Rozdział 135: Jeden rytm…

 

Wszystkim swoim czytelnikom życzę

wesołych, spokojnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia

oraz szalonego sylwestra do białego rana

i szczęśliwego Nowego Roku

***********

Dojechali do malutkiego domku, otoczonego białym płotkiem, stojącego w odosobnieniu od innych posiadłości. Budynek wyglądał na bardzo stary. Na jego ścianach widać było ślady mało udanych napraw, tu i ówdzie brakowało tynku, a okna i okalające je okiennice, wprost prosiły się o wymianę lub chociażby malowanie. Rogi budynku gęsto przysłaniał zielony bluszcz.

O ile sam budynek,  nie robił wrażenia na obserwatorach, o tyle terenem wokół niego można było się zachwycić. Ozdobne drzewka, krzewy, dumnie rozpościerały swoje gałązki nad krótkim, gęstym trawnikiem. Z nad białego drewnianego płotka wychylały się kolorowe główki, ostatnich w tym roku, kwiatów. Drewniany nieduży ganeczek przysłaniały stojące i wiszące donice z roślinami o różnych odcieniach zieleni, przełamanych gdzie niegdzie innym kolorem, będącym pozostałością niedawnego lata.

Dom w połączeniu z pięknym ogrodem, zupełnie innym, niż widywane w tej okolicy, mimo swojej niedoskonałości, wywoływały na obserwatorach niesamowite wrażenie.

– Proszę się nie zatrzymywać – zarządził Henry, gdy nieduże niebieskie auto zaparkowało na podjeździe. Szybko zrobił zdjęcie ozdobnemu szyldowi z nazwą i adresem, wiszącemu nad bramką – Niech Pan gdzieś zawróci – odezwał się ponownie do taksówkarza – Wracamy do Dublina.

Zdjęcie od razu wysłał detektywowi z prośbą o sprawdzenie danych właściciela adresu. Po czym z zadowoleniem na twarzy, rozpostarł się wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu czując głębi siebie  dziwne podniecenie.

Tyle lat…

…………….

Paddy siedział na ławce pod wielkim drzewem i z daleka obserwował rodzeństwo wychodzące właśnie z budynku.

Od wyjścia z restauracji krążył pieszo po mieście. Musiał ochłonąć. Słowa Angelo, wypowiedziane przy śniadaniu, uderzyły w niego tak bardzo, że do tej pory czuł swój skurczony z nerwów żołądek. Poza tym nie chciał ponownie spotkać się z Johnem. Szpital był miejscem publicznym, wymagającym spokoju i ciszy, a On nie mógł ręczyć za swoje reakcje.

Zagłębił się jeszcze raz w poranną rozmowę z Angelo i jeszcze raz zastanowił się nad sensem swojego wybuchu.

– Myślisz, że wynajęli gdzieś tu hotel? – zapytał, gdy wybrali z Angelo potrawę z przyniesionego im, przez kelnera, śniadaniowego menu.

– Kto?

– Patricia i John.

– Wątpię, żeby mieli na to czas – odparł Angelo – Jak znam Patkę, od razu z lotniska przypędziła do Jima.

– Może jak wyjdą,  to coś znajdą albo przez telefon coś zarezerwowali – zastanawiał się głośno Paddy, grzebiąc widelcem w swoim talerzu.

– Będziesz to jadł? – Angelo wskazał oczami na omlet brata.

Chłopak spojrzał na pusty już talerz towarzysza, potem na swój, nawet nieruszony i mimowolnie rozciągnął usta.

– Nie – stwierdził, wyciągając widelec z dziury, którą w zamyśleniu zrobił w placku –  Straciłem apetyt – dodał.

Angelo zamienił talerze i z zapałem wygłodniałego bezdomnego zabrał się za jedzenie.

– Zdołasz jeszcze to w siebie wepchnąć? – Paddy zadrwił lekko.

– No pewnie – chłopak nawet nie podniósł oczu.

– Gdzie Ty to mieścisz?

– Jak będzie trzeba to w pięty upchnę, a zjem – odparł blondyn – Pamiętasz słowa ojca? – zerknął na brata, przystawiając do ust filiżankę z kawą – Nie wyrzucajcie i nie marnujcie jedzenia, bo kiedyś ono się na Was zemści.

Paddy zaśmiał się i dokończył:

– Obrazi się i zniknie z Waszego życia. Jedzenie to najlepszy przyjaciel człowieka, trzeba o nie dbać jak o największą wartość. Pamiętam.

– No to właśnie o nie dbam – powiedział Angelo, napełniając sobie usta kolejną porcją jajecznego przysmaku.

– Chyba o rosnący brzuch.

– Gdzie rośnie, coś Ci się przyśniło – udał oburzenie – U mnie wszystko idzie w mięśnie – zarechotał głośno, a Paddy mu zawtórował.

Kilka minut później dopijając kawę, wrócili do początkowej dyskusji:

– Paddy, Ja myślę, że trzeba ich zabrać do nas, znaczy do Jima.

– Chyba zwariowałeś! – wykrzyknął mężczyzna – To Ja, w takim razie, szukam sobie hotelu – stwierdził, widząc na twarzy brata potwierdzenie prawdziwości wypowiedzianych słów – Nie mam zamiaru słuchać wywodów tego dupka.

– Nie musisz go słuchać.

Paddy spojrzał tylko krzywo i nic nie odpowiedział, za to w jego głowie zaczynał kiełkować nowy pomysł.

– Angelo, właściwie to jeśli Patricia tu jest, to Ja mogę chyba wracać do domu, prawda?

Blondyn wybałuszył oczy.

– A co? Chcesz jak najszybciej sprawdzić czy nasz Johnny nie zostawił śladów w Twojej sypialni? Nie martw się, nawet jak tam był, Olka już zdążyła posprzątać – zadrwił złośliwie i z zadowoleniem przyglądał się pobladłej ze złości, twarzy brata. W głębi duszy był na niego wściekły.

Oczy Paddyego zwęziły się raptownie do maleńkich szparek, między którymi błyszczały niebezpiecznie małe fragmenty czarnych źrenic.

– Angelo! Do cholery! – warknął głośno, a potem przypominając sobie gdzie jest, nachylił się w stronę towarzysza i  ściszonym już tonem dodał – Możesz sobie pierdolić te swoje bzdury! Ja nie zamierzam z nim siedzieć w jednym pomieszczeniu nawet godziny, rozumiesz! – syknął przez zęby, po czym wstał z krzesła, szarpnął z wieszaka kurtkę i wyszedł z baru.

Musiał tu wrócić. Nie miał najmniejszej ochoty spotykać się znowu ani z Angelo, ani tym bardziej z Johnem. Jednak w domu Jima zostawił wszystkie swoje dokumenty, nie mówiąc już o innych rzeczach, a udało mu się zabukować bilet na wieczorny lot do Kolonii.

Angelo pierwszy go zobaczył. Wyprzedził rodzeństwo, by pogadać z nim na osobności. Teraz było mu trochę głupio z powodu rzuconych w złości słów.

– Dlaczego nie przyszedłeś? – rzucił, gdy stanął przed mężczyzną.

Paddy nic nie odpowiedział tylko odwrócił głowę, by nie patrzeć bratu w oczy.

– Oj, Paddy! Przepraszam! – jęknął zniecierpliwiony – Teraz i na mnie będziesz, obrażony? – chłopak nadal udawał, że go nie widzi, więc w końcu usiadł obok niego i  szturchnął ramieniem – Zamierzasz pokłócić się ze wszystkimi?

– Nie – odparł cicho tamten.

– Tak to wygląda – blondyn uniósł brew w górę – Przecież Ja tylko żartowałem.

Paddy podniósł głowę i spojrzał bratu w twarz.

– Mnie takie żarty nie bawią. Szczególnie z Twoich ust – odpowiedział – Wiesz, co czuję. Mówię Ci o wszystkim, a Ty to wykorzystałeś w cholernie podły sposób.

Angelo westchnął i spuścił głowę.

– A nie myślisz, że to z Tobą jest coś nie tak? – zasugerował – Wszystko Cię irytuje. Twoja zazdrość chyba przekracza granice normalności. Nie uważasz? Jeszcze trochę, a odseparujesz się od nas wszystkich.

Paddy zmarszczył czoło.

– No co tak patrzysz? – ciągnął dalej chłopak – Wszyscy jesteśmy zagrożeniem, jak wilki czaimy się, żeby zniszczyć Twoje szczęście –  spojrzał na rodzeństwo stojące przy wynajętym przez niego samochodzie. Umówił się z nimi, że zabierze ich do domu Jima. Po chwili utkwił wzrok w oczach brata – Zastanów się na tym, bo Ty sam siebie w końcu zniszczysz – dorzucił, podnosząc się z ławki – Jedziesz czy nie?

Zdębiały z wrażenia chłopak, bez słowa podniósł się i ruszył za bratem.

……………

Jim leżał w łóżku i gapiąc się bezmyślnie w sufit, analizował dziwną rozmowę z obcym staruszkiem. Jego charakter nie pozwalał mu, tak do końca, zaufać temu mężczyźnie.

Spojrzał na telefon. A jakby spróbował zadzwonić?

Po kilkunastu niezrealizowanych próbach połączenia się z dziewczyną, usłyszał upragniony głos.

– Jimmy…

– Witaj, kochanie czekałem na Ciebie, dlaczego nie przyszłaś? – powiedział, starając się zachować spokój, choć w głębi duszy miał ochotę wrzeszczeć. Rozmowa z Henrym lekko go uspokoiła, ale wciąż czuł żal, że nie miała odwagi osobiście się z nim pożegnać. Teraz, gdy usłyszał Ją w telefonie, jego złość wróciła.

– Nie mogłam, przepraszam – odparła dziewczyna, dziwnym niepewnym tonem.

– Ale jutro przyjdziesz? – wiedział, że jego pytanie jest puste i od razu znał na nie odpowiedź, ale chciał to usłyszeć od niej.

– Jim… Ja… Nie mogę Cię odwiedzić.

– Dlaczego?

– Jestem już w Kolonii – odparła, po chwili ciszy.

Chciał dalej udawać niewiedzę, ale już nie mógł. Coś ściskało jego gardło, a złość zaczęła rosnąć w nim ze zdwojoną siłą.
– Dlaczego mnie tak zostawiłaś? – rzucił z nerwami – Czemu nie przyszłaś się pożegnać i nawet nic nie powiedziałaś? – zapytał z wyrzutem – Myślisz, że możesz robić ze mną co chcesz? Że Ja wszystko zniosę?! – żal w jego głosie był coraz większy, coraz głośniej też mówił.

– Wiedziałeś? – Em wydawała się być zaskoczona. Rozmawiała na ten temat tylko z Henrym i Olą.

– Czy to ważne?! – warknął, nakręcając się coraz bardziej – Dobrze, że wiem, inaczej czekałbym tu jak głupi i znowu zastanawiał się dlaczego uciekłaś – starał się powstrzymać emocje, ale one same wchodziły z niego coraz bardziej, wraz z każdym kolejnym słowem.

– Jimmy, przepraszam – jej głos był coraz bardziej płaczliwy – Nie chciałam w ten sposób. Usiadła na łóżku, obok spakowanej w połowie walizki – Wiedziałam, że nie pozwolisz mi odejść.

– Więc lepiej było uciec jak tchórz?! – rzucił z wyrzutem i nerwami.

Em zacisnęła mocno powieki, starając się powstrzymać łzy.

– Nie uciekłam! – zaprzeczyła słowom mężczyzny – Mówiłam Ci, że chcę się leczyć, dla Ciebie… Dla nas… – teraz już nie udało jej się powstrzymać płaczu.

Jim poczuł ukłucie w sercu, zaraz po tym ciepło zaczęło roztaczać się wokół niego. Nagle jego złość gdzieś zniknęła.

– Wybacz mi…  Proszę… Nie gniewaj się na mnie – załkała dziewczyna – Ale tak było mi łatwiej.
– Tobie? A pomyślałaś o mnie? – zapytał nieco spokojniej, choć nadal z żalem – Mnie nie jest łatwiej. Myślałem, że zaczekasz, aż stąd wyjdę.

– Nie mogłam. Im dłużej bym się zastanawiała, tym więcej obaw bym miała i pewnie w końcu bym  stchórzyła – odparła, pociągając nosem – Podjęłam decyzję i muszę ją zrealizować natychmiast, zanim zacznę dumać – dodała.

– Pomógłbym Ci – zasugerował z westchnieniem.

– W jaki sposób, Jim?

– Nie wiem. Byłbym przy Tobie, trzymał za rękę.

– Rozmawialiśmy przecież o tym – przypomniała mu – Sama muszę uporać się ze swoimi problemami.

– Nie musisz! Nie jesteś sama!

– No dobra, niech będzie, że chcę – poprawiła się.

– A Ja?

– Co Ty?

– Co Ja mam robić w tym czasie?
Mimo łez na policzkach, uśmiechnęła się do siebie.

– Poczekać na mnie – odpowiedziała i zaraz po tym dodała – Oczywiście, jeśli zechcesz.

Jimmy westchnął, pocierając oczy wolną dłonią.
– Niczego w życiu nie pragnę bardziej – odparł z taką pewnością w głosie, że uśmiech na ustach Em, zrobił się jeszcze szerszy – Przyjadę do Ciebie, jak mnie wypuszczą ze szpitala – dodał.

Emma zacisnęła powieki. Cały Jimmy… Mimo tłumaczeń, próbuje postawić na swoim.

Tak bardzo go potrzebowała, szczególnie teraz, w tym momencie. Bała się i czuła samotna. Tęskniła za jego ciepłą dłonią, ale tak miało być, chciała to wszystko czuć, żeby wiedzieć, po co to robi i dla kogo.

Miała marzenia, które chciała zrealizować. Po raz pierwszy w swojej głowie i wyobraźni, tak  jasno widziała swoją przyszłość. Wypełniał Ją kochający mężczyzna, oraz miłość i szczęście u jego boku. Żeby jednak mogło się to ziścić, musi wyleczyć swój umysł. Pozbyć się demonów. Zamknąć przeszłość.

– Nie Jim – rzuciła głośno – Nie chcę, żebyś przyjeżdżał. Proszę…

Tym razem mężczyzna westchnął ciężko. Nie chciała go, nie potrzebowała… Znowu odrzucała jego pomoc… Nie rozumiał tego.

– Przepraszam – Em ponownie załkała do telefonu, gdy przedłużająca się cisza zaczęła Ją dręczyć – Wiem, że wyrządzam Ci krzywdę, że jest Ci przykro, ale przyrzekam, że to już ostatni raz. Gdy wrócę, już do końca życia, będziemy cholernie szczęśliwi…

Jimmy zacisnął mocno swoje powieki. Jej słowa były tym, czego potrzebował, były balsamem gojącym jego rany w sercu. W tym momencie przystałby na każdą propozycję, choć zadzwonił do niej, bo chciał wbić jej do głowy swoją wizję przyszłości, swój plan. Jednak wystarczyło jedno jej zdanie i rozbiła wszystkie jego myśli. Sprawiła, że jego serce rozbite wcześniej na kawałki, posklejało się na  nowo i zaczęło bić ze zdwojoną mocą… Dla niej… Dla nich obojga.

– Kocham Cię –  wyszeptał, nie mogąc wydobyć z siebie głośniejszych dźwięków.

– Poczekaj na mnie Jimmy – poprosiła – Jak tylko upewnię się, że wszystko ze mną w porządku, przyjadę do Ciebie, nawet na koniec świata i już nie odejdę – łzy kapały na jej spodnie, ale nie zważała na to. Mówiąc te słowa, już czuła zapach swojego szczęścia.  Jeszcze tylko chwila… Jeden mały epizod  i zacznie nowe wspaniałe życie.

………………

– Chyba żartujesz! – oburzyła się Patricia i wbiła wzrok z Paddyego – Jak to dziś wyjeżdżasz? A Jimmy? – nerwowo założyła ramiona na piersi i niecierpliwie czekała na odpowiedź brata.

– Ma przecież Was – odparł chłopak, wrzucając kolejne rzeczy do walizki.

Angelo i John potulnie siedzieli na kanapie i w milczeniu przyglądali się scenie.

– To znaczy, że Ciebie już nie potrzebuje, tak?! – rzuciła poirytowana Patricia.

Paddy westchnął i bezsilnie opuścił ręce. Miał dość awantur na dziś. Najpierw John, potem Angelo teraz siostra.

– Pati, On nigdy mnie nie potrzebował – rzucił.

– No pewnie – obruszyła się kobieta – Nikt Cię nigdy nie potrzebował. Jakiś Ty biedny!

– A co? Nieprawdę mówię!? – z nieukrywaną irytacją, spojrzał jej w oczy.

– Pewnie, że nieprawdę, ale Ty tego nie widzisz! – odburknęła Patricia – Wolisz udawać pokrzywdzonego i wypominać nam wszystkie przewinienia. Nawet te sprzed lat – machnęła rękoma, wznosząc jednocześnie oczy do sufitu.

Angelo skrzywił się nieco. Właśnie tego się obawiał. Patricia weszła na grząski grunt. Na razie jednak nie zamierzał zabierać głosu.

Paddy natomiast pobladł lekko, a jego policzki zaczerwieniły się od buzującej w nim coraz mocniej adrenaliny.

– Bo Ja je wszystkie pamiętam – syknął – One wciąż są żywe. Wciąż siedzą tutaj – postukał się palcem w skroń, po czym poskładał kolejną rzecz w równą kosteczkę i zapakował do walizki.

Patricia, przez chwilę, przyglądała mu się w milczeniu.

– Nie wiem Paddy, być może masz rację – odezwała się po zebraniu myśli – Może i wyrządziliśmy Ci w pewnym momencie krzywdę, ale kiedy to zrozumieliśmy, przeprosiliśmy, przynajmniej Ja Cię przeprosiłam, pamiętasz? – zapytała spokojnie. Wiedziała, że wkracza na niebezpieczny teren, ale od rana, od spotkania przed drzwiami szpitala, snuła w głowie plan pogodzenia, skłóconych ze sobą braci – Pamiętasz, Paddy? – delikatnie szarpnęła chłopaka za ramię.

– I co z tego! – warknął, wbijając w nią wzrok – Myślisz, że to wystarczyło?! Że zwykłe „przepraszam” sprawiło, iż zapomniałem o Waszych drwiących minach i bezlitosnych docinkach?! Otóż nie zapomniałem Pati – stwierdził – Byłem sam jak palec. Wszyscy się ode mnie odwróciliście?! Traktowaliście, jak trędowatego!

– Hej nie wszyscy! – wyrwało się Angelo, choć nie zamierzał się wtrącać.

Paddy odwrócił się błyskawicznie w jego kierunku.

– A Ty nie powinieneś się w ogóle udzielać! – rzucił – Dobrze wiesz, co zrobiłeś!

Angelo natychmiast poczerwieniał na twarzy.

John uśmiechnął się z lekką kpiną i zakładając nogę na kolano, stwierdził półgłosem, pochylając się jednocześnie w stronę młodszego brata:

– Widzisz? I po co się udzielałeś? Z nim nikt nie wygra, On ma swój świat i swoją wizję. Lubi być ofiarą.

Z oczu Paddyego prawie poszły iskry. Migiem dopadł do Johna i szarpnął go za koszulę, zmuszając do podniesienia się z miejsca. Chwilę później w powietrzu zawirowała pięść…

Gdy tylko John odzyskał równowagę, z całym impetem pchnął Paddyego na ścianę, a potem swoim ciałem przycisnął go do niej.

– A teraz gówniarzu, mnie posłuchasz! – warknął – Mam dość Twojego zachowania, rozumiesz?!

Zapłakana Patricia i zdenerwowany Angelo stali w pobliżu i przygotowani do rozdzielenia braci, czekali co nastąpi.

– Nigdy nic Ci nie zrobiłem, oprócz tej jednej bójki, wtedy nad stawem – syknął przez zaciśnięte zęby, John – Nawet palcem Cię więcej nie tknąłem, choć miałem do tego największe prawo. Spaprałeś moje życie, zniszczyłeś moje marzenia i szczęście. Odebrałeś kobietę, którą kochałem i jeszcze do dziś za to wszystko, pałasz do mnie tę swoją cholerną nienawiścią.

Paddy utkwił w nim zaskoczony wzrok. Przestał się szamotać i tylko jego przyspieszony oddech świadczył o niedawnej walce.

John wyczuwając nagłą zmianę w zachowaniu brata, zabrał rękę z jego szyi i odsunął się.

– Udław się tą swoją niechęcią – warknął, patrząc mu prosto w oczy – Ale nigdy więcej nie wyciągaj łap, rozumiesz? – wyciągnął wskazujący palec i skierował go w jego stronę – Nie mów też przy mnie o swoim nieszczęściu, kretynie, szczególnie teraz jak dostałeś i trzymasz w garści to, co chciałeś – dodał – Ciesz się tym i dbaj o to, bo szczęście to czasem tylko ulotna chwila.

Patricia i Angelo spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Paddy dysząc ze zmęczenia wpatrywał się w Johna. Ten zaś odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu.

Zapanowała cisza, którą przerwał dzwoniący telefon Paddyego. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie uśmiechniętej Oli. Chłopak wpatrywał się w nie przez moment, z nieodgadnioną miną, po czym wcisnął czerwoną słuchawkę, przeleciał smutnym wzrokiem, po stojącym nieopodal rodzeństwie i wyszedł za Johnem.

Dotarł do ławki na której siedział mężczyzna.

– Znowu chcesz mnie bić? – zapytał John, nie odwracając nawet głowy.

Paddy milczał. Nie wiedział dlaczego tu przyszedł, ani co chce mu powiedzieć, ale czuł, że ważny moment.

– Wciąż masz do mnie żal, co? – zapytał, nie spuszczając oka z mężczyzny.

John milczał, wbijając wzrok gdzieś daleko przed siebie. Dopiero po długiej chwili odpowiedział:

– Jakbyś się czuł gdyby ktoś spróbował Ci Ją teraz odebrać?

Paddy głośno przełknął ślinę.

– Wcale nie muszę sobie tego wyobrażać, bo właśnie się czuję – odparł cicho.

– To znaczy? – John przeniósł na niego wzrok.

– Jestem przerażony…

Siedzący na ławce mężczyzna zaśmiał się drwiąco.

– Masz na myśli mnie?

Paddy spojrzał na niego. Nie musiał niczego potwierdzać, John widział odpowiedź w jego oczach. Czaiła się w nich niepewność, strach i nieufność.

Uśmiechnął się do siebie smutno i przesunął się na ławce, klepiąc jednocześnie dłonią w wolne miejsce.

– Siadaj – gdy tylko Paddy zajął brzeg ławki, dodał – Też byłem przerażony…  Przez długi czas…

Paddy słuchał go w milczeniu.

– Widziałem jak mi się wymyka, jak ginie jej miłość, jak jej wzrok staje się coraz bardziej obojętny, a mój ulubiony uśmiech, staje się Twoim.

Paddy oblizał suche usta. Dopiero, gdy zakręciło mu się w głowie, zdał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.

– Kochałem Ją Paddy… Bardzo… To, co zrobiła, cholernie bolało, ale jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że odeszła do Ciebie – jego głos zadrżał, ale ciągnął dalej – Do mojego młodszego, uwielbianego i rozpieszczanego przeze mnie, brata.

Paddy drgnął i opuścił głowę. W tym momencie nie potrafił patrzeć Johnowi w oczy. Czuł się dziwnie. Było mu przykro, choć chyba powinien być zadowolony. Dziwny rozgardiasz zapanował w jego umyśle.

– Skąd wiedziałeś, że odchodzi do mnie?

– Bo mi o tym powiedziała – teraz słowa mężczyzny zabolały.

– I nic nie powiedziałeś? – wyrzut w jego głosie był tak słyszalny, że John aż się uśmiechnął mimo powagi sytuacji.

– Miałem iść i pchnąć Ją w Twoje ramiona jeszcze mocniej? – spojrzał na niego z ukosa.

Chłopak spuścił głowę. Już sam nie wiedział, co myśleć. Pogubił się…

Jego umysł jednocześnie ogarniała wściekłość i żal, oraz poczucie winy. To samo, które czuł przez lata… Właśnie to uczucie nie dawało mu spokoju, nie pozwalało normalnie oddychać. Dopiero teraz zdał sobie sprawę czego tak naprawdę bał się w spotkaniu z Johnem. Panicznie bał się prawdy… Właśnie tej, którą przed chwilą usłyszał.

Zdał sobie sprawę, że to nie On, w tym wszystkim, był największą ofiarą, także nie Ola, tylko jego starszy brat.  Uświadomił sobie, że John był jedyną osobą z rodziny, do której nie miał prawa czuć żalu i mieć pretensji, który właściwie nigdy nie stanął przeciwko niemu i nie wypowiedział nawet jednego złego słowa.

Myśli Paddyego jak oszalałe, zmieniały się z sekundy na sekundę, ukazując coraz to nowsze obrazy w jego głowie. Wspomnienia biły się o miejsce i uwagę  z uświadomionymi sobie, własnymi winami oraz słowami siedzącego z boku mężczyzny… Jego brata. Człowieka, którego skrzywdził i krzywdzi do tej pory obojętnością, pogardą i nienawiścią. Podniósł się z ławki.  Nie mógł usiedzieć spokojnie w miejscu, więc zaczął krążyć w tę i z powrotem.

John spokojnie podążał za nim wzrokiem. Widział jego emocje, nerwy i walkę z myślami, ale nie przerywał jej… Czekał… Po pewnym czasie jednak, stracił cierpliwość i powoli podniósł się z ławki ruszając w stronę wejścia do domu.

– John? – zawołał Paddy, wybudzony ze swoich skołatanych myśli.

Mężczyzna bez słowa odwrócił się w jego stronę i wbił w niego mętny wzrok.

– Przepraszam… Za wszystko, co Ci zrobiłem… – usłyszał i zaraz po tym uśmiechnął się smutno.

Na to jedno, małe słowo, czekał dziesięć długich lat i usłyszał je w momencie, w którym sam miał za co przepraszać. Ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed wyznaniem, że On także miał odwagę wyciągnąć rękę po cudze szczęście – szczęście brata, bo serce Oli należało teraz do niego. Spuścił na chwilę głowę i zatonął we własnych myślach.

– Paddy, do szczęśliwej miłości potrzeba dwóch serc, bijących w jednym rytmie – zaczął tajemniczo, gdy ponownie podniósł głowę – Moje i Oli serce dawno temu ten rytm zgubiło – ponownie zbliżył się do chłopaka – Nie musisz się mnie obawiać – powiedział – Ona kocha Ciebie, a Ja… Nigdy nie wejdę między Was. Wiem jak boli utrata najważniejszej osoby w życiu. Ja w jednym czasie straciłem dwie takie osoby…

Paddy zaniemówił. Wpatrywał się w Johna z wielką dezorientacją na twarzy. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że On mówił o nim…

Wzruszenie ścisnęło jego krtań.
=======================

10 myśli na temat “Rozdział 135: Jeden rytm…

  1. O Jezu! Ola!! 😢 Twój John to mądry facet jest…mam nadzieję, że coś wreszcie dotarło do Paddowej główki!! No i wreszcie zobaczył, że z nich wszystkich to John był najbardziej poszkodowany.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Racja. Do Pada dotarło to, czego nie chciał przyjąć do wiadomości i co od rzucał przez cały ten czas. Wolał swoje poczucie winy obrócić w nienawiść. Tak było mu lżej patrzeć na siebie w lustro.
      John miał być mądrym i opanowany mężczyzną, cieszę się, że udało mi się to pokazać.
      Mam nadzieję, że teraz widzicie jakie cechy zachwyciły Olę w domu Patricii i dlaczego John tak zachwiał jej myślami i uczuciami. O takim facecie zwykle marzą kobiety. Gdy była młoda chciała szaleć, wtedy Paddy był jej bogiem, a John był nudny. Posłużyła się tu powiedzenie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 😁
      Dzięki za komentarz,

      Polubienie

  2. O proszę nasz Padzik chyba się obudził i przemyślał..ale jest pytanie czy wyluzuje po słowach Johna czy będzie dalej mu coś w główce się mieszało.Fajnie że Emma i Jimmi się dogadali trochę między sobą Ale coś czuje że autor opowiadania szykuje nam jeszcze niespodziankę jeżeli chodzi o nich podejżewam że będzie się działo.😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jakby nie miało się już nic dziać i autorce brakowało pomysłów, to pod rozdziałem napisane by było THE END lub KONIEC 😊
      Pomysły są i sama zastanawiam się ile części jeszcze z tego wyjdzie 😊
      Czy Paddy się ogarnie? Hmmm… Z pewnością przemyśl słowa Johna, ale myślę, że ta „Johnofobia” tak szybko nie przejdzie.
      Emma i Jim doszli do porozumienia, choć nie jest ono upragnionym rozwiązaniem dla Jima. On chce wszystko od razu, a Em zaproponowała mu kalendarz adwentowy i pozwala mu na wyjęcie tylko jednej czekoladki dziennie. Czy Jimowy charakter wytrzyma? Sama zobaczysz…
      Dzięki za komentarz.

      Polubienie

  3. Ojej, jej, jeju, jejusku! Niemożliwe, żeby porady zrozumiał i przeprosił Johna. Czy ja to naprawdę przeczytałam? To się zdarzyło czy któryś miał sen? Brzmi nieprawdopodobnie. Ale pięknie i dobrze się stało. John mówi pięknie, mądrze, dojrzale, to przecież John był poszkodowany, ale Paddy tak się zatracil w bólu, że tego nie dostrzegł. Wszyscy napadli na niego, to prawda, ale to on skradł dziewczynę bratu. Więc mieli powód. Chociaż i tak zbyt ostro go potraktowali. Ale to John cierpiał. Stracił dziewczynę i brata w jedynym czasie. Tego bólu na pewno nie da się opisać. No i pięknie powiedział, żeby już nie wyciągał łap do niego, bo przesadza. Mam nadzieję, że jakoś się teraz dogadają chociaż trochę. A co zrobi ola? Czy powie o Natalii? Uwielbiam to opowiadanie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ojej kochana dziękuję za to, że uwielbiasz. Wciąż, nadal i od początku wraz z bohaterami i ze mną przeżywasz kolejne fragmenty. Cudownie 💖
      Do tej pory biegliśmy przez rozdziały, które wypełnione były goryczą rozpamiętywaniem przeszłości i wyrzucaniem błędów teraz doszliśmy do przełomu, który zacznie zmiany. To było w planach od początku, lekko przyspieszyłam wątek Paddyego z Johnem, ale główny sens pozostał. Mam nadzieję, że nie udusisz mnie wirtualnie za kolejną część… 😁
      Dzięki

      Polubienie

  4. Piękna ta ich rozmowa 🙂 Paddy przeprosił…szok 🙂 chyba jednak dotarło do niego to co John powiedział.
    To John stracił i swojego młodszego brata i ukochaną kobietę w jednym czasie…to chyba on był najbardziej poszkodowany ale dopiero to teraz widzę…po tej części. Cały czas myślałam, że John nienawidzi Pazika ale wydaje mi się, że on go nadal kocha jako brata…może dalej ma złamane serca ale dalej kocha swojego małego braciszka 🙂 Ciekawe jeszcze jak zareaguje jak się dowie o Nati…mam nadzieję, że się dobrze wszystko potoczy i bracia pozostaną braćmi 🙂 dobrze, że Padzik ma dookoła takich mądrych ludzi bo sam to by już dawno „zginął” 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Kochana dobrze to wszystko widzisz. Wcześniej słowem nie wspomniałam o relacji Johna względem Paddyego właśnie po to, by pokazać ją przy spotkaniu braci oko w oko. Miało nastąpić to trochę później, ale strasznie chciałyście Johna więc i cała reszta wątku z nim, ruszyła trochę wcześniej. Od początku relacja braci była przeze mnie przedstawiana oczami Paddyego. Dopiero teraz wyszło jak bardzo był to skrzywiony obraz.
      Masz rację John kocha Padda. To jego brat i miłość do niego nie wygasła.
      Dobrzy doradcy to super sprawa. Pad ma super dobrych – gdyby ich jeszcze chciał słuchać i ich rady wprowadzać w czyn.
      Dzięki

      Polubienie

Dodaj komentarz