ROZDZIAŁ 131: Nadzieja…

Zapraszam na kolejny rozdział.

Dziś odkrywam przed Wami kolejny ważny fragment układanki.

Wybaczcie mi błędy, które znajdziecie, ale z powodu małej ilości czasu, nie byłam w stanie nanieść poprawek lub jak Ja to prywatnie nazywam – nie miałam czasu tchnąć serca w literki, dlatego też rozdział dość rzeczowy i chyba raczej jałowy, ale oceńcie sami…

————————————————————

Ola usiadła w miękkim fotelu. Był środek nocy, jednak nie mogła zasnąć. Chwilę patrzyła przez okno. W ciemności widziała zarysowania domku dla gości. Był pusty…

Jim walczył o życie, w szpitalu w Dublinie, a Paddy… No właśnie – Paddy…

Westchnęła cicho.

– Co teraz robisz, Paddy? – wyszeptała. Może śpi, przecież jest środek nocy. Bardziej prawdopodobne było to, że spędza noc w szpitalu z Emmą i Angelo. Spojrzała na telefon leżący na komodzie. Może by tak zadzwonić do Emmy? Przez chwilę rozważała tę myśl, ale odrzuciła Ją. Nie chciała jej przeszkadzać.

Martwiła się.

Paddy nadal miał wyłączony telefon. Oznaczało to, że wciąż był wściekły. Tylko za co? Czuła się winna, ale przecież nic złego nie zrobiła.

Wróciła myślami do swoich odczuć względem Johna. To były tylko jej własne myśli. Nie przekroczyła granic uczciwości. Sama przeraziła się tym, co czuła i uciekła. Miała nadzieję, że John wyjedzie i długo nie wróci. Obawiała się go. Nie chciała by wróciły, dręczące Ją wahania i myśli.

Nagle ktoś zapukał do drzwi sypialni.

– Ola, nie śpisz? – usłyszała cichy głos Kiry. Klamka zgrzytnęła i brunetka weszła do pokoju – Przepraszam Cię, ale usłyszałam jakiś szmer i pomyślałam, że skoro jeszcze nie śpisz to wejdę i przekażę Ci wiadomości od chłopaków.

Ola z wyczekiwaniem na twarzy czekała na relacje.

–  Jimmy jest już po operacji. Jego stan lekarz określa na ciężki, ale stabilny. Na konkretną diagnozę musimy jednak czekać do rana – streściła po krótce Kira.

– Dzięki. To chyba dobrze, prawda?

Kira wsunęła się głębiej do pokoju.

– Nie wiem, Angelo mówił, że wygląda raczej kiepsko.

Ola przymknęła oczy. W tym momencie zdenerwowała się jeszcze bardziej.

– Musi być dobrze… – westchnęła – Wyjdzie z tego – sama nie wiedziała czy bardziej próbuje przekonać do tego Kirę, czy też siebie.

– Na pewno – brunetka rozejrzała się po pokoju – Dlaczego się jeszcze nie położyłaś? – zapytała, zmieniając nagle temat.

– Nie mogłam zasnąć, więc wstałam. Dzisiejszy dzień był okropny i mam przez to jakiś natłok myśli – uśmiechnęła się smutno blondynka.

–  Zaproponowałabym Ci lampkę wina, ale Twój stan raczej na to nie pozwala.

Ola prychnęła z rozbawieniem.

– Raczej podziękuję – położyła dłoń na swoim brzuchu.

– Zaraz zacznie rosnąć – Kira uśmiechnęła się i usiadła na brzegu łóżka.

– Będę wielka jak orka.

– E tam! To piękny czas – odparła z rozrzewnieniem na twarzy.

Ola nagle zmieniła minę. Jej twarz zrobiła się poważna, a oczy straciły blask.

– Mam nadzieję, że będzie piękny. Ciąża z Natalią była koszmarem – przyznała z niechęcią – Chyba nigdy świadomie, nie zdecydowałabym się na kolejną.

– To chyba dobrze wyszło – podsumowała brunetka.

– Potwierdzę, gdy urodzę. Do tego momentu wciąż będę drżała ze strachu.

– Było aż tak źle? – zainteresowała się dziewczyna.

Ola kiwnęła głową i westchnęła. Nagle poczuła chęć wyrzucenia z siebie swoich obaw.

– Prawie całą ciążę przeleżałam, jak nie w domu to w szpitalu. Tak na zmianę. Przez to pogłębiała się moja depresja – przemilczała fakt bezuczuciowej matki, która wstydziła się córki, zupełnego milczenia w domu i uczucia osamotnienia w szpitalu – A ciąży i tak nie donosiłam do końca. Natalia urodziła się w dwudziestym siódmym tygodniu – zamyślona uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. Te wspomnienia wciąż były żywe w jej głowie, mimo iż upłynęło dziesięć lat. Nie zauważyła wytrzeszczonych ze zdziwienia oczu towarzyszki.

– To szósty miesiąc – policzyła szybko Kira.

– Tak koniec szóstego – potwierdziła Ola.

– Jezus Maria!

Blondynka spojrzała z powagą na przerażoną towarzyszkę.

– Wtedy zaczął się mój kolejny koszmar – powiedziała – Walka o maleństwo. O każdą minutę, godzinę i kolejny dzień – głos jej zadrżał, a po policzku spłynęła łza – Potem o samodzielny oddech, jedzenie i całą resztę. Czasem myślałam, że tego nie przeżyję – przetarła dłonią mokry policzek.

– Ale przeżyłaś.

– Tak – potwierdziła –  To właśnie dało mi kopa do podniesienia się z dołka – uśmiechnęła się trochę jakby do siebie – Gdy pierwszy raz, na kilka minut lekarze dali mi Nati w ramiona, poczułam, że muszę iść dalej, muszę wstać i przestać rozpamiętywać przeszłość. Chciałam walczyć dla niej, tak jak Ona walczyła w tym cholernym inkubatorze, dla mnie.

Kira również otarła łzę, która ukradkiem wydostała się spod jej powiek.

Na moment zapadło między nimi milczenie. Obie rozmyślały o swoich dzieciach i miłości do nich.

– Jezu! – westchnęła Kira – To teraz nie dziwię się Paddyemu, że obchodzi się z Tobą jak z jajkiem – dostrzegła lekko zdziwione spojrzenie Oli i uśmiechnęła się do niej – Dzwonił do mnie z lotniska i prosił, bym do Ciebie zaglądała i zaopiekowała się Tobą.

Ola westchnęła lekko poirytowana.

– Cały Paddy – pokręciła głową – Dobrze, że On nic nie wie.

– Jak to nie wie?

– No nie – przyznała z niechęcią blondynka – Najpierw jakoś się nie zgadaliśmy, potem jak dowiedziałam się o ciąży i wpadłam w panikę, chciałam mu wyjaśnić powód swojego strachu, ale nie bardzo chciał mnie słuchać – wyjaśniła spokojnie – Był tak podekscytowany tą wiadomością, że niewiele do niego docierało – rozciągnęła nieznacznie wargi.

– A teraz? – Kira była zszokowana.

Ola zaciągnęła się głośno powietrzem.

– A teraz nie chcę mu mówić, bo i tak panikuje – westchnęła Ola – Gdyby wiedział, zapewne nie pozwoliłby mi pracować, co Ja mówię – przewróciła oczami – W ogóle nie pozwoliłby mi się ruszać i zapakował do łóżka.  A Ja najbardziej  boję się właśnie tego zamknięcia – dokończyła blondynka.

– No coś Ty! – zadrwił Kira – Traktowałby Cię jak królową.

– Jak królową to On już mnie traktuje – prychnęła Ola – Codziennie wieczorem sprawdza czy w łóżku nie ma ziarenka, które by mnie gniotło w pupę – odparła blondynka, przewracając oczami. Po pomieszczeniu rozszedł się echem kobiecy śmiech. Po chwili jednak Ola spoważniała – Myślę, że gdyby  wiedział, zaczął by mnie traktować…

– Jak jajko w wylęgarni – dokończyła Kira.

Ola zaśmiała się znowu.

– Dokładnie – kiwnęła głową – Stworzyłby mi idealne warunki, zapewnił odpowiednie ciepło, otulał kocykiem, karmił regularnie co kilka godzin, wyłącznie ekologicznymi produktami, chuchał, dmuchał i czekał aż pisklę się wykluje – doskonale wiedziała, że to żarty, ale mimo wszystko wzdrygnęła się na samą myśl takich miesięcy – Nie zniosłabym takiej izolacji.

– Też bym tego nie wytrzymała – odparła Kira – Tylko… Trochę przykro, że jesteś z tym strachem sama.

Blondynka spuściła głowę. Było jej przykro, to prawda, ale wolała przeżywać to w samotności, niż przyglądać się lękom Paddyego. Dla niego najważniejsze było to, że wreszcie zostanie ojcem.

– Nie we wszystkim się rozumiemy – rzuciła z westchnieniem i niepewnym uśmiechem.

Kira zmrużyła brwi.

– Ola czy coś się stało?

– Nie – kobieta szybko pokręciła głową.

– Dobrze, nie będę naciskać – Kira wstała z łóżka. Jednak przy drzwiach zatrzymała się i odwróciła – Gdybyś jednak chciała pogadać, wiesz gdzie mnie znaleźć.

Ola tylko się uśmiechnęła.

………………

– Em? – usłyszała i drgnęła, po czym ze zdziwieniem spojrzała na stojących, nad nią mężczyzn.

– Cześć, chyba przysnęłam – powiedziała, prostując się na krześle. Skrzywiła się przy tym, czując ból w mięśniach.

– Lekarz coś mówił? – zagadnął Ją Angelo, przysiadając z boku.

– Nie, bo nie jestem z rodziny – odparła Emma. Drażniły Ją te procedury, ale nie chciała się teraz nad tym roztrząsać – Wiem tylko tyle, ile powiedziała mi pielęgniarka. Musicie sami do niego iść.

– Co Ci powiedziała? – zapytał Paddy.

– Podobno jest lepiej. Obudził się w nocy. Odłączyli mu te wszystkie okropne maszyny. Sam oddycha. Widziałam go tylko przez chwilę…- opuściła głowę i spojrzała na swoje splecione dłonie. Nie chciała mówić, że odkąd odzyskał przytomność, nie podchodziła do szyby, żeby jej nie zobaczył. W nocy przemyślała sobie wszystko, raz jeszcze i doszła do wniosku, iż nie będzie ponownie wchodzić z butami w jego życie.

– Dobra, to Ja idę porozmawiać z lekarzem – oznajmił Angelo, wstając z krzesełka.

– Zapytaj czy możemy do niego wejść – poprosił Paddy, na co chłopak machnął długą kitką na zgodę.

– Paddy – odezwała się Emma, gdy Angelo odszedł.

– Słucham?

Nadal wpatrywała się we własne dłonie, które teraz zaczęły drżeć.

– Nie mówcie mu, że tu jestem…

– Co? – zmarszczył się – Dlaczego?

– Bo tak będzie lepiej – odparła, czując zaciskającą się obręcz wokół swojego gardła. Słowa nie chciały jej przez nie przejść.

– Dla kogo lepiej?

– Dla wszystkich… Dla mnie… Dla niego też – poczuła ciepło dłoni chłopaka na swoich rękach. Odruchowo podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

– Dla Ciebie lepiej? – uniesiona brew chłopaka, dała jej do zrozumienia, że nie wierzy w to, co mu powiedziała.

Ponownie spuściła głowę.

– Proszę… – łzy zaczęły piec Ją pod powiekami.

Paddy zabrał rękę i oparł plecy o krzesełko, wyciągając jednocześnie nogi przed siebie. Nieprzespana noc i jemu dawała się we znaki.

– Jak chcesz – odparł – Ale leciałaś tu tyle kilometrów, spędziłaś całą noc na tym krześle tylko po to, by teraz z nim nawet nie porozmawiać i z powrotem wracać do Kolonii?

Nie odpowiedziała. Zaciskające się gardło i tak by jej na to nie pozwoliło.

Paddy zerknął na nią z ukosa, po czym nieznacznie pokręcił głową i westchnął.

Em spojrzała na niego błagalnie.

– No dobra, jak chcesz – odparł niechętnie – Tylko zastanów się, czy dobrze robisz – dodał – Popatrz na mnie i na Olę. Co z tego, że byliśmy osobno, z daleka od siebie… Serca nie oszukasz.

– Czasami trzeba wybrać mniejsze zło – powiedziała cicho, przyglądając się przeciwległej biało – szarej ścianie. Gdy dostrzegła Angelo idącego w ich kierunku, wstała z krzesła – Pojadę do hotelu, odświeżę się trochę i odpocznę – stwierdziła.

– Uciekasz? – Paddy raczej stwierdził niż zapytał.

Dziewczyna rozciągnęła tylko usta w dziwnym grymasie.

– Gdzie Ona poszła? – Angelo wskazał kciukiem odchodzącą kobietę – Nie chce zobaczyć się z Jimem?

Paddy głośno wypuścił powietrze.

– Walczy – odparł – Na razie myśli, że wygra. Jeszcze nie wie, że to walka z wiatrakami.

– Jakiś Ty teraz mądry – Angelo wykrzywił twarz w ironii.

……………..

Jim faktycznie wyglądał lepiej. Maszyny i cała aparatura, która wczoraj straszyła ich swoją pracą, dziś gdzieś zniknęła. Podeszli bliżej.

Jimmy chyba spał, gdyż oczy miał przymknięte, a jego klatka piersiowa owinięta bandażem, unosiła się miarowo w górę i dół.

– Nie budźmy go, lekarz mówił, że zagrożenie minęło, ale jest jeszcze bardzo słaby – odezwał się szeptem Angelo.

– Nie śpię – odezwał się znienacka Jimmy, choć Jego oczy nadal pozostawały przymknięte – Angelo co ty tu robisz?

Chłopak spojrzał na Paddyego z lekko rozbawioną miną.

– Przyjechaliśmy… – zaczął Paddy, ale nie dokończył, bo Jim szybko obrócił głowę.

– Co to? Pielgrzymka? – Jimmy rozchylił powieki i ze zdziwieniem spojrzał na, stojących nad nim braci – Aż tak ze mną źle, że księdza mi przywlokłeś? – rzucił do Angelo – Nie było jakichś normalnych? Niedoszły raczej do nieba mnie nie doprowadzi.

Paddy skrzywił się, a Angelo zarechotał cicho.

– Widzę, że nie jest z Tobą tak źle – stwierdził.

– Tak? A Ja właśnie zacząłem się o to obawiać – odparł Jimmy, udając przerażenie – Choć na ostatnie namaszczenie, faktycznie chyba trochę za wcześnie. Pospieszyliście się – rzucił, podnosząc głowę z poduszki i od razu jęknął z bólu.

– Obawiam się, że Tobie i tak nic już nie pomoże – odparł naburmuszony Paddy, choć w duchu chyba pierwszy raz cieszył go ostry język brata.

– Iść po lekarza? – Angelo zmartwiło skrzywienie Jima.

– Nie…

– Nieźle się urządziłeś – stwierdził Paddy.

Jim zacisnął tylko usta i odwrócił głowę. Nie miał ochoty słuchać reprymend, ani tłumaczyć się z tego, co zrobił, tym bardziej, że sam nie wiedział dokładnie, co się stało – Zmęczyłem się, chcę odpocząć – powiedział cicho.

– Jasne – Angelo wstał z taboretu – Przyjdziemy później – dodał, po czym klepnął Paddyego w ramię i pierwszy ruszył do drzwi. Lekarz nie kazał go męczyć.

Paddy jeszcze chwilę przyglądał się leżącemu mężczyźnie. Chyba jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie bał się o niego jak wczoraj. Jimmy był mu raczej obojętny. Nigdy nie pałał do niego jakąś wielką miłością, a po wyjeździe Oli omijał go z daleka, bo nie szczędził mu przykrości. Dopiero całkiem niedawno okazał bardziej ludzką twarz. Wczoraj jednak, jego własny wręcz paniczny lęk, dał mu do zrozumienia, że Jimmy jest dla niego równie ważny jak Angelo, Patricia czy Maite. Nie wyobrażał sobie, że miałoby go zabraknąć w jego życiu.

Po dłuższej chwili, kiedy nabrał już pewności, że Jimmy śpi, także skierował się ku wyjściu. Wtedy też usłyszał jego cichy, jakby niepewny głos:

– Pad… Czy jest z Wami ktoś jeszcze?

Chłopak odwrócił się szybko i od razu napotkał wyczekujące spojrzenie Jima. Domyślił się, o kogo pyta. Tak bardzo nie lubił kłamać…

– Nie… Przyleciałem tylko z Angelo, ale jak chcesz to sprowadzę tu resztę rodziny.

Jimmy uciekł na moment wzrokiem gdzieś w dół, po czym spojrzał na niego ponownie.

– Nie, nie trzeba. Tak tylko pytałem…

Więc to był tylko sen – pomyślał, a jego nadzieja prysła jak mydlana bańka.

…………….

Przebudził się, gdy pielęgniarka poprawiała mu kołdrę.

– Przepraszam, nie chciałam Pana przestraszyć – powiedziała z uśmiechem.

– Nie szkodzi – spojrzał w okno, na dworze było ciemno. Nie wiedział ile spał.

– Która godzina? – przeniósł wzrok na kobietę.

– 20.00.

Poruszył się i jęknął z bólu. Czuł jakby ktoś rozrywał go od środka.

– Dać coś przeciwbólowego? – zapytała, krzątająca się obok niego kobieta.

– Nie, wytrzymam – powiedział cicho. Starał się nie ruszać, wtedy nie czuł bólu.

Angelo i Paddy zapewne pojechali już do domu. Był wieczór. Byli u niego jeszcze raz po południu, ale udawał, że śpi. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać. To potęgowało jego ból. Czekał na kogoś innego… Na kobietę ze swojego snu. Był tak realny…

Była tu trzymała go za rękę, mówiła, że go kocha, a On był szczęśliwy. Nic mu wtedy nie dokuczało, a nawet gdyby to i tak zniósłby to bez jęknięcia.

– Może mi Pani powiedzieć czy ktoś poprzedniej nocy u mnie był? – spróbował jeszcze raz. Musiał…

– Wczoraj miałam wolne, więc nie wiem. Dopiero przed godziną zaczęłam dyżur – odparła kobieta – Raczej wątpię. Po operacjach, przez pierwsze kilka godzin nie wpuszczamy do pacjenta nikogo – uśmiechnęła się.

– Dziękuję – odparł i przymknął oczy.

Miał nadzieję na sen. Może tam Ją spotka… Chociaż na chwilę… By uspokoić tęsknotę i żal.

……………..

Obserwowała Ją, siedząc na krześle, ustawionym w pobliżu innego pokoju. Jej stare, zniszczone serce drżało za każdym razem, gdy na nią spojrzała. Zastanawiała się dlaczego płacze? Przecież podsłuchała, jak mężczyzna z długą kitką rozmawiał z lekarzem. Niebezpieczeństwo minęło…

Miała wielką ochotę podejść i pocieszyć tę młodziutką, nieszczęśliwą dziewczynę.

” Emma” tak nazywał Ją mężczyzna z gitarą. Imię się nie zgadzało, ale była taka podobna…

Już wtedy na klifach nie mogła oderwać od niej wzroku. Gdy Ją dostrzegła, nogi się pod nią ugięły i musiała usiąść. Została tam dopóki Oni nie odeszli. Potem każdego dnia o niej myślała. Gdy zamykała oczy widziała Ją zadumaną, uśmiechającą się, wypatrzą w mężczyznę. Wtedy nie wiedziała, że los ponownie pozwoli Jej zobaczyć Ją i nacieszyć oczy.

Ta młoda kobieta była dla niej obcą osobą, ale przez swoje podobieństwo do jej córki, zyskała miejsce w jej sercu i wspomnieniach.

………………..

Weszła do pomieszczenia z duszą na ramieniu. Miała nadzieję, że jeszcze nie przenieśli go na inną salę. Spojrzała w szybę. Był tam… Spał… Odetchnęła z ulgą i nawet uśmiechnęła się do siebie.

Wyglądał lepiej, dużo lepiej… Bez kabli i rurek, które tak wystraszyły Ją wczoraj.
Przez chwilę wpatrywała się w jego unoszącą się i opadającą klatkę piersiową.
Tyle przeszedł. Przez nią…

Nagle cofnęła się i opadła na krzesło. Z jej piersi wydobył się głośny szloch. Tak bardzo za nim tęskniła. Potrzebowała, jak powietrza i wody do życia… Tak mocno go skrzywdziła, mimo iż kochała całym sercem.

Wczorajszej nocy nie wytrzymała. Musiała go zobaczyć, nie przez szklaną taflę tylko tak normalnie. Chciała go dotknąć, przekonać się osobiście, że jego serce wciąż bije. Wykorzystała moment, gdy pielęgniarka zniknęła w łazience.

Dziś znowu miała wielką ochotę tam wejść. Dotknąć go po raz ostatni, zanim wyjedzie i zniknie na zawsze z jego życia, ale nie mogła. Mógłby się obudzić. Przyszła się pożegnać, gdyż zanim mężczyzna dotrze z powrotem do Kolonii, Ona będzie już w Hamburgu.

Długo rozmawiała dziś z Henrym. Opowiedziała mu o Jimie, o przypadkowym spotkaniu, potrąceniu, o swoim uczuciu do niego, o wydarzeniach w Irlandii o wyjeździe i swojej obecnej decyzji.

Nie rozumiał jej. Mówił jak Paddy i Ola, że będzie tego żałować, że z prawdziwą miłością się nie igra, nie odrzuca się jej, ale Ona była pewna swojej decyzji. Skrzywdziła go, zniszczyła jakiś fragment jego życia, odeszła i nie miała prawa ponownie do niego wchodzić.

W końcu przystał na jej propozycję.

Tylko teraz musiała zabić w sobie uczucie, które rozrywało jej serce na cząsteczki?

…………………

Wykorzystała okazję, gdy brunetka weszła do jakiegoś pomieszczenia i wślizgnęła się do pokoju.

Chciała sprawdzić jak czuje się mężczyzna i oddać mu jego własność, jednak nie chciała być zauważona. Nie potrzebowała wdzięczności. Przeważnie stroniła od ludzi.

Tam, gdzie mieszkała uchodziła za dziwaczkę. Nie przeszkadzało jej to. Żyła swoim życiem, nie potrzebowała towarzystwa, choć kiedyś była jego duszą. Uwielbiała przebywać wśród ludzi, bywała w restauracjach, teatrach. Chodziła na przyjęcia. Teraz te czasy były tylko dawnym wspomnieniem…

Spał, cichutko posapując.

Przez chwilę mu się przyglądała. Wyglądał dużo lepiej niż wczoraj. Ja go twarz nie była już wykrzywiona bólem. Uśmiechnęła się do niego, po czym wyjęła z kieszeni telefon, którego nie zdążyła oddać sanitariuszowi z karetki i położyła na szafkę.

Miała już wychodzić, gdy mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na nią.

– Emma?

Zobaczył Ją. Była tu… Widział czarne jak węgiel oczy, wpatrujące się w niego niepewnie, jakby ze strachem.

Serce zabiło mu mocniej, a w płucach zabrakło powietrza. Zamrugał oczami, próbując zdjąć z nich senną mgłę, by lepiej widzieć.

To nie Ona… Nie Emma…

Rozczarowanie ogarnęło jego umysł. Zacisnął dłonie na kołdrze, czując nagły przypływ złości. Miał ochotę wrzasnąć na tę kobietę. Jak śmiała tu przyjść, jak mogła być tak podobna! Dlaczego rozbudza jego tęsknotę!

– Witaj – powiedziała nieznajoma i uśmiechnęła się niepewnie – Dziś wyglądasz dużo lepiej.

Ten głos… Pamiętał go…

– To Pani… – zaczął i zawahał się.

Te oczy też już widział… Miały identyczny wyraz i kolor, ale oprawione były w zniszczoną życiem i wiekiem, twarz – Pani była ze mną, prawda?

Kobieta kiwnęła twierdząco głową.

– Pani mnie uratowała.

– Tylko trochę pomogłam do czasu przyjazdu karetki – odparła – Przyniosłam Twój telefon – wskazała na szafkę – Nic w nim nie ruszałam. Zadzwoniłam tylko do Twojej Emmy, możesz sprawdzić, jeśli chcesz.

Zmrużył oczy.

– Do Emmy? – zapytał cedząc każde z słów – Pani z nią rozmawiała?

Znowu kiwnęła głową.

– Wystraszyłam Ją, przepraszam, ale nie miałeś przy sobie żadnych dokumentów, tylko to przyszło mi do głowy, tylko jej imię znałam.

– Skąd Pani wie, że się wystraszyła? – już teraz całkowicie rozbudzony wpatrywał się w nią intensywnie.

– Rozpłakała się, krzyczała na mnie, była bardzo zdenerwowana – odparła kobieta – Z resztą… chyba nadal się martwi, bo widziałam niedawno, jak płakała.

– Co?! – Jim podniósł głos – Widziała Ją Pani? Gdzie? – nerwowo poruszył się na łóżku, po czym wykrzywił twarz w bolesnym grymasie.

Przestraszona kobieta wystawiła dłonie przed siebie.

– Nie ruszaj się, wezwę lekarza.

– Nie potrzebuję żadnego lekarza! Gdzie widziała Pani Emmę? – zaczął kasłać, co wywołało jeszcze większy ból w piersi.

– Tutaj na korytarzu – odparła, po czym jęknęła, widząc, że mężczyzna blednie – Jezus, Maria!

– Co się tutaj dzieje? – przy łóżku natychmiast zjawiła się  pielęgniarka – Panie Kelly? – szybko założyła mężczyźnie maseczkę z tlenem na twarz.

Jim próbowała coś powiedzieć. Chciał usiąść…

–  Proszę się uspokoić. Niech Pan oddycha spokojnie. Słyszy mnie Pan? – zapytała pielęgniarka, wpatrując się w jego twarz. Zaraz po tym odwróciła się do kobiety – Proszę stąd wyjść.

– Nie! – wybełkotał mało wyraźnie Jim – Niech zostanie! – patrzył błagalnie raz na przestraszoną nieznajomą, a raz na pielęgniarkę.

– To proszę się uspokoić – usłyszał rozkazujący ton kobiety w niebieskim szpitalnym uniformie – Bo będę musiała wezwać lekarza.

– Już, już! –  ze wszystkich sił starał się głęboko oddychać.

Ona nie mogła odejść… Ta kobieta była jego nadzieją…

===================================

 

4 myśli na temat “ROZDZIAŁ 131: Nadzieja…

  1. Jejku co ta Emma wyrabia?? A myślałam, że już będzie dobrze, że dojdą do porozumienia…no tchórz z niej…teraz będą cierpieć oboje…chyba, że spotka się z nim i ją przekona 🙂
    Ta Pani o czarnych oczach jak węgiel to będzie ktoś ważny?? Mama Emmy?? Liczę na to, że im pomoże 🙂
    Czemu Olka wreszcie nie porozmawia z Padzikiem tak szczerze, tak od serca?? Kurde już chyba przestałam rozumieć Olkę i Pada 🙂 Nie ufają sobie, nie rozmawiają ze sobą szczerze, żyją przeszłością…niech się wreszcie ogarną.
    Padzik ma focha 🙂 trochę rozumiem Olkę, że nie wspomniała Johnowi o ciąży…długo się nie widzieli i co tak od razu miała mu powiedzieć, że mają dziecko i jest w ciąży z jego bratem 🙂
    Kira jak zawsze cudowna:)
    Jimmus wraca do zdrowia…ahh te jego teksty 🙂

    Bardziej wierzę w Jimma i Emmę niż Padda i Olkę chociaż jedna i druga para ma do pogadania 🙂

    Polubienie

    1. Emma wciąž trzyma się swojego zdania. Nie dopuszcza serca do głosu, woli rozum. Serce dopuściła tylko wtedy, gdy bała się o Jima.
      Starsza Pani będzie dla niej kimś ważnym, ale to nie mama.
      Oli i Paddyemu wciąż nie po drodze do szczerej rozmowy. Dzielą ich małe i niby niewinne niedopowiedzenia, które po zebraniu w całość tworzą wielką tamę między nimi.
      Jim wraca do zdrowia, dlatego Em znowu usuwa się w cień.
      Mam nadzieję, żezaniedługo dojrzysz uczucie Paddyego i Oli.
      Dziękuję.

      Polubienie

  2. No tak. Cała Emma. Wiadomo, że musi po swojemu. Tak będzie lepiej. Super, że jest ta nieznajoma. Czy mogę mieć podejrzenie, że to mama Emmy? I pewnie te kobietę widział Henry. O rety! Rety! Bardzo podobał mi się ten rozdział. I widać też czemu Ola ma tak poważne obawy co do ciąży. Tu akurat rozumiem, czemu nie mówi Paddyemu. Nie dałby jej żyć. Kompletnie. Kira zna prawdę i wystarczy.

    Polubienie

    1. Emma niestety nie słucha swojego serca, a jej umysł naszprycowany jest błędnymi, lekko skrzywionymi myślami.
      Przez jakiś czas, gdy życie Jima było zagrożone, myślała tylko o tym, by żył wtedy jej miłość była na wierzchu. Teraz im bardziej Jimmy zdrowiej tym bardzie do Em dociera głos rozsądku.
      Ta kobieta – Agata nie jest mamą Em, choć wiele ich łączy.
      Kochana jesteś chyba jedyną, która w tym momencie rozumie Olą. Ona zna charakter i sposób myślenia Paddyego. Na początku chciała mu o wszystkim powiedzieć, ale jego radość z dziecka była tak wielka, że nie dopuścił jej do głosu, teraz szaleje i bez tej wiedzy.
      Dziękuję

      Polubienie

Dodaj komentarz