Rozdział 149: Cisza…

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

Rozejrzała się dookoła siebie. Białe ściany, kilka dyplomów w drewnianych,  ciemnych ramkach, biurko, szafka na dokumenty i cisza…

Wszechogarniająca cisza była, od jakiegoś czasu, najpiękniejszą melodią, dla Jej uszu. Każdy pisk, alarm, czy chrobotanie, natychmiast podrywały Jej serce w górę. Cisza oznaczała spokój. Nic się nie działo.

To miejsce, od dwóch tygodni, było Jej domem. Szpitalna sala, korytarz, gabinet lekarski.  Już nawet nie pamiętała, jak wygląda Jej prawdziwy dom. Z resztą stał się dla niej mało ważny, jeśli nie było w nim Paddyego.

Miała za sobą kolejną bezsenną noc.   Długie godziny, bezmyślnego wpatrywania się w ekran maszyny monitorującej funkcje życiowe. Właściwie, już wcale nie musiała na niego patrzeć. Znała na pamięć każdy dźwięk, piskliwy sygnał, informujący o najmniejszej nawet zmianie.

Minuty spędzała na modlitwie, zadumie i wspomnieniach z przeszłości, które po kilku dniach ciągłego zadawania sobie pytań „dlaczego On”, stały się wręcz odżywką dla Jej umysłu i serca.

Była zmęczona, osłabiona i bez życia. Czasami miała wrażenie, że zwykłe zaczerpnięcie powietrza, jest ponad Jej siły. Świat stał się jałowy i szary. Wszystko, co miało znaczenie, zostało Jej brutalnie odebrane. Jednak nie potrafiła już nawet rozpaczać. Płakać też przestała. Miała wrażenie, że Jej organizm zwyczajnie przestał produkować łzy. Czuła się, jak usychająca roślinka, której w przeciągu kilku chwil, zabrano jednocześnie wodę, światło i ziemię.

– Witam Pani Malik – mężczyzna w białym kitlu wszedł do gabinetu. Zaraz za nim pojawił się Angelo – Proszę usiąść Panie Kelly, zaraz przyjdę, tylko wezmę dokumenty – oznajmił.

Chłopak w milczeniu zajął miejsce obok Oli. Był równie blady i przemęczony, jak Ona.

To On najczęściej towarzyszył Jej przy łóżku, Paddyego. Czasami rozmawiali cicho, ale przeważnie milczeli, wpatrzeni w posiniaczoną twarz, leżącego mężczyzny, modląc się o cud. Spojrzał na nią mętnym wzrokiem, po czym położył rękę na Jej ramieniu.

– Ciebie też wezwał? – popatrzyła na towarzysza.

– Tak – odparł – Wiesz może z jakiego powodu? Mówił coś?

Ola pokręciła głową.

– Wpuściła mnie tu pielęgniarka, ale nic nie wiedziała, poza tym, że ma mnie wezwać na rozmowę – odparła cicho, po czym spuściła głowę – Boję się… – czuła,  jak mężczyzna zaciska palce na Jej ramieniu.

– Ja też – odparł – Ale musimy wierzyć, że będzie dobrze.

Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego.

– Tylko to trzyma mnie jeszcze w całości – wyszeptała, nie była w stanie wymówić tego głośno – Nie wiem, co zrobię, jak…

– Nie mów tak! – podniósł głos – Masz Nati i Nas! Jest Emma, Henry, Twoja siostra!

– Tak! Wszyscy jesteście kochani… tylko… Ja chcę Jego, rozumiesz? Jego! – powtórzyła głośniej – Sama nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo go potrzebuję! – głos się Jej łamał, a dłonie drżały, mocniej niż zwykle – Gdybym znalazła ten cholerny parking!!! – poderwała się z krzesła i podeszła do okna – Nic by się nie stało!

Angelo również wstał. Podszedł do niej i zacisnął ramiona wokół Jej ciała.

– To nie Twoja wina.

– Właśnie, że moja! – odruchowo go odepchnęła i odsunęła się na bezpieczną odległość – To Ja wymyśliłam, wizytę w mieszkaniu Em, On chciał do domu – nie pozwoliła odezwać się Angelo, choć już otworzył usta, by zaprzeczyć – To Ja nie znalazłam parkingu! Mogłam przecież stanąć na miejscu dla niepełnosprawnych, ale moja cholerna przepisowość, nie pozwoliła mi na to!

– Co jeszcze wymyślisz?! – wrzasnął w końcu – Mogłaś też nie wsiadać do samochodu i nie pędzić na złamanie karku, gdy powiadomili nas o próbie wybudzenia Padda!

Ola spojrzała mu w oczy.

– Tak! To też!

– Oszalałaś?! Ile jeszcze znajdziesz pomysłów na własną winę?!

Kobieta spuściła głowę i zamilkła.

Angelo przyglądał się Jej przez długą chwilę. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Jeszcze nigdy nie widział nikogo w takiej rozsypce. Z uśmiechniętej, szczęśliwej dziewczyny, w ciągu kilku dni stała się wrakiem człowieka, obwiniającym się o wszystko, co przydarzyło się Jego bratu i Jej.

– Proszę, posłuchaj Emmy i pozwól Jej zabrać się do terapeuty. On Ci pomoże.

– W czym!?!!! – wrzasnęła bezsilnie – No powiedz w czym?!!! Pomoże Paddyemu otworzyć oczy, pomoże naszemu dziecku znaleźć się z powrotem w moim brzuchu?!!! Do cholery, Angelo! Mnie już nic nie pomoże, nie rozumiesz?!

Pojedyncze łzy wypłynęły spod okularów mężczyzny.

– Sobie pomożesz…

Nie odezwała się już. Odwróciła się i bez słowa usiadła, z powrotem na krześle.

………….

– Jak myślisz, po co ten lekarz wezwał Olę i Angelo? – Patricia spojrzała na brata, po czym dokończyła wyrównywanie fałdek na pościeli Paddyego.

Dziś weszła z Johnem, pozwolono im wchodzić parami. Reszta siedziała na korytarzu. Gdy wchodzili, Henry kończył przekazywać im najświeższe informacje, dotyczące śledztwa.
Nadal nie znaleźli sprawców napadu i pobicia, choć staruszek poruszył już niebo i ziemię.

– Mam nadzieję, że to dobre wieści – odezwał się John, przyglądając się twarzy brata – Zeszły mu już prawie wszystkie siniaki i skaleczenia, zostało tylko to na czole – stwierdził, skupiając uwagę na mało ważnych rzeczach, żeby tylko nie dać dojść do władzy wyrzutom sumienia, wobec niego.

– Było najgłębsze – wyjaśniła Patricia, wycierając mokre oczy – Obaj będziecie mieć blizny na czole – obrzuciła wzrokiem zaczerwienioną rysę na czole Johna.

– Kiedy spróbują go znowu wybudzić? Mówili coś?

– Nic na razie nie wiem – kobieta wyjęła z kieszeni chusteczkę – Myślę, że źle to robią.

– Co Ty mówisz!

– To, co słyszysz – burknęła – On się za każdym razem budzi, zaczyna coś bełkotać. Mam wrażenie, że przeżywa to, co się stało. Wtedy znowu podają mu środki nasienne, bo skacze mu gwałtownie ciśnienie. To chore!

John spojrzał z niezrozumieniem na siostrę.

– Lekarze wiedzą co robią, widocznie może mu to zaszkodzić – odparł – Krwiak w mózgu, to nie jest byle błahostka.

– Przecież go usunęli – kobieta broniła swojego zdania.

– Nie jesteśmy lekarzami, Patricia.

– Ale ile jeszcze mamy czekać?! – zirytowała się – Do szału mnie to doprowadza. Ta niepewność i strach…

John objął siostrę ramieniem. Sam nie wiedział, co dla Patricka będzie lepsze. Sen czy jawa.

………….

– Ona musi iść na jakąś terapię – Em upierała się przy swoim – Pytałam mojej psycholog i powiedziała, że Olka sama sobie z tym nie poradzi.

– Em, poczekajmy, aż Paddy się obudzi, może wtedy szybciej dojdzie do siebie albo sama zgłosi się na jakieś leczenie – odezwał się Jimmy.

– Też uważam, że nie powinniśmy Jej zmuszać – wtrąciła się Maite, wstając z drewnianej ławeczki – Minęły dopiero dwa tygodnie, Paddyego wciąż utrzymują w śpiączce, nic dziwnego, że dziewczyna nie może się otrząsnąć.

Siedzieli na szpitalnym korytarzu. Emma z Jimmym, Henry, oraz Maite i Barby. Nawet lekarze i pielęgniarki przyzwyczaili się, że pod drzwiami, jednego z ich pacjentów, jest czasami tłoczno. Upominali tylko siedzących o zachowanie ciszy.

– Nie rozumiecie mnie! A co będzie jeśli Paddy z tego nie wyjdzie? Olka już teraz ledwie żyje – Emma starała się weprzeć swoje zdanie, towarzyszom.

– Nawet tak nie myśl! – odezwał się szorstko Jimmy – On z tego wyjdzie, rozumiesz?! – syknął, po czym pokręcił głową i ruszył wzdłuż korytarza.

Em, zamilkła. Patrzyła, jak mężczyzna odchodzi. Znowu go uraziła. Od wypadku stał się drażliwy na wszystko. Najdrobniejsze rzeczy wyprowadzały go z równowagi. Wiedziała, że bardzo denerwuje się stanem Paddyego i całą sytuacją, ale nie chciał się do tego przyznać. Udawał twardziela, odkąd po telefonie Angelo, w pośpiechu, wrócili z Henrym do Kolonii. Staruszek wraz z Joeyem, od razu zajęli się sprawą od strony sądowej. Ściśle współpracowali z policją i wszystkimi innymi organami ścigania.

– A temu co? – Maite, przez chwilę patrzyła za oddalającym się Jimmym – Jak zwykle ma wszystko w dupie? – mruknęła.

– Nie. Na pewno nie ma, tylko każdy radzi sobie z tą sytuacją tak, jak potrafi – rzuciła Em, po czym ruszyła za Jimem.

Znalazła go na dworze. Podeszła bliżej i delikatnie wyjęła mu papierosa z dłoni.

Pozwolił Jej na to. Bez słowa przyglądał się, jak wdeptuje biały papierek z tytoniem, w ziemię.

– Nie pal tego. Niedawno miałeś operowane płuco – przypomniała mu.

– To mnie uspokaja – wytłumaczył.

– Bzdura. Wmawiasz to sobie.

– Gdybym ich znalazł… Zabiłbym…  – przerwał. Dalej nie mógł już mówić.

Emma bez słowa wyciągnęła ramiona i przytuliła go mocno. Przez moment próbował się wyrwać. Nie chciał współczucia, ale ciepło Jej ciała i otulające go ramiona, wydały mu się tak bezpieczne i dobre, że po chwili przywarł do niej jeszcze szczelniej.

– Przepraszam.

– Nic nie szkodzi, nie przejmuj się mną, wszystko rozumiem – głaskała czule Jego włosy.

– A Ja nie! Dlaczego On? – głos mu drżał – Przecież tyle już przeżył… Miał mieć dziecko, spełniały się Jego marzenia…

– Wiem, kochanie. Wiem. Tego akurat też nie potrafię zrozumieć.

– Nigdy nie byłem dla niego dobrym bratem – wyznał.

– Jeszcze będziesz miał czas na poprawę.

– A jeśli nie? Jeśli miałaś rację? – odsunął się od niej.

– Jimmy, On żyje i będzie żył! Musi, bo go znajdziemy i nakopiemy mu do tego cholernego tyłka – zdawała sobie sprawę, że plecie bzdury, ale niczego mądrego nie wymyśliła. O dziwo mężczyzna uśmiechnął się lekko.

………….

– Witam raz jeszcze i przepraszam, że tak długo to trwało – lekarz usiadł w fotelu za niewielkim biurkiem.

– Nie szkodzi – Angelo zerknął niepewnie na Olę.

– Wezwałem Państwa tutaj, bo… – przerwał, gdyż drzwi do gabinetu otworzyły się ratowanie.

– Doktorze szybko! Pacjent się wybudził – oznajmiła pielėgniatka.

– Już? To za szybko! – zdenerwowany lekarz poderwał się na nogi.

– Co się dzieje? – zdezorientowany Angelo również wstał.

– Rano przestaliśmy podawać Panu Kelly środki nasienne, o tym właśnie chciałem porozmawiać.

Ola odruchowo przykryła usta, dłońmi i z przerażeniem wpatrywała się w lekarza.

– Idziemy! – zarządził mężczyzna – Nie ma czasu. Po drodze wszystko wyjaśnię.

– To już trzecia próba – stwierdził Angelo idąc za lekarzem – Myśli Pan, że tym razem się uda?

– Wczoraj zebrało się konsylium w sprawie Pańskiego brata i jednogłośnie stwierdzono, że nie ma żadnych fizycznych przeciwwskazań, by trzymać Jego mózg w stanie uśpienia – wyjaśnił lekarz.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że dziś próbujemy doprowadzić do całkowitego wybudzenia się Pana Kelly, a wszelkie anomalie organizmu,  postaramy się zniwelować doraźnymi lekami – wysapał doktor, biegnąc przez korytarz. Nagle jednak zatrzymał się i spojrzał na Olę.

– No właśnie… – rzucił w pośpiechu – Musimy wykluczyć wszelkie bodźce, które mogłyby zdenerwować pacjenta i wywołać raptowny skok ciśnienia, rozumie Pani, o czym mówię?

Ola bezwiednie przycisnęła dłonie do dolnej części brzucha.

– Rozumiem – odparła potulnie, choć wszystko w niej krzyczało, sprzeciwiało się słowom lekarza.

– To bardzo ważne dla pacjenta – ostrzegł jeszcze raz lekarz – Wiem, że to trudne, ale chodzi o zdrowie Pana Kelly.

Ola pokiwała twierdząco głową. Zrobiłaby wszystko, byle tylko Paddy żył i był zdrowy. Nie może stracić także Jego!

– Dlaczego mówił Pan, że za wcześnie się wybudził? Coś mu przez to grozi? – Angelo martwiły słowa lekarza.

– Lepiej, jak pacjent budzi się powoli – wyjaśnił doktor – Ale to niestety uzależnione jest od organizmu. Niestety nie jesteśmy w stanie przewidzieć jaka będzie reakcja Pańskiego brata. Umysł dla lekarzy wciąż bywa tajemnicą – nacisnął klamkę i wszedł do sali – Co tu się dzieje, proszę wyjść! – krzyknął, przeciskając się między Maite, a Jimem. W środku byli wszyscy, których Ola wcześniej widziała na korytarzu.
Zaraz po przekroczeniu progu oparła się o ścianę. Nogi, przez moment, odmówiły Jej posłuszeństwa – Boże, niech wszystko pójdzie dobrze – modliła się w duchu. Słyszała rozmowę lekarza z Angelo i bała się jeszcze bardziej. Nagle usłyszała znajomy głos, a właściwie niezrozumiały, wśród szmerów innych głosów, zduszony krzyk.

– Paddy… – serce zaczęło bić Jej ze zdwojoną siłą. To na pewno On… Słyszała go…

– Dobrze się czujesz? – John, dotknął Jej ramienia.

Kiwnęła twierdząco głową, nie mogąc z emocji wydobyć z siebie żadnego słowa.

– Gdzie Ona jest?! – usłyszała ponownie. Jej serce drżało mocno, wybudzone z letargu, w którym tkwiło od tylu dni. Słaby uśmiech pojawił się na Jej ustach, i cień nadziei, przemknął jak błyskawica, przez Jej umysł.

– Angelo! Gdzie jest Ola?! – wydyszał chłopak, wyrywając się pielęgniarkom.

– Nie może Pan wstać! Nie wolno! – prosiła jedna z nich.

– Paddy, proszę, uspokój się – płakała Patricia.

– Gdzie jest Ola!!! Co Jej się stało?!

– Doktorze! Ciśnienie szaleje! – oznajmiła jedna z pielęgniarek.

Lekarz wyrecytował szybko nazwy leków.

– Panie Kelly, proszę się uspokoić, jest Pan w szpitalu, miał Pan wypadek. Słyszy mnie Pan?

– Boże! Gdzie jest Ola! Co Oni Jej zrobili! – Paddy, jak w amoku powtarzał wciąż to samo, próbując wstać z łóżka.

Ola zaczęła przeciskać się pomiędzy ludźmi. Maite, Emma, Patricia…

– Paddy?! – zawołała – Jestem!

– Ola…  – wyszarpnął się pielęgniarce.

– Jestem!  Proszę uspokój się, nie wstawaj! – w końcu do niego dotarła. Złapała wyciągniętą w Jej stronę rękę,  przerażonego, zdenerwowanego do szaleństwa, mężczyzny i usiadła przy nim na łóżku.

Czuła jak drży, widziała jak z trudem łapie każdy oddech, patrzyła w Jego rozbiegane, wystraszone oczy i mimo swojego własnego roztrzęsienia, zaczął spływać na nią dziwny spokój. Był tu, mówił do niej, patrzył, ruszał się. Już nie był bezwładnym ciałem przyczepionym do rurek i aparatów.

– Zostawcie mnie! – warknął do pielęgniarek.

Dziewczyna,  wzrokiem poprosiła, by kobiety zrobiły to, czego rządał, po czym przysunęła się bliżej. Pogłaskała czule Jego policzek.

– Spokojnie, kochanie. Jestem z Tobą. Nic mi nie jest.

– Jesteś… – powtórzył, po czym  przymknął  powieki. Jego świszczący, szybki oddech powoli się wyciszał.

– Wstrzymajcie się z tymi kroplówkami, ciśnienie chyba się normuje – rzucił lekarz.

– Moja kochana… – czuła Jego dłoń na swoim policzku. Głaskał Ją, dotykał, patrzył tak, jakby wciąż nie dowierzał, że żyje i siedzi obok niego – Co Oni Ci zrobili? – wyszeptał, a Jego oczy zaszły łzami.

– Nic. Nie bój się. Nie skrzywdzili mnie, Paddy. Spokojnie – odpowiedziała również szeptem i przywarła do niego, najmocniej jak się dało, obejmując szczelnie ramionami.

Ukrył twarz we Jej włosach i zacisnął  powieki. Czuła, że płacze. Drżał…

– Tak bardzo się bałem…

– Wiem – odparła – Ja też… Myślałam, że Cię zabili, potem tyle dni modliłam się, żebyś się obudził – szlochała – Byłam przerażona… – jeszcze mocniej zacisnęła swoje ręce na plecach mężczyzny. Chciała go czuć. Chłonęła Jego bliskość. Tak bardzo go potrzebowała… Dopiero teraz czuła, że nadal żyje… Ona też chciała żyć… Dla niego…

Po długiej chwili mężczyzna wyswobodził się z Jej ramion i objął dłońmi policzki, zaglądając głęboko w oczy.

– Naprawdę Cię nie skrzywdzili? Powiedz mi prawdę, proszę…

– Nie – słaby uśmiech rozciągnął Jej usta – Ciebie zranili, mocno uderzyli w głowę…

Pokręcił przecząco głową.

– Ja nie jestem ważny… Ty jesteś… Wy… –
Zesztywniała… Przestała oddychać…

– Witaj ponownie w świecie żywych – czujny Angelo przyszedł Jej z pomocą.

Odsunęła się. Wstała z łóżka i mętnym wzrokiem patrzyła, jak wszyscy po kolei witają się z nim, poklepując po ramieniu lub przytulając.

Rozpaczliwe łzy spływały po Jej policzkach. Wpatrywała się w uśmiech na Jego twarzy. Zdołała nawet rozciągnął swoje usta, gdy na nią zerknął, mimo rozdzierającego bólu w sercu.

Jak miała mu wyjaśnić, że słowo „Wy” już nie jest aktualne…

Odruchowo spojrzała w bok i napotkała kolejny wzrok, w którym brakowało radości. John… Nie podchodził, nie witał się, trzymał się z daleka. Widziała drżące mięśnie policzków i błyszczące oczy…

Po chwili otworzył drzwi i bezszelestnie wysunął się na korytarz, więc ruszyła za nim.

– Johnny?!

Odwrócił się. Zobaczyła łzy w Jego oczach.

– Powiedz mu – poprosił ochryple.

Pokręciła przecząco głową.

– Nie.

– Chcesz go okłamywać? Jak długo?

Spuściła głowę, ale po chwili podniosła Ją z powrotem i spojrzała w oczy mężczyźnie.

– Nie pozwolę, żeby Cię znienawidził.

– On już mnie nienawidzi, zbyt wiele nie zmienisz.

– Nie, John!

……………..

Niepewnie weszła do sali. Był późny wieczór. Już od drzwi widziała, że Paddy śpi. Jego klatka piersiowa osłonięta  do połowy kołdrą, unosiła się i opadła. Tłum osób gratulujących mu powrotu do życia,  musiała bardzo go zmęczyć. Lekarz początkowo sprzeciwiał się zbyt dużej ilości ludzi, ale po szybkiej rozmowie z Angelo, odpuścił.

Podeszła do łóżka i pogładziła policzek mężczyzny, po czym nachyliła się i złożyła delikatny pocałunek na Jego ustach.

Drgnął i otworzył oczy.

– Śpij, odpoczywaj – wyszeptała, uśmiechając się czule.

– Kocham Cię – odparł, oddając uśmiech i z powrotem zamknął powieki.

Cichutko usiadła w kącie pokoju i zajęła się własnymi myślami. Dziś pierwszy raz, od ponad tygodnia, zapragnęła znaleźć się, choć przez chwilę, we własnym domu. Poprosiła Angelo, by Ją tam zawiózł. Miała zamiar wykąpać się, przebrać i szybko wracać do Paddyego, ale gdy tylko weszła i poczuła znajomy zapach,  wszystkie emocje zaczęły wychodzić z niej na wierzch. Przez kilka sekund dławiła w sobie łzy, aż w końcu pękła i dała upust swojemu żalowi.

Angelo zastał Ją siedzącą na schodach z głową opartą o kolana. Bez jakiegokolwiek słowa, usiadł obok i przytulił do siebie. Pozwolił Jej się wypłakać na swoim ramieniu. On także od czasu do czasu, wycierał łzy i ciężko przełykał ślinę.

– Dlaczego to wszystko musiało się zdarzyć? Dlaczego nam? – wyłkała – Jakby los zbuntował się przeciwko wszystkiemu,  co dobre w naszym życiu? Komu przeszkadzamy? – skulona w objęciach przyjaciela, zadawała szereg pytań, na które szukała odpowiedzi.

– Nie wiem, Ola – głaskał plecy dziewczyny i sam się nad tym zastanawiał. Dlaczego Jego brat nie może być tak zwyczajnie szczęśliwy?

– Paddy się obudził, będzie dobrze.

Uśmiechnęła się na te słowa.

– Nie!!! – krzyk Paddyego przerwał Jej myśli. Zerwała się z krzesła i pobiegła do podrywającego się z poduszki,  mężczyzny.

Zsapany i spocony, od razu przywarł do niej, próbując opanować płytki, przyśpieszony oddech.

– Śnili mi się… – wyspał – Chcieli zrobić Ci krzywdę.

– Nie zrobili, spokojnie – czule gładziła plecy,  przerażonego mężczyzny.

Odsunął Ją od siebie i zajrzał w oczy, obejmując twarz rękoma.

– Próbowali… Jak Ja…

– Słucham?

– Zobaczyłem w nich siebie…

– O czym Ty mówisz?

– Ja też chciałem Cię…

– Nie! – poderwała się z łóżka i otuliła szczelniej długim swetrem. Nagle poczuła chłód – To nie było to samo! Nie porównuj tego!

– Widziałem to… – Jego głos był  zduszony – Wtedy, przez ułamek sekundy, ale widziałem. Dziś we śnie też zobaczyłem. Oni zniknęli, a Ja… Ja chciałem Cię skrzywdzić… I skrzywdziłem – dodał, po chwili.

– O czym Ty mówisz? – zmrużyła brwi.

– O tym, że nie słuchałem Twoich próśb.

– Byłeś na mnie zły…  – spojrzała na monitor. Nie podobały Jej się skaczące cyferki – Paddy, spokojnie – zdenerwowała się.

– Tak, ale Ja nie o tym… – zaczął.

– Proszę Cię, przestań!  – złapała go za ręce – Wybaczyłam Ci to. Nie chcę do tego wracać, rozumiesz?

– To nie musi wracać, bo to cały czas we mnie siedzi! – krzyknął –  Jestem, jak Oni albo i gorszy, bo podstępem ukradłem Ci wierność i szczęście! Kochasz własnego oprawę, Oluś!

– Boże! O czym Ty mówisz! – podniosła głos.

Utkwił w niej przerażony wzrok. Opamiętał się. Otworzył usta i zamknął z powrotem. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Obleciał go strach, który spowodował nieprzyjemny dreszcz.

– O śnie – zacisnął powieki i uniósł głowę do góry, łapiąc kilka głębokich wdechów. Po chwili znowu na nią spojrzał.

– Przytul mnie – złapał Ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie – Tak się cieszę, że nic Wam się nie stało, że skończyło się tylko na strachu.

Zimny lęk zablokował Jej oddech. Zacisnęľa mocno usta, ale po chwili głośny, zduszony szloch rozszedł się po pokoju.

– Nie płacz kochanie, wiem, że wiele ostatnio przeżyłaś – wyszeptał – Ale wynagrodzę Ci to wszystko. Naszemu maleństwu też – płacz kobiety stał się jeszcze głośniejszy, zamienił się w zbolały jęk – zacisnął ramiona jeszcze mocniej, po czym opuścił rękę, chcąc dotknąć Jej brzucha – Nasza mała dziewczynka…

Tego już nie wytrzymała. Poderwała się w górę…

– Oluś? – zdezorientowany chłopak, wpatrywał się w nią wielkimi, jak spodkiem oczami – Ola, co się dzieje?!  – zdenerwował się.

Nagle do niego dotarło…

Któryś z aparatów zaczął przeraźliwie piszczeć, więc zerwał z siebie wszystkie kable i plastry,  nie dbając o zniszczenie maszyn. Wstał z łóżka…

– Ola… Powiedz, że…

Kobieta zacisnęła powieki i ukryła twarz w dłoniach, próbując opanować płacz. Jeszcze nie teraz… Jeszcze jest zbyt słaby…

Przypomniała sobie niedawną rozmowę z lekarzem. Był zadowolony z wyników Paddyego.

– Na razie nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu organizmu – oznajmił – Pan Kelly miał, zdaje się, szczęście w nieszczęściu.

– Kiedy mogę mu powiedzieć, o dziecku? – zapytała. Głos Jej zarżał. Nawet nie miała czasu na żal. Paddy, ciągłe komplikacje, strach i niepewność nie pozwoliły Jej do tej pory porządnie zapłakać nad utratą ciąży.

Lekarz także przybrał powagę na twarz.

– Bardzo to przeżyje? – zapytał – Proszę mnie źle nie zrozumieć, wiem, że utrata dziecka zawsze jest bolesna, ale czasami…

– To było Jego marzenie – weszła w zdanie lekarzowi. Nie chciała przeciągać tej rozmowy. Nie potrafiła rozmawiać o tym, co stało się z Jej dzieckiem, bez emocji. To wciąż w niej tkwiło, wciąż było żywe. Teraz, gdy z Paddym było lepiej, wręcz wróciło ze zdwojoną siłą.

Mężczyzna westchnął i zamyślił się, po czym powiedział.

– Chociaż kilka dni jeszcze, oczywiście jeśli uda się Pani utrzymać Jego niewiedzę. Jeśli nie, to będziemy reagować – odparł, po czym dodał lekko zmienionym głosem – Poradzimy sobie. Naprawdę państwu współczuję.

– Przykro mi, Paddy. Naszego dziecka już nie ma…

Głośny zbolały jęk, wywołał w niej dreszcz. Rozpłakała się…

==================

 

 

 

10 myśli na temat “Rozdział 149: Cisza…

    1. Ojej! To niezłe wrażenia. Obie części dramatyczne. Żyjesz jeszcze? Oddychasz?
      Kurcze może trzeba było czytać z odstępem na przetrawienie i ochłonięcie.
      Fakt dużo złego się tu zdarzyło.
      Dzięki 💖

      Polubienie

  1. Ciekawe jak John przyczynił się do poronienia Olki bo po ich rozmowie idzie wywnioskować, że miał coś z tym wspólnego. I jeszcze nie dają mi spokoju te słowa Angelo: ” Mogłaś też nie wsiadać do samochodu i nie pędzić na złamanie karku, gdy powiadomili nas o próbie wybudzenia Padda!”. Ahh nie wiem co myśleć, przez te dwa tygodnie pewnie dużo się wydarzyło.
    Jak zwykle mnie zaskoczyłaś, myślałam, że nie będzie aż tak źle, że Paddy trochę się poużala nad sobą i życie będzie płynęło dalej a tu taki dramat. Współczuję im…to chyba będzie dla nich próba. Zobaczymy czy ich miłość jest na tyle silna, że przetrwają te ciężkie chwile czy nie dadzą rady. Ciekawe czy Paddy będzie Olkę wspierał czy oskarżał??
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Kochana, sprawę Johna wyjaśnię, ale już teraz mogę powiedzieć, że nieszczęśliwe przypadki lubią chodzić parami.
      Obaliłam stereotyp użalającego się nad swoim losem Pada. Miał być armagedon, tak zapowiadałam od jakiegoś czasu i jest. Całkowita zmiana postępowania i zachowania. Bohaterowie przestają być przewidujący. To chyba dobrze. 😁
      Pad nie będzie ani oskarża łatwo, ani wspierali, niestety, z resztą sama zobaczysz, a właściwie przeczytasz.
      Wielkie dzięki za odnalezione nazwisko. Musiało się pojawić, bo będzie potrzebne za jakiś czas.
      Dzięki 💖

      Polubienie

  2. Serio po zajawce myślałam, że coś się stanie Paddyemu. Część czytałam już wcześniej, komentarza nie napisałam, dlatego dziś jest taki słaby. Do kolejnej części będzie lepiej.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz