawowe potrzeby każdego z nas wpadła w sidła złego faceta, który wykorzystał jej naiwność i wiarę. Gdyby jej dzieciństwo wypełnione było miłością, opieką rodziców, a nie samotnością, nie zaufałaby tak bardzo pierwszemu lepszemu człowiekowi.
      Jimmy faktycznie wariat, ale chyba udało mu się przekonać Emmę, że jest w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko.
      Akcja na kolacji? Hehe zobaczymy
      Dziękuję 💖

      Polubienie

  4. Oni powinni się oboje leczyć😉Boscy są a może dziecko by im się przydało to by Emma się zmieniła chociaż Jimmy już chyba by całkiem oszalał.A padzika prześladuje przeszłość tylko ciekawe kiedy o tej dziewczynie dowie się Olka i jej włosy powyrywa..Ale by był ubaw…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Też czasami wydaje mi się, że ta cała moja ukochana czwórka nadaje się na leczenie i to na oddziale zamkniętym.
      Ojejku! Jeszcze im tylko dziecko dać. 😁
      Racja, naszego Padzika dogania przeszłość. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
      Dzięki 💖

      Polubienie

Dodaj komentarz