Rozdział 171: Barwy życia.

Głowa pękała mu od natłoku myśli, a w piersi czuł kamienny ucisk. Siedział na krześle, potem na biurku, podpierał ściany, chodził w kółko i myślał… Po kilkudziesięciu takich minutach miał wrażenie, że ściany niewielkiego pokoju zaczynają go przygniatać i zabierać tlen z powietrza.

Kochał Ją, mimo krzywdy i upokorzenia, które czuł. Tylko On wiedział, ile razy sięgał do klamki, gdy dopuścił serce do władzy. Zaraz po tym jednak, górę nad czynami brał umysł, który podsuwał mu przed oczy, senne obrazy i szeptał do ucha jedno słowo „dziwka”. To powodowało, że odrywał dłoń od metalowego przedmiotu i ponownie zaczynał analizować wszystko od początku, zadając sobie w głowie pytania: Czy może wybaczyć? Czy da radę? Czy będzie umiał zapomnieć, Czy będzie potrafił z nią żyć i czy nauczy się funkcjonować bez niej? Co kilka minut stawał przy oknie i  sprawdzał, czy Emma nadal jest w ogrodzie. Za każdym razem, górę nad trzeźwym myśleniem brała wtedy bolesna tęsknota i potrzeba znalezienia się blisko niej, choć na ułamek sekundy. To było, jak błędne koło. Jedne myśli goniły drugie, sprzeczne uczucia wypierały siebie nawzajem. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje z napięcia.

A może zmyśliła to wszystko, żeby znowu go od siebie odepchnąć – przyszło mu, w pewnym momencie, do głowy – Przecież podejmowała już takie próby… Może czymś zawinił, obraził Ją i… Tylko czym? – nagłe zdenerwowanie, poderwało go na nogi. Serce zaczęło mu walić, jak oszalałe. Uczepił się tej myśli. i z drżącym sercem, dotarł znowu do drzwi. Wtedy przyszło olśnienie. Z niechęcią i bólem przyjął ponurą prawdę. Jego nagła energia, opadła tak szybko, jak urosła. Wściekły na siebie, zacisnął mocno pięści i zaklął na własną głupotę.

– Wariujesz Jimmy – mruknął, kucając z powrotem pod jedną ze ścian – Wymyślasz bezsensowne wytłumaczenia. Zaraz wmówisz sobie, że Jej grzechy są Twoją winą – zwiesił głowę i głośno wydmuchał powietrze z płuc. Wszystko przez nią. Mamiła go swoim dramatem, karmiła opowieściami o koszmarze, który zafundował Jej los, świadomie wzbudzała litość, zrobiła z niego idiotę! Ogarnęła go nagła wściekłość na nią, na siebie, na wszystko, co nazywa się życiem. Chwilę później poderwał się w górę i szarpnął za klamkę. Musiał wyrzucić z siebie żal, wykrzyczeć go, pozbyć się wreszcie tego dręczącego ucisku w piersi. Zbiegł na dół i z całą siłą pchnął drzwi, prowadzące do ogrodu.

……………..

Niebiesko-czerwone, migoczące światła odbijały się od okien domów, drzew i ogrodzeń, tworząc na nich nieregularne, „tańczące” wzory. W oddali zebrał się tłumek ciekawskich gapiów, złożony z okolicznych mieszkańców oraz przypadkowych przechodniów. Z ich rozmów i komentarzy tworzył się cichy pomruk. Od czasu do czasu do oszołomionego Paddyego, docierały też głośniejsze rozmowy policjantów i sanitariuszy z karetek. Siedział bokiem na przednim siedzeniu jednego z policyjnych radiowozów. Posadził go tu siłą jeden z funkcjonariuszy, gdy próbował, wejść do karetki, mimo zakazu lekarza. Bezsilność i niewiedza zjadały go od środka, a lęk paraliżował mięśnie i wgryzał się uparcie w umysł, blokując realny odbiór rzeczywistości.

– A Pan? – zainteresował się mężczyzna w czerwonym uniformie i uważniej przyjrzał się Paddyemu – Dobrze się Pan czuje? – włączył latarkę i zacząl oglądać i dotykać Jego twarzy.

– Wszystko w porządku – mężczyzna, skrzywił się i zmrużył oczy, oślepiony nagłym światłem – Powie mi Pan, co z nią? – złapał ratownika za nadgarstek.

– To znaczy z kim?

– Z tą ranną kobietą.

– Obydwie są ranne – oznajmił – Ale niestety o żadnej z nich, niczego nie wiem – odparł – Opatrywałem tego drugiego mężczyznę – wskazał głową na stojącego, między dwoma policjantami, faceta w szarej bluzie z kapturem.

– To On też jest ranny? – właściwie mało obchodził  go stan zdrowia tego mężczyzny, zapytał odruchowo.

– Kilka zadrapań, nic wielkiego – odparł sanitariusz, po czym wyjął z podręcznej ratowniczej torby, biały gazik i jakąś buteleczkę – Obejrzę to Pana skaleczenie, dobrze? – skupił wzrok w czole pacjenta.

Dopiero, gdy nasączony wacik dotknął skóry Paddyego, mężczyzna poczuł piekący ból nad lewą brwią. Syknął głośno i skrzywił się, odchylając odruchowo głowę.

– Co mu jest? – przy ratowniku stanęła młoda kobieta, ubrana w policyjny mundur.

– Może Pani mi powie co z Olą? – Paddy od razu zaczepił Ją, zapominając o bólu.

– Z tą? – dopytała policjantka, wskazując na ambulans.

– Tak – nadzieja Paddyego znacznie wzrosła.

– Niestety, nic nie wiem, przykro mi – odparła, po czym skupiła uwagę na ratowniku – I jak?

– To tylko niewielkie rozcięcie – odparł klęczący na jednym kolanie mężczyzna – Szyć nie trzeba, wystarczą plasterki ściągające.

– Może się Pani dowiedzieć? – Paddy nie dawał za wygraną. Miał ochotę odepchnąć sanitariusza i siłą zmusić kobietę do udzielenia mu jakiejkolwiek odpowiedzi. Od kilkunastu minut, odkąd Olę zabrano do ambulansu, umierał ze strachu, a nikt nie chciał mu niczego powiedzieć.

– Skąd ma Pan te zadrapania i podpuchnięte oko? – policjantka zignorowała pytanie i chłodnym tonem zadała swoje.

– Czy Pani słyszała? Pytałem o coś! – mężczyzna poderwał się z siedzenia, ale przytrzymany przez ratownika, usiadł z powrotem na miejsce.

– Niech się Pan uspokoi i odpowie na moje pytanie – ostrzegła go kobieta, zapisując coś w małym notatniku.

– Ale… – raptowny ból przerwał mu dokończenie zdania. Odepchnął od swojej twarzy dłoń ratownika.

– Opowie mi Pan, co się tutaj stało… –  głośny zgrzyt zagłuszył dalszą część zdania.

Cała trójka odwróciła głowy i spojrzała w miejsce hałasu. Dwóch sanitariuszy prowadziło łóżko w stronę jednej z karetek. Rozpoznając osobę leżącą na noszach, Paddy poderwał się nerwowo w górę.

– Po co Ci to było?! – wrzasnął – Co Ja ci takiego zrobiłem?! – zacisnął pięści na metalowej rurce, chroniącej pacjentkę przed upadkiem z łóżka i wbił nienawistny wzrok w bladą, postać. Kobieta drgnęła, po czym uchyliła lekko powieki. Kąciki Jej ust natychmiast uniosły się nieco w górę.

– Paddy… Kochany Paddy… – powiedziała słabym głosem.

– Mów! – krzyknął wściekle mężczyzna, wyszarpując ramię z uścisku, próbującej odsunąć go od noszy, policjantki – Zostaw mnie! – warknął rozjuszony – Nie rozumiecie?! Ona musi mi powiedzieć prawdę!

Leżąca kobieta dała ręką znak, że wyraża zgodę na rozmowę.

– Tylko szybko, pacjentka straciła sporo krwi – odezwał się jeden z ratowników.

– No mów?! – ponaglił Ją Paddy – Dlaczego nas nękałaś, czemu zaatakowałaś Olę?!

– Chciałam… – kobieta z trudem przełknęła ślinę – Żebyś poczuł się, jak Ja, rozumiesz? – momentami Jej głos słabł i stawał się prawie niesłyszalny – Odebrałeś mi wszystko, co miałam: godność, chłopaka, nadzieję. Wykorzystałeś i odepchnąłeś, jak niechcianego psa. Chciałam, żebyś umarł z tęsknoty i rozpaczy. Żebyś poczuł, jak to jest, gdy oddajesz komuś serce i zostajesz potraktowany, jak śmieć – wykrzywiła usta z bólu, ale po chwili mówiła dalej – Miałeś zobaczyć, jak ciężko żyje się z rozdartym sercem – Sabine uniosła nieco głowę  – Robiłam wszystko, żeby Ona Cię znienawidziła i patrzyła na Ciebie tak, jak Ty na mnie, rozumiesz?! – próbowała mówić głośniej, ale Jej ton stał się tylko bardziej chrapliwy – Wszystko! Tylko, że ta idiotka była cholernie uparta – mruknęła trochę do siebie.

– Co to znaczy?! – Paddy jeszcze mocniej zacisnął palce na metalowej barierce, nie pozwalając ratownikom odjechać.

Sabine mlasnęła i zmusiła usta do bezczelngo uśmiechu.

– Wszystko, to znaczy wszystko, Paddy. To, co Was spotkało – podniosła rękę i oparła nadgarstek o czoło, po czym z zimną drwiną spojrzała na wściekłego mężczyznę – Pamiętasz, jak Was napadnięto?

– Ty ich nasłałaś? – Paddy zbladł, a mięśnie Jego żuchwy drgnęły niebezpiecznie.

– Miała Cię znienawidzić. Chciałam, żeby czuła do Ciebie wstręt. Zgwałcona kobieta nie potrafi kochać – Jej zadowolenie, wprost biło w oczy – A już na pewno nie, winnego tego czynu. Czuje do niego obrzydzenie – blondynka zacisnęła palce na kocu i na moment przymknęła oczy – Niestety, nie wyszło, więc trzeba było podjąć kolejne kroki – dodała po chwili.

W żyłach Paddyego zagotowała się krew. Z całej siły pchnął łóżko, po czym rzucił się na półprzytomną Sabine. Przed uduszeniem Jej, powstrzymała go policjantka. Siłą i z pomocą kolegi po fachu, odsunęła go od łóżka.

– Jesteś potworem!!! – wrzasnął mężczyzna – Nie daruję Ci tego!!!

– Muszę przyznać, że wytrwała kretynka z tej Twojej Oli, nawet poronienie Jej nie zniechęciło – Sabine, pod wpływem nagłej adrenaliny, jakby nabrała sił i otworzyła szerzej powieki. W Jej oczach błysneła nienawiść.

– Ty suko! – Paddy zawył głośno i ze zdwojoną siłą zaczął wyszarpywać się z potrzasku. Teraz jednak na pomoc koleżance przybyło jeszcze dwóch innych policjantów – Puśćcie mnie!!!

– Zmusiła mnie do ostateczności. Nie chciałam, ale nie dała mi wyboru – mówiła dalej Sabine, odrywając, mimo upomnień sanitariuszy, głowę od poduszki. Nakręcała się coraz bardziej i była z siebie zadowolona – Musiałeś ponieść karę, przez całe życie o tym marzyłam – zachrypiała – Chciałam pozbawić Cię wszystkiego, co stanowiło dla Ciebie wartość, ale Ta Twoja dziwka nie chciała Cię zostawić – opadła na łóżko i przymknęła oczy. Coraz trudniej łapała oddech – Więc musiałam  pomóc  Jej odejść – stwierdziła obojętnie i ponownie utkwiła w rozjuszonym mężczyźnie swój zimny, lekko drwiący wzrok – Mam nadzieję, że zdechnie, bo Ty musisz cierpieć tak, jak Ja, gdy mnie odtrąciłeś. Musisz podnieś karę! Nie spocznę, dopóki nie umrzesz z rozpaczy.

– Zabierzcie Ją! – warknęła w końcu policjantka, walcząc z rozjuszonym do czerwoności Paddym, który szarpał się z całej mocy, wyjąc jak skrzywdzone dzikie zwierzę.

– Moje dziecko! Zabiję Ją!!! Uduszę!!! – wrzeszczał głośno, walcząc z całych sił o uwolnienie – Puśćcie mnie!!! Nic nie rozumiecie!!! Ona zabiła moje dziecko! Nasłała na nas zbirów! A teraz… Boże!!!

– Zabierzcie go stąd i przypilnujcie, żeby nie zrobił czegoś głupiego – rozkazała kobieta w mundurze z dziwną, zamyśloną miną

………………..

Em podniosła głowę i niewidzącym wzrokiem, pogrążona jeszcze we własnych wspomnieniach i myślach, wpatrzyła się w hałaśliwego intruza. Im więcej, z rzeczywistego obrazu docierało do Jej umysłu, tym szerzej otwierała oczy, a skóra wokół nich bledła. W końcu, podnosząc się niezdarnie z ławki, wyszeptała:

– Jimmy…

Widział, jak podnosi głowę, jak unosi w górę rzęsy. Patrzył w rozszerzające się, coraz bardziej, powieki i bladą zszokowaną twarz. Był coraz bliżej i coraz mocniej zaciskał pięści. Jeszcze krok lub dwa… Ten wyraz oczu…Zadrżał…

Czarne, jak heban, błyszczące tęczówki, wodziły po całej Jego twarzy. Odbijało się w nich zaskoczenie, które wraz z oswojeniem się z niespodziewanym gościem, zmieniło się w coś innego… Radość? Tęsknotę? Miłość? Sam nie wiedział… A może to tylko Jego wyobraźnia. Może chciał to wszystko widzieć? Bezwiednie pokręcił głową, wrzeszcząc w duchu na własną naiwność. Nie po to tu przyszedł. Tylko po co… Zapomniał? Nie chciał pamiętać? Czuł się tak, jakby wraz z połączeniem się ich wzroku, dostał amnezji. Przez moment nie wiedział niczego, prócz tego, że Em jest tak blisko. Nie obchodził go otaczający ich świat, nie istniała złość, ani uraza… Była tylko Ona i ciepło, rozlewające się po całym ciele mężczyzny. Jego umysłem zawładnęa bolesna tęsknota i pragnienie bycia przy niej, jak najdłużej, na zawsze.

– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – Em błądziła wzrokiem po znajomej twarzy. Każda zmarszczka, ślad napięcia, kolor oczu, usta… Wszystko było tak cudownie znajome. Delikatnie rozciągnęła swoje drżące wargi, nie wiedząc czy chce się uśmiechnąć, czy raczej rozpłakać – Boże! Jimmy… – nadal nie mogła uwierzyć, że go widzi. W kącikach Jej oczu, pojawiły się łzy, które po sekundzie rozmyły postać mężczyzny, do niewyraźnej plamy.

– Henry mnie tu przywiózł – odparł, wciąż jeszcze oczarowany Jej osobą i Jej bliskością.

– Henry? Po co?

– Nie wiem… – nie zastanawiał się na odpowiedziami – Przyszedłem tu, bo… Chciałem spojrzeć Ci w oczy…

– Po co? – wciąż lustrowała Jego twarz, zapamiętując każdy jej szczegół, odnajdując w pamięci każdy pieprzyk, przebarwienie i zmianę na skórze. Drżała, choć wewnątrz siebie czuła palący żar.

– Żeby… – nagle, jak na zawołanie, wszystko sobie przypomniał. Wróciły do niego obrazy sennych koszmarów. W uszach rozdudnił się głos „przedstawiam Ci moją muzę. Pamiętasz, opowiadałem Ci o niej… ” Pamiętał, aż za dobrze, każde słowo Mikea. Zacisnął zęby. W jednej chwili, przypomniał sobie cztery długie miesiące walki z sobą, tęsknotą i bólem i ostatnie minuty męczarni w gabinecie. Wróciła złość… Zmrużył powieki. Jego oczy stały się obojętne i chłodne – Żeby zamknąć ten rozdział raz na zawsze – syknął przez zęby – Chciałem  spojrzeć Ci w oczy, żeby przekonać się, jak wielką pomyłką się okazałaś.

Emma zamrugała szybko rzęsami. Jego słowa były dla niej niczym bat i kubeł zimnej wody w jednym. Raptowny, piekący ból, prawie rozerwał Jej serce. Szybko opuściła głowę i zbierając w sobie wszystkie siły, zatrzymała potok łez, które cisnęły Ją pod powiekami. Przełknęła ślinę… Głupia nadzieja, rozbudziła w niej pragnienia i myśli, które od dawna usilnie próbowała  zgnieść w sobie. Niestety ta bajka, już się dla niej skończyła. Teraz była tylko wspomnieniem. Najcudowniejszą senną marą. Rozejrzała się. Ogród, budynek… Teraz tu był Jej świat.

Dla niego była upadłym aniołem, a może i demonem.

– Już się przekonałeś? – nie patrzyła na niego. Stała z zamkniętymi oczami i modliła się, żeby zniknął, zanim je otworzy.

– Nie – odparł uczciwie, poruszony do głębi Jej zachowaniem. Znowu miał w głowie mętlik. Widział, jak walczy z łzami i własną słabością. Patrzył na drżące ramiona i marzył, by podniosła głowę i nawrzeszczała na niego, jak zwykle. Mógłby wtedy wyrzucić z siebie emocje bez tych dławiących wyrzutów sumienia. Miał ochotę szarpnąć nią i zmusić do spojrzenia na siebie. Znowu czuł, że wariuje.

– Jimmy, wiem że Cię skrzywdziłam – przełknęła łzy – Przepraszam, Cię za wszystko, co Ci zrobiłam. Przepraszam za to, że żyję… – Jej głos zamienił się w szept  – Nawet nie wiesz, jak żałuję, że pojawiłam się na tamtej drodze i weszłam na te cholerne pasy…. Przepraszam….

– Przestań! – wrzasnął, przerywając Jej. Mocno szarpnął Jej ramiona, zmuszając do podniesienia głowy. Czarne, przerażone tęczówki, przyćmione milionem migoczacych kryształków, wpatrzyły się w niego. Poddańczość, bezsilność i poczucie winy, wbiły się w Jego podświadomość. Widział otwarte usta, które wciąż coś bezgłośnie powtarzały – Zamknij się! – krzyknął, choć nie słyszał żadnego dźwięku. Gdy ciężkie łzy wytoczyły się spod Jej powiek, mocząc i sklejając ciemne rzęsy, przyciągnął Ją do siebie – Nic już nie mów, błagam! – wyszeptał, nie umiejąc wydobyć z siebie głośniejszego tonu. Jedną dłonią obejmował głowę kobiety, a drugą przyciskał do pleców tak mocno, jakby chciał wkleić Jej ciało do swojego – Przepraszam – usłyszał jeszcze raz i przykmnął swoje powieki, wznosząc głowę w górę. Z całej siły zaciskał usta, by nie wydobył się z nich żaden rozpaczliwy jęk. Nie tego się spodziewał, nie tego oczekiwał – Boże! Co Ty ze mną robisz?!

…………..

– Uspokoił się trochę? – jakby gdzieś z oddali, usłyszał głos, który wydał mu się znajomy. Otumaniony uspokajającym zastrzykiem, z trudem rozchylił powieki. Noc… Niebieskie, migające światło… Ponownie zamknął oczy. Kolacja, mężczyzna, krew na rękach Oli… Poderwał się w górę. Zakręciło mu się w głowie, więc przytknął dłoń do czoła – Gdzie jest Ola? – zapytał słabym głosem.

– Spokojnie – ktoś położył mu rękę na ramieniu. Podniósł powieki. Policjantka, kobieta…

– Pani nie rozumie… – próbował wstać, ale zabrakło mu siły w nogach – Ja muszę…

– Wiem, że się Pan martwi, ale niech Pan na razie nie wychodzi z samochodu – kobieta starała się go uspokoić.

– Pani niczego nie rozumie – powtórzył, opierając głowę o zagłówek samochodowego fotela i bezsilnie westchnął, czując w środku wielki ciężar. Powoli docierały do niego słowa Sabine. Leki uspokajające krążyły w Jego żyłach, kojąc nieco nerwy i dygotanie, ale umysł wciąż walczył ze wspomnieniami. Nie mógł uwierzyć, że jedna osoba potrafiła tak zniszczyć Jego życie. W dodatku, sam na to pozwolił –  Nie jestem histetykiem i zwykle nie atakuję ludzi, szczególnie rannych, ale ta kobieta… Z resztą sama Pani słyszała – nie znalazł odpowiednich  słów, może nie miał siły tego powtarzać – Wszystko przeze mnie i moje błędy – przymknął oczy i przykrył twarz dłońmi. Miał ochotę rozpłakać się, jak małe dziecko. Żal boleśnie ścisnął Jego krtań.

– Słyszałam. Bardzo mi przykro – odparła kobieta – Współczuję Panu.

Spojrzał na nią, pełnym bólu, wzrokiem. Nie chciał współczucia i litości. Marzył, by stał się cud i cofnął się czas.

– Ja… Pamiętam ten napad – oznajmiła nagle kobieta – Byłam tam. Zastępowałam tamtej nocy kolegę.

Oczy Paddyego rozszerzyły się momentalnie.

– Połączyłam fakty, jak usłyszałam słowa tej kobiety – wyznała funkcjonariuszka – Pana twarzy niestety nie pamiętałam, z resztą wyglądał Pan…

– Kiepsko? – dokończył, gdy kobieta przerwała, szukając łagodnych słów na określenie tego, co wtedy widziała na Jego twarzy.

– Cieszę się, że udało się Panu z tego wyjść – uśmiechnęła się ciepło i jakoś przyjaźniej, niż wcześniej – Przyszłam, bo martwił się Pan o żonę. Rozmawiałam chwilę z lekarzem…

– Widziała Ją Pani? – Paddy nagle się ożywił i zaczął rozglądać za pogotowiem, w którym przebywała Ola. Po chwili z przerażeniem, stwierdził, że karetka zniknęła.

– Zabrali Ją do szpitala – policjantka pośpieszyła z wyjaśnieniem, zanim mężczyzna zadał pytanie.

– Boże! – teraz nikt go już nie mógł powstrzymać. Nerwowo wysiadł z auta – Co Jej jest? Co ta wariatka Jej zrobiła?!

– Spokojnie – upomniała go kobieta.

– Nie potrafię być spokojny! – krzyknął – Nikt mi niczego nie mówi, nikt nie chce udzielić mi żadnych informacji! Nic nie wiem! Umieram ze strachu!

– Dlatego właśnie poszłam zapytać – wyjaśniła szybko funkcjonariuszka – Pana żona została ugodzona nożem, ale…

– O Boże! – Paddy złapał się za głowę i momentalnie zbladł.

– Nie, nie! – kobieta szybko złapała go za ramiona i pomogła usiąść, gdy zachwiał się na nogach – Lekarz twierdził, że  rana nie jest głęboka.

– Co to znaczy? – podniósł głowę i spojrzał na swoją rozmówczynię z szybko rosnącą nadzieją – To po co zabrali Ją do szpitala?

– Nie wiem. Może chcieli się jeszcze upewnić – odparła – W każdym bądź razie, nic nie zagraża Jej życiu.

– Muszę do niej jechać – oznajmił, podnosząc się w górę.

– Niestety, to niemożliwe – przy kobiecie w mundurze stanął mężczyzna – Najpierw musimy zabrać Pana na komisariat.

……………..

Wraz z powrotem świadomości i mrocznej rzeczywistości, przyszło do niego także nagłe opamiętanie. Szybko odepchnął Em od siebie, a następnie nie patrząc na nią, odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi.

– Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz – wyłkała Emma, wpatrując się w plecy mężczyzny.

– Wybaczyć?! – zatrzymał się nagle i odwrócił – Masz nadzieję? Do cholery, Em! – krzyknął ze złością. Jej słowa podziałały na niego, jak zapalnik. Wrócił do niej jeszcze szybciej, niż odszedł – Czy Ty wiesz, o co prosisz?! – teraz nie dbał już o Jej odczucia. Wręcz przeciwnie, cieszył go widok Jej obronnego kurczenia ramion – Oddałem Ci całego siebie! Kochałem Cię, jak wariat! Wybaczałem wszystkie grzechy! A Ty, bez mrugnięcia okiem, kłamałaś, ukrywałaś prawdę i robiłaś ze mnie idiotę! – wytrzeszczył oczy, a na jego skroni pojawiły się grube pręgi – Wiesz, jak się czułem na tym placu?! Mike prawie mnie zabił. Strzelił prosto w serce, w najgłębsze i nadelikatniejsze miejsce! Znasz taki ból?! Czy Ty wiesz, co czuje człowiek, gdy nagle ktoś odbiera mu to, co ma w życiu najlepszego?!

– Wiem – odparła cicho kobieta, wbijając wzrok w ziemię. W podobny sposób i równie boleśnie Jej świat zniszczył Thomas, gdy przyprowadził do niej pierwszego klienta. Podniosła oczy – Uwierz mi, nie chciałam tego! –  wykrzyknęła. Wrócił tamten ból. W jednej chwili przypomniała sobie swoje upokorzenie, wstyd i strach – Nigdy nie byłam dobrą osobą i nigdy nie będę, Jimmy! – krzyknęła z bezsilnością – Przez chwilę łudziłam się, że jest inaczej! Ty mnie do tego zmusiłeś! – wyciągnęła wskazujący palec w Jego stronę – Wmówiłeś mi, że mogę być taka, jak wszyscy! Że taka jestem! I co? – wrzasnęła – I poległeś razem ze mną! Wciągnęłam Cię w swoje bagno, a tak bardzo się tego bałam! Nie chciałam Cię krzywdzić! Wiedziałam, dlatego broniłam się, przed tym rękoma i nogami! Ale Ty byłeś wytrwalszy i mocniejszy! – wyłkała.

– To trzeba było wyznać mi całą prawdę! – syknął – Wtedy wiedziałbym na czym stoję!

– Co by to dało? – wyłkała – Uciekłbyś ode mnie? Zostawiłbyś mnie w spokoju?! – wbiła mokry wzrok we wściekłą twarz, która nagle zaczęła zmieniać swój wyraz. Nie musiał Jej odpowiadać, zrobiła to za niego – Wtedy nic by Cię nie powstrzymało. Miałeś tylko jeden cel: zdobyć mnie – usiadła na ławce, jakby nagle opadła z sił.

– To dlaczego mi nie powiedziałaś prawdy, skoro tak uważałaś?

– Bo się wstydziłam? – odpowiedziała pytaniem i w ruszyła ramionami – Bo nie byłam Ciebie pewna? Bo, mimo wszystko, gdzieś w podświadomości, bardzo chciałam poznać tę stronę życia. Ola tyle mi o niej opowiadała… – dodała dużo ciszej, jakby do siebie.

– To znaczy o czym? – Jim zbliżył się do ławki, żeby lepiej słyszeć odpowiedź.

– O miłości – odparła – O cudownym uczuciu – spojrzała na niego, po czym szybko opuściła wzrok – Chciałam zobaczyć, jak to jest.

– Chcesz powiedzieć, że byłem dla Ciebie królikiem doświadczalnym?! – Jimmy poczuł nagły bunt, przeciw usłyszanym słowom – A Twoja miłość? – zabolało, jak diabli. Mimo złości i poczucia upokorzenia, przez cały ten czas wierzył w Jej uczucie – Co z nią, Em?! Nie było Jej?! – czuł, jakby ktoś nagle wgniótł go w ziemię. Zakręciło mu się w głowie – Odpowiadaj! – warknął.

– A czy to teraz ważne?

– Ważne! – syknął, podnosząc Ją siłą z ławki. Chciał wydusić z niej prawdę.

– Puść mnie – poprosiła, próbując wyswobodzić się z silnego uścisku – Przecież teraz i tak, nic już nie ma sensu – dodała płaczliwie, po czym odwróciła głowę w bok i przygryzła wargę aż do bólu, żeby nie zacząć głośno szlochać.

Jimmy szarpnął nią jeszcze raz, po czym puścił z taką mocą, że zachwiała się i opadła na drewniany, ogrodowy mebel.

– Jesteś suką, wiesz?! –  chrapliwy, bezsilny głos, rozniósł się echem po otoczeniu. Odszedł od niej na kilka metrów, przeczesując palcami włosy, po czym wrócił – Nienawidzę Cię! – warknął, przez zaciśnięte zęby. Miał ochotę Ją udusić.

– Wiem, Jimmy – nie podniosła głowy, nie miała odwagi spojrzeć na niego. Bała się, że do końca puszczą Jej nerwy. W każdym zakamarku swojego ciała czuła Jego wściekłość i tak było lepiej, znacznie bezpieczniej.

– Dlaczego Ty mi to robisz?! – krzyknął nagle, pochylając się nad Jej głową – Dlaczego ponownie wbijasz nóż w moje rany?  – przez moment wpatrywał się w nią z żalem i wyrzutem. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko było oszustwem, jakąś cholerną próbą. Milczała, więc zaczął krążyć w tę i z powrotem, odtwarzając w głowie fragmenty ich wspólnego życia. Od początku to On walczył za nich oboje, to Jemu bardziej zależało. Em, przy najmniejszym problemie, starała się zniknąć z Jego życia, wymyślała różne rzeczy… Nagle coś sobie uświadomił.

– Kłamiesz – stwierdził, czując nagłą ulgę. Już wszystko rozumiał. Kolejna psychologiczna zagrywka. To była Jej specjalność – Cholerna skorupa! – krzyknął – Nie wierzę Ci, rozumiesz? Kochałaś mnie, czułem to!

– Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?! – Em, nerwowo poderwała się z ławki – Czemu nie odejdziesz?! Po co wróciłeś?!

– Bo chciałem, żebyś wreszcie przestała mnie dręczyć! – wyrzucił z siebie.

– Ale Ja… – kobieta zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

–  Nie pozwalasz mi żyć, Em – wyrzucił z głębi siebie – Nie potrafię zamknąć tego rozdziału! Wszystko ciągle siedzi tutaj! – popukał palcem w swoją napiętą skroń – Duszę się, rozumiesz?! Myślałem, że jak wyrzucę z siebie gniew i przerzucę go na Ciebie, to zrobi mi się lepiej – Jego głos stracił na sile, jakby nagle ktoś odciął go od źródła mocy.

– To zrób to! – z oczu Em, ponownie wpłynęły łzy – Zrób dokładnie to, co zamierzałeś! – wyszlochała – Należy mi się za krzywdy, które Ci wyrządziłam…. No zrób to! – krzyknęła żałośnie – Na co czekasz?! Przecież Cię skrzywdziłam oszukałam, udawałam damę, a jestem zwykłą dziwką! Szmatą bez znaczenia! – pomału wpadała w histerię – No zrób to! Nie przejmuj się, Ja i tak nie mam godności, ani sumienia!

Stał i patrzył w Jej zapłakaną twarz. Usłyszane słowa jednocześnie drażniły Jego poranioną duszę, nakręcając do wybuchu i wywoływały bolesne poczucie winy. Te odczucia były tak sprzeczne i tak bardzo skrajne, że doprowadziły do nerwowego dygotania Jego ciało. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w nią, nie mogąc oderwać oczu. Blada, umęczona twarz bez śladu makijażu, czarne, błyszczące od łez oczy, nienaturalnie wytrzeszczone, a w nich wielki ból i strach, ale wielka odwaga na ustach. Cała Emma… Z jednej strony buńczuczna i agresywna, a drugiej krucha i delikatna. Przypominała mu przerażone dzikie zwierzę, walczące o wolność do ostatniej sekundy. Jej kolejne słowa wdzierały się głęboko w Jego umysł, wywołując w nim totalny bunt.

– Na co jeszcze czekasz?! – ponagliła go.

– Nie potrafię! – krzyknął w końcu, zaciskając mocno drżące dłonie, po czym uniósł głowę w górę i przez moment starał się zapanować nad swoimi buzującymi emocjami – Nie umiem – dodał po chwili, nieco ciszej  – Nie jestem w stanie Cię skrzywdzić, Em – bezsilnie pokręcił głową, po czym tchnięty nagłym strachem, przed całkowitym podaniem się uczuciom, odwrócił się i wbiegł do budynku.

Zaraz za drzwiami zatrzymał się i oparł czoło o chłodną ścianę.

– Boże, pomóż mi to wytrwać – wyszeptał, czując spływającą po policzku łzę.

……………….

Beznadziejnym wzrokiem, w którym czaił się strach, przytłumiony lekami wpatrywał się w boczną szybę radiowozu. Z przodu siedziała znajoma mu policjantka, a za kierownicą mężczyzna w policyjnym mundurze. Jego wszystkie drżące myśli były w tej chwili w szpitalu, przy rannej Oli. Odkąd ruszyli, modlił się bezgłośnie do kogo tylko mógł. Prosił Boga i wszystkich świętych o łaskę dla kobiety, która była całym Jego życiem i przez niego walczyła teraz o życie. Policjantka twierdziła, że rana nie była groźna, ale Paddy, mimo wszystko, nie potrafił Jej uwierzyć.

– Mogę zadzwonić? – zapytał, spoglądając z nadzieją na swoich towarzyszy.

– Jasne, przecież jest Pan tylko świadkiem zdarzenia, nie zabraliśmy Panu osobistych rzeczy – odparła kobieta, odwracając głowę w Jego stronę.

Paddy wyjął telefon, wybrał numer i przyłożył go do ucha.

– Angelo! – zawołał, gdy usłyszał zaspane „Czego chcesz” – Musisz mi pomóc – oznajmił – Ola jest w szpitalu, nie wiem, co się z nią dzieje – przez chwilę wsłuchiwał się w głos zdenerwowanego brata, który zadawał pytanie za pytaniem, przekazując jednocześnie usłyszane informacje swojej żonie – W którym? Nie wiem… – zawahał się, ale z pomocą przyszła funkcjonariuszka – Ja nie mogę, muszę najpierw złożyć zeznania. Jadę właśnie na komisariat – znowu ucichł – Sabine na nas napadła i zraniła Olę – wyjaśnił, po czym błagalnym tonem dodał – Angelo, pospiesz się, proszę i daj mi znać, co z nią, bo umieram ze strachu – znowu, na kilka sekund zapadła cisza – Nie, nie potrzebuję pomocy, dam sobię radę. Wielkie dzięki. Zadzwoń, jak się czegoś dowiesz – polecił – I zostań z nią, proszę, dopóki nie przyjadę – po tych słowach odsunął telefon od ucha i ponownie spojrzał w szybę.

– Wszystko będzie dobrze – odezwała się kobieta z przodu, przekręcając się na swoim fotelu tak, żeby móc go widzieć – Niech się Pan nie martwi. Lekarz zapewnił mnie, że rana nie jest groźna.

Paddy zerknął na nią z ukosa i miał zamiar uśmiechnąć się do niej, ale Jego usta, sparaliżowane przez nerwowe napięcie, tylko lekko drgnęły.

– Postaramy się szybko załatwić sprawę i będzie Pan wolny – dodała, chcąc go pocieszyć – Niestety obowiązują nas procedury.

– Rozumiem – skłamał. Niczego nie rozumiał, nawet nie chciał rozumieć. Chciał być przy Oli, trzymać Ją za rękę, wsłuchać się w Jej oddech oraz bicie serca, żeby upewnić się, że nic Jej nie jest. Spojrzał na trzymany w dłoni telefon. Angelo już zapewne wyjechał… Drgnął z nadzieją, gdy wyświetlacz nagle się rozjaśnił, ale zaraz po tym Jego oczy znowu przybrały mętną barwę. Nie była to ani Ola, ani Angelo, tylko…

– Henry? – zapytał, gdy odebrał połączenie.

– Posłuchaj, wiem już wszystko – usłyszał chrapliwy głos staruszka – Ta suka odpowie za to, co zrobiła, nie odpuszczę, dopóki nie zgnije w więzieniu, albo zabije Ją własnoręcznie – zagrzmiał groźnie.

– Ola jest… – głos mu zadrżał

– Wiem – odparł rozmówca – Dzwoniłem do szpitala. Na szczęście to nic poważnego. Kilka szwów i tyle.

– Skąd to wiesz? Rozmawiałeś z nią? – poruszony Paddy oderwał nagle plecy od siedzenia i usiadł prosto.

– Rozmawiałem z lekarzem – odparł pośpiesznie, zbywając go – Posłuchaj mnie teraz uważnie: wiem, że jedziesz na komisariat, żeby złożyć zeznania. Pamiętaj, że nigdy wcześniej nie widziałeś chłopaka, z którym szarpałeś się na chodniku. Nie wspominaj o restauracji, ani swoich przypuszczeniach. On jest dla Ciebie zupełnie obcy. Zwykły przechodzień, który Wam pomógł.

– Ale…

– Zapamiętaj i nie kłap za bardzo gębą, Kelly! Bądź mu wdzięczny, że tam był, bo Ty, jako obrońca, zawiodłeś na całej linii – warknął groźnie staruszek – Będę u Was za jakieś trzy godziny – oznajmił nieco lżejszym tonem, po którym jakby z oddali i nie do Paddyego, dodał ” Ci Kelly, to jakaś zmora” .

==============

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

6 myśli na temat “Rozdział 171: Barwy życia.

  1. Dobrze że Olka jest bezpieczna tak długo budowałaś napięcie zanim się tego dowiedziałam, że miałam ochotę opuścić scenę Jimma i Em żeby tylko się dowiedzieć czy przeżyła.A Jimma mi szkoda musi jej wybaczyć chociażby dla swojego dobra bez niej nigdy nie będzie szczęśliwy

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak. Oli nic złego się nie stało, a napięcie musiało być, żebyś czuła to, co czuł Patrick – podobne obawy i lęk 😃
      Gdyby Jim wybaczył Em, a nie karmił się żalem, z pewnością czułby się lepiej, tym bardziej, że grzechy Em to dawna sprawa.
      Wielkie dzięki 💖

      Polubienie

  2. Ci Kelly, to jakaś zmora. Dobrze ze Oli nic się nie stało, że to tylko płytka rana. Sabine jest oblakana, zgnije w więzieniu i tyle. Co do rozmowy Emmy i Jimma,to nie mogę się pozbierać. Była tak psychologiczne mocna, że każde słowo Jimma mnie samą bolało. To było podle z jego strony. Okropne. Jak tak można? Ile on jej powiedział! Przecież wie, co przeszła, jeszcze jej tak dowalic? Szok i koszmar. Jimmy był bez serca. Chyba nie chciałabym go już nigdy widzieć na miejscu Emmy. Nie chce, żeby byli razem. Niech Jimmy spada na bambus. Ale mocny rozdział!

    Polubione przez 1 osoba

    1. No zmora, niestety, napewno dla Henryego, któty musi rozwiązywać ich kłopoty. Sabine musi najpierw dotrzeć do aresztu, żeby odpokutować. Czy dotrze? Zobaczymy. 😁 Jejku jak miko czyta się Twoje słowa. Rozmowa Jima i Em miał a być mocna a czytelnik miał czuć Ją w kościach i sercu. Piszę tak, żebym Ja czuła ściskanie, wtedy jest dobrze 😁 Jim i Em to specyficzne charaktery. Oboje szczerzy do bólu i mówiący, co myślą. Tylko Oni zniosą taką rozmowę. W Olę i Pada wolę takich rzeczy nie wkładać, choć nieubłaganie i na nich przychodzi czas.
      Wielkie dzięki 💖

      Polubienie

  3. Kurcze sama już nie wiem co dalej z Em i Jimkiem, rozmowa majstersztyk, twoje opisy, budowanie napięcia,
    coś NIESAMOWITEGO, masz talent. Rozmowa mocna, emocjonalna, bardzo dobra, ale mam mętlik, no nagadał za bardzo z drugiej strony hmm oni są dla siebie stworzeni ale jest trudno, bardzo trudno no i uff, że Oli nic nie jest, ja cię kręcę, ci to mają życie 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dzięki za komplement, a czy talent… Wiesz jak jest, piszę, co czuję i widzę w wyobraźni. Zapewne podobnie jak Ty 😁 Nie widzę u siebie wielkiego talentu, ale uwielbiam to robić, to moja ucieczka, relaks i zapomnienie.
      Jim to raptus i choleryk, najpierw mówi, potem myśli i często żałuję, ale prawda jest taka, że Em łatwa nie jest i trudno zachować przy niej powściągliwość.
      Oli nic wielkiego się nie stało, ale w oczach Paddyego może być zupełnie inaczej odebrane.
      Pięknie dziękuję 💖

      Polubienie

Dodaj komentarz