Rozdział 170: Wewnętrzny lęk

– Nie idźmy tam, proszę Cię – błagalne spojrzenie Paddyego, wywołało współczujący uśmiech na twarzy kobiety, ale uparcie pokręciła przecząco głową. Przez całą kolację, co trochę, ponawiał swoją prośbę, z miną przypominającą wyraz twarzy dziecka, czekającego pod drzwiami gabinetu stomatologicznego. Co rusz wysnuwał, z zakamarków swojego umysłu, nowe argumenty i niezadowoleniem reagował na wszystkie odmowy.

– Paddy, nie bądź dzieckiem – zmarszczyła się w końcu Ola – Już obiecałam Patce, nie mogę się teraz wycofać. Nie lubię zmieniać zdania – oparła plecy o wyściełane, restauracyjne krzesło i podniosła w górę kieliszek z winem – Przeżyjesz!

– No nie wiem – burknął, grzebiąc widelczykiem w kawałku szarlotki – To jak wejść do gniazda żmij – dodał.

– Przestań marudzić! – kobieta powoli traciła nerwy – To Twoje rodzeństwo, a poza tym Patka chce uczcić zakończenie Stille nacht, w którym jakby, nie patrzeć, grałeś pierwsze skrzypce – starała się go jeszcze raz przekonać.

– Odkrycie roku, normalnie – przewrócił oczami zniechęcony mężczyzna – Paddy Kelly wrócił do żywych – przytoczył tytuł jednego z artykułów, które nagminnie zaczęły pojawiać się w różnych gazetach i portalach społecznościowych.

Ola wpatrywała się w niego, z nieukrywanym rozbawieniem i dziwnym rozczuleniem, jednocześnie. Wyglądał cudownie, taki nachmurzony i obrażony na cały świat. Pamiętała te miny z dawnych czasów. Ze zwieszoną głową, dłubał w jedzeniu, nabijając na widelec pojedyncze kawałki warzyw i mięsa. Zbyt długa grzywka zwisała mu, pojedynczymi pasami nad czołem, a czarne rzęsy tworzyły cień na kościach policzkowych.

– Kocham Cię, wiesz? Nawet gdy się burmuszysz – rzuciła z uśmiechem, na co mężczyzna zareagował szybkim podniesieniem głowy i lekkim zdziwieniem. Odgarnął z oczu włosy i najprawdopodobniej uświadamiając sobie, swoje lekko idiotyczne  zachowanie, obdarzył Ją przepraszającym, ciepłym uśmiechem.

– Co Ty ze mną robisz – jedną rękę położył na drobnej kobiecej dłoni, muskając kciukiem aksamitną skórę, a drugą, wraz z kieliszkiem, uniósł w górę, wznosząc toast – Za to, mnie kochasz…

–  A ty mnie… chyba że jest inaczej – dodała po chwili, przyglądając mu się spod lekko przymrużonych powiek.

– Nigdy w życiu. Jestem Twoim największym wielbicielem – roześmiał się i dodał – Prawie obsesyjnym – stuknęli szklanymi kieliszkami.

– Psychofan? – Ola uniosła jedną brew w górę – To powinieneś raczej być zachwycony, że siedzisz tu ze mną – wyszczerzyła zęby.

– Ależ jestem – uniósł tyłek w górę i z łobuzerskim uśmiechem, pochylił się nad stolikiem, by pocałować kobietę.

– A Twoja nadąsana mina? – Ola odchyliła się nieco w tył, zanim dotknął ustami Jej ciepłych warg i parsknęła rozbawiona, gdy usłyszała cichy jęk niezadowolenia – Ta mina jest wprost cudowna.

Skrzywił się nieco, po czym niechętnie opadł z powrotem na krzesło.

– Okropna jesteś, wiesz? – unikając wzroku kobiety, rozejrzał się po niewielkiej sali.

Oprócz nich w lokalu siedziały jeszcze dwie pary i jakaś kobieta z burzą rudych lokczków na głowie. Przerzucił wzrok na drugą stronę pomieszczenia. Wtedy też Jego uwagę przykuł mężczyzna siedzący samotnie, przy najdalej postawionym stoliku. Przed nim stała tylko szklanka wody z cytryną. Niby nie robił niczego innego, niż reszta gości, coś w nim zaniepokoiło Paddyego. Szara, jakby za duża bluza z kapturem, sprane, dziurawe jeansy i ubłocone buty nie były strojem, w jakim ludzie zwykle odwiedzali eleganckie restauracje. Odruchowo zmarszczył czoło.

– Co się stało? – Ola, zaciekawiona dziwną miną mężczyzny, odwróciła się na krześle i pobiegła wzrokiem do miejsca, w które wpatrywał się Paddy – Kto to? Znasz tego faceta? – zapytała, gdy wróciła do poprzedniej pozycji.

– Nie – odparł zamyślony, nie odkrywając oczu od mężczyzny.

– To czemu tak się mu przyglądasz?

– Sam nie wiem – wykrzywił usta – Jest jakiś dziwny, nie sądzisz?

– Dlaczego?

– Zobacz, jak jest ubrany – upił odrobinę wina – Wygląda, jak jakiś oprych… – wzdrygnął się odruchowo.

– Czy Ja wiem – Ola wzruszyła obojętnie ramionami – Teraz taka moda.

– Może – delikatnie rozciągnął usta i spojrzał na towarzyszkę, a potem szybko powrócił do punktu swojej obserwacji.

– Patricia zapytała, czy pasuje nam przyszły weekend – blondynka wróciła do poprzedniego tematu, nie skupiając zbytniej uwagi na wskazanym przez Paddyego, mężczyźnie.

– Nie – odparł krótko, nie zmieniając swojego zainteresowania. Próbował wypatrzeć, czy mężczyzna przypadkiem nie zerka w ich stronę, ale jak na razie nie zauważył niczego podejrzanego.

– Czemu? Masz jakieś plany?

– Jak będzie trzeba znajdę plany na wszystkie najbliższe weekendy – odparł z szelmowskim uśmiechem, przeskakując wzrokiem z faceta, na siedzącą naprzeciw niego blondynkę – Może zrobimy sobię serię wycieczek po niemieckich miastach? Co weekend inna miejscowość – roześmiał się, zauważając wymową minę swojej towarzyszki – No co!

– Nic! – mruknęła poirytowana dziewczyna.

– Jezu! – skrzywił się – Nic na to nie poradzę! Trzepie mnie na samą myśl, że mam tam iść i słuchać euforii mojej nadpobudliwej młodszej siostry, mądrości Kathy lub wywodów ulubionej bratowej – nagle przyszło mu coś do głowy… Coś, co mogło mu pomóc… – Oluś, skoro wszyscy, to zapewne pojawi się tam też John – oznajmił.

– No i? – Ola zacisnęła nerwowo usta. Od początku wiedziała, że będzie problem z namową Paddyego. Patricia miała te same obawy. Przyznała nawet, że wolała najpierw udać się do niej.

– Co wtedy zrobisz z Nati? – zapytał.

Kobieta przygryzła wargę i popadła w zadumę, zawieszająć na nim, pełne powagi, spojrzenie.

– Widzisz? – rzucił wyraźnie z siebie zadowolony – Dlatego mówię, żebyśmy tam nie szli – stwierdził, a w duchu uznał, że ma jeszcze szansę na zmianę decyzji i od razu zaczął kuć żelazo – Powiesz Patricii, że nie wiedziałaś, iż mam plany na ten weekend.

– A potem ktoś przypadkiem przyjedzie do naszego domu i wyjdziemy na oszustów – odparła Ola z powagą.

– Nie, bo nas w nim nie będzie – odparł, nakręcając się coraz bardziej – Przecież naprawdę możemy gdzieś wyjechać. Zabierzemy Natalię na wycieczkę…

– Paddy… – nie słuchał Jej, tylko dalej snuł plany, wliczając miasta, które mogliby odwiedzić, więc Ola pochyliła się do przodu i złapała go za rękę – Johna nie będzie!

– Co? – raptowne urwanie zdania i zaskoczenie w Jego oczach, rozśmieszyło Ją, ale kulturalnie powtórzyła – John i Maite nie przyjadą. Patricia już do nich dzwoniła i powiedzieli, że nie dadzą rady, bo są w trakcie trasy koncertowej.

Paddy zamilkł. Ola natomiast opadła głębiej na krzesło i z drwiącą miną popijała wino.

– I co? Teraz zapewne zgodzisz się pójść na tę imprezę – stwierdziła.

Skubiąc zębami brzeg dolnej wargi, spojrzał na nią z lekkim wstydem, po czym szybko odwrócił wzrok i czekając na reprymendę, zatrzymał go na obserwowanym wcześniej, mężczyźnie. Zaraz po tym Jego brwi uniosły się nieznacznie w górę.

– Zobacz, jaki ma telefon – rzucił – To chyba jeden z nowszych modeli.

– Kto? – Ola zmarszczyła czoło.

– Ten facet – wyjaśnił – Stać go na taki drogi sprzęt? – zastanawiał się głośno.

– Paddy! Do jasnej cholery! – tym razem kobieta już nie wytrzymała i podniosła głos – Nie rób ze mnie idiotki i nie zamydlaj mi oczu.

– Ale… – zdezorientowany mężczyzna wbił w nią zdziwione spojrzenie.

– Wiesz, co? Chodźmy stąd! – zdecydowała, wstając od stołu.

– Nie zjadłaś jeszcze deseru – zasugerował, ale również wstał.

– Mam go gdzieś! – burknęła, schylając się po torebkę – Jak chcesz to go zjedz, Ja wracam do domu, nie będę przeszkadzała Ci w prowadzonych obserwacjach.

– Oluś, przecież… – skrzywił się, zdając sobie sprawę z popełnionej gafy. Zaklął w duchu, po czym podążył za nią – Zaczekaj, nie chciałem Cię zdenerwować – mijał właśnie stolik, przy którym siedział mężczyzna i zarzucając kątem oka stwierdził, że już go tam nie ma. Odruchowo obejrzał się za siebie, ale przy barze też go nie było. Dziwne – pomyślał, przyspieszając kroku.

Odebrali z szatni swoje płaszcze i wyszli na zewnątrz.

– Nie wsiadasz? – zapytał, czekając przy otwartych drzwiach samochodu.

– A już wszystkich poobserwowałeś? Na pewno? Może zostań jeszcze i popatrz sobie – jawna drwina wyłaziła z Jej słów.

– Proszę Cię! – jęknął znudzony.

– Co, „proszę”! Jeszcze się obraź! – rzuciła groźnie, podchodząc do niego – Za prosiłeś mnie na kolację, żeby gapić się na restauracyjnych gości czy żeby miło spędzić czas!

– Oczywiście, że żeby było miło, tylko nie wiem czy temat Patki i Jej cholerne go przyjęcia jest taki cudowny! – odgryzł się, po czym zaklął w duchu i oparł głowę o zagłówek fotela, zaciskając na moment powieki. Chwilę później włączył silnik, ale zanim wycofał auto z parkingu, spojrzał w stronę nachmurzonej kobiety i sięgnął po Jej dłoń.

– Przepraszam. Nie chciałem zepsuć nam tego wieczoru – stwierdził potulnie – Może to jakaś obsesja, ale od czasu tego ataku na nas, niektórzy ludzie budzą we mnie strach – przyznał, całując wnętrze kobiecej dłoni.

Blondynka westchnęła cicho i zmieniła swoją minę na nieco łagodniejszą  –  A może przejdziemy się kawałek i ochłoniemy? – spojrzała na niewielki park po drugiej stronie ulicy.

To co robimy z tym przyjęciem Patricii? – szli przed siebie, wąską, piaskową dróżką. Wieczór, był dość ciepły, niby mroźny, ale bezwietrzny. Niebo wypełnione było malutkimi, błyszczącymi iskierkami, którym przewodniczył księżyc w pełni – Jeśli naprawdę nie chcesz tam pójść, nie musisz. Pójdę sama – dodała, a gdy obrzucił Ją zmarszczonym spojrzeniem, wyjaśniła – Obiecałam pomóc i nie wycofam się z tego.

Paddy zamyślił się na długą chwilę. Wiedział, że żadna z Jego odpowiedzi nie będzie dobra. Po każdej zapewne i tak, do czasu przyjęcia, uszy mu zwiędną od gderania. Spojrzał na Olę z wesołymi chochlikami w oczach i kiepsko ukrywanym, przez odznaczające się dołeczki w policzkach, uśmiechem.

– Jeśli tak bardzo chcesz, to możemy iść – rzucił.

– Wiedziałam! – usłyszał, kpiące prychnięcie i przygryzł dolną wargę, żeby się nie roześmiać.

– Ty się nigdy nie zmienisz – Ola pokręciła z politowaniem głową.

– Zmieniłem się. Wiele zrozumiałem, ale… powiedzmy, że wolę trzymać się, od Johna z daleka – odparł.

– Raczej mnie wolisz trzymać z daleka – poprawiła go Ola – I w tym przypadku chyba nigdy Cię nie zrozumiem. Niedawno wkurzałeś się na Adama, ale Ty jesteś taki sam.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że podobnie myślicie – odparł – On nigdy nie daruje Tobie, przespania się z Sabine, a Ty nie darujesz Johnowi, związku ze mną.

– To wcale nie jest tak – zaprzeczył.

– Nie? – Ola parsknęła drwiącym śmiechem. Paddy natomiast zacisnął usta i odwrócił na moment głowę, żeby blondynka nie zobaczyła, jak przewraca oczami.

– Słyszałam! – burknęła.

– Ale co? Przecież nic nie powiedziałem – spojrzał na nią z niewinną miną.

– Wywracałeś oczami i robiłeś miny- wyjaśniła rozbawionym tonem.

– A skąd to wiesz – Paddy uśmiechnął się, spoglądając przed siebie.

– Bo usłyszałam szum, gdy machnąłeś rzęsami.

– Że co? – gdy na nią spojrzał z wielkim zdziwieniem, parsknęła melodyjnym śmiechem.

…………..

Od ponad godziny stał przy oknie jednego z gabinetów lekarskich i wpatrywał się mętnym wzrokiem, w siedzącą na ogrodowej ławce,  opatuloną po uszy, kobietę. Minęły cztery miesiące… Czuł się skołowany i zagubiony. Serce wyrywało mu się z piersi, jakby chciało, wbrew niemu, biec do niej, a w nozdrzach prawie czuł Jej zapach. Teraz już nie potrafił udawać obojętności. Nie, gdy była tak blisko… Nie potrafił też tak zwyczajnie iść do niej,więc stał, patrzył i bił się z myślami. Przeraźliwa tęsknota, boleśnie wypierana przez złość i żal i tak zwyciężała w wyścigu o piedestał w uczuciach. Po każdym upadku na niższą pozycję, z determinacją alpinisty, wspinała się i rosła w siłę, doprowadzając właściciela do fizycznego bólu. Co rusz mrugał powiekami, gdy Jego źrenice zachodziły mgłą i z trudem przełykał ślinę, przez zaciśnięte gardło.

Jednocześnie chciał do niej biec i nie wypuszczać już więcej z ramion oraz uciec stąd, jak najdalej, żeby nie czuć naporu bolesnych myśli. W duchu na przemian przeklinał Henryego i dziękował, że go tu przywiózł.

Nie wiedział, jak mężczyzna to zrobił, ale po nocnym ataku na Jego osobę, ekspresowym wręcz, przylocie do Irlandii i otwartym wejściu do zamkniętego Ośrodka terapeutycznego, wierzył, że ten niepozorny staruszek może wszystko.

Nagła decyzja przyjazdu tutaj, na początku wywołała w nim bunt.

– Nigdzie nie lecę! – krzyczał – Nie chcę Jej widzieć!

– Chesz tylko o tym nie wiesz. Wypierasz to – odparł spokojnie Henry – Sam nigdy byś się na to nie zdobył. Wolisz cierpieć, bo tak jest łatwiej. Jesteś tchórzem Jimmy.

– Zejdź ze mnie! – mruknął wściekłe,  mężczyzna – Nie będziesz decydował za mnie! – dodał. Nienawidził tego. Nikomu nigdy na to nie pozwalał, nawet ojcu miał odwagę się sprzeciwić. Co prawda, za każdym razem wracał z podkulonym ogonem i przez jakiś czas posłusznie godził się na wszystkie decyzje, aż znowu dopadał go bunt.

– Ja tylko chcę dać Wam możliwość wyboru.

– Używając przymusu?! – zakpił Jimmy, unosząc wysoko brwi – Co to za wybór! Wielkie dzięki!

– Przestań wreszcie szaleć i posłuchaj mnie przez chwilę – poprosił Henry grzecznie, na co Jimmy zareagował skawaszoną miną.

– Nie! Podjąłem już decyzję! – odparł stanowczo. Nie chciał jechać, nie chciał spotykać się z Emmą. Nie chciał Jej widzieć… Tak naprawdę nie wierzył sobie i bał się, że przegra z własną tęsknotą, ale nigdy by się do tego nie przyznał. Wolał walczyć agresją, niż szczerością.

– Wiem – potwierdził mężczyzna – Ale każdą decyzję można zmienić. Ja też kiedyś podjąłem jedną decyzję i już do końca życia będę żałował, że byłem w niej tak wtrwały – dodał ponuro.

Jimmy spojrzał na niego z wahaniem.

– Ona mnie oszukała, udawała kogoś innego, zataiła ważne fakty ze swojej przeszłości – wyliczył – Nawet nie wiem czy wyznała mi już wszystko. Nie ufam Jej – dodał dużo ciszej, wbijając wzrok w podłogę.

– A wcześniej ufałeś? – zapytał mężczyzna – Przyznaj Jimmy, że nigdy nie zaufałeś Jej tak do końca i nigdy byś nie zaufał, nawet po latach. Tak już bywa z uzależnieniami i niestabilnością. Takim osobom trudno jest uwierzyć.

Jimmy nie odpowiedział. Milczał przez resztę drogi na lotnisko. Henry także nic już nie mówił. Zerkał tylko na niego, od czasu do czasu z niepewną miną. Decyzję o wyjeździe podjął pod wpływem chwili, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co będzie potem. Przyjechał do Jima, żeby przekonać się na własne oczy i udowodnić Margaret, iż Jego opinia, na temat tego faceta, była słuszna. Już po pierwszych chwilach rozmowy z nim, zrozumiał, jak bardzo się mylił. Przeraźliwy smutek w oczach, brak chęci do walki i do życia oraz totalna obojętność zmusiły go do zweryfikowania poprzedniej opinii. Niechętnie przyznał Margaret rację.

Sam nie wiedział, kiedy początkowa złość i niechęć do niego, zamieniła się wgłębokie współczucie. Zobaczył w nim siebie sprzed lat. W Jego bólu rozpoznał swój, w Jego słowach dostrzegł podobną gorycz i żal, a w oczach ogrom identycznej tęsknoty. Wiedział, czym pachnie taka przyszłość, jak ciężko żyć z rozdartym na małe cząstki, sercem i zapragnął uratować go przed tym niszczącym uczuciem. Jednak im bliżej lotniska byli, tym bardziej wahał się czy słusznie postąpił. Gdy kierowca oznajmił, że dojechali na miejsce, spojrzał niepewnie na zamyślonego mężczyznę.

– No więc  jaka jest Twoja ostateczna  decyzja?

– Teraz mnie o nią pytasz? – lekko oszołomiony zdarzeniami i ilością wypowiedziach słów oraz wytoczonych argumentów, Jimmy wbił zdziwiony wzrok w mężczyznę – Wiozłeś mnie kilkadziesiąt kilometrów, żeby pozwolić mi się wycofać? Jesteś idiotą czy ze mnie chcesz go zrobić? – prychnął.

Henry wyszczerzył zęby, niewzruszony obraźliwymi słowami.

– Boże! Co za charakter! – zagrzmiał, kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym, spojrzał na niego ponownie – Wiozłem Cię tyle kilometrów, żeby dać Ci czas na przemyślenia. Jesteś raptus i buntownik, Jimmy. Podejmujesz decyzje pod wpływem chwili. Gdybym pozwolił Ci odejść, tam pod bramą, zrobiłbyś to, głównie na złość mnie, a nie dlatego, że chcesz –  odwrócił na moment głowę i  wskazał, przygotowany do lotu, niewielki samolot – On czeka. Za dwie godziny możemy być w Irlandii.

Jim przerzucił spojrzenie i utkwił je w swojej bocznej szybie.

 

– Jimmy! – usłyszał, znajomy kobiecy głos i mimo wewnętrznej udręki, radość rozjaśniła nieco Jego szarą twarz.

– Agata – opuścił miejsce przy oknie i podążył przywitać się babcią Emmy – Skąd wiedziałaś, że tu jestem?

– Nie wiedziałam – odparła – Spotkałam Henryego na korytarzu.

– Przyszłaś do… – odwrócił na moment głowę do okna – … do niej?

– Też – kobieta uśmiechnęła się ciepło – Ale przede wszystkim przyszłam do pracy.

– To w tym ośrodku pomagasz? Mówiłaś kiedyś, że zajmujesz się wolontariatem, ale… Przepraszam, nie skupiłem się wtedy na Twoich słowach – grymas wstydu pojawił się na Jego twarzy

– Nie szkodzi – Agata stanęła w miejscu, które niedawno zajmował Jim. Uśmiechnęła się z miłością do osoby, którą dojrzała za oknem, mimo iż ta nie miała o tym żadnego pojęcia – Rozmawiałeś z nią?

– Nie – przyznał ponuro – Henry mnie tu przywiózł… – zaczął i przerwał, gdyż nie wiedział jak ubrać w słowa to, co zdarzyło się od momentu Jego spotkania ze starcem, do chwili obecnej. Nie wiedział czy jest tu, bo tego chciał, czy został zmuszony.

Agata odwróciła się przodem do niego i przyjrzała się męskiej, umęczonej twarzy.

– Miłość bywa trudna, ale jeszcze trudniej jest świadomie Ją odrzucać, prawda?

Jimmy spuścił wzrok.

– Co Ja mam zrobić? – zapytał bezradnie, gdy po długiej chwili milczenia, ponownie spojrzał na kobietę. W Jego oczach pojawiło się zagubienie.

– Nie wiem, Jimmy. Sam musisz zdecydować.

– Ja… Nie potrafię – przyznał, bezsilnie – Każdy mój wybór wydaje mi się zły.

Agata spojrzała na niego i rozciągnęła usta w delikatnym, dobrodusznym uśmiechu. Nic jednak nie odpowiedziała, nie wydobył z siebie nawet słowa.

Miał ochotę wrzasnąć, potrząsnąć nią i siłą wydobyć odpowiedzi na swoje pytania. Gdy weszła, zobaczył w niej lekarstwo na swoje rozterki. Przypomniał sobie, z jaką pewnością, opowiadała mu o Emmie i ich uczuciu, gdy półprzytomny leżał w szpitalu, jak kojący był Jej głos gdy leżał na klifach. Była jego lekiem na całe zło. Tak bardzo chciał, by ktoś pomógł mu podjąć decyzję, że Jej obecne milczenie wywołało w nim agresję. Zacisnął zęby i pięści, żeby nie wybuchnąć.

Agata ponownie podeszła do okna. Oparła się o róg ściany i zastygła ze wzrokiem utkwionym w widok za oknem.

Po chwili niecierpliwgo wyczekiwania i niemego błagania o jakąkolwiek radę, Jimmy westchnął z rezygnacją, a Jego emocje straciły na sile. W zupełnym milczeniu obszedł nieduże lekarskie biurko, odsunął na bok kilka teczek na dokumenty i usiadł na blacie, pociągając nogi na krzesło. Oparł łokcie o kolana i wczepił palce w swoje włosy.

– Boję się Jej, Agata – odezwał się ponurym tonem – Boję się o siebie… O nią… O to, że nie dam rady żyć z Jej przeszłością – wydmuchał głośno powietrze, ujmując trochę z ciężaru, który dusił go od środka – Nie wiem, czy tego chcę…

– To odejdź stąd, Jimmy i już nigdy nie wracaj – kobieta nadal stała nieruchomo, nie mrugając nawet powiekami tylko Jej usta nieznacznie drgały.

– Nie potrafię! – krzyknął ochryple, po czym nerwowo potarł dłońmi twarz – Ona jest jak uzależnienie! Jak butelka wódki, postawiona przed alkoholikiem w początkowym etapie odwyku, rozumiesz?! Nie potrafię zdobyć się na odwagę, żeby odejść – ukrył twarz w dłoniach – Wiem, że mogę z nią zginąć, ale ginę też bez niej.

– Dobry kierunek – pochwaliła, ku zdumieniu Jima, Agata. Odwróciła się przodem, po czym oderwała ramię od od ściany i zaplątując ręce na piersiach, zbliżyła się do niego – To teraz czas, byś  zastanowił się, która śmierć jest wartościowa – z ciepłym, wyrozumiałym uśmiechem i pogładziła  szorstki policzek mężczyzny – Zajrzyj w głąb siebie, Jimmy i posłuchaj, czego pragnie Twoje wnętrze. Odpowiedz sobie, co jest dla Ciebie najważniejsze. Ludzkie serce ma wielkie możliwości. Znalazłeś w nim miejsce dla niewinnej ofiary, to może znajdziesz je też i dla grzesznicy.

…………….

Już z daleka widziała Henryego i im bliżej niego była, tym cieplej robiło Jej się w sercu. Od pewnego czasu nie patrzyła już na niego jak na wroga, ale jak na bliskiego przyjaciela, a nawet może i więcej…

– Widzisz tam przyszłość, że tak wpatrujesz się w to okno? – Jej głos, wywołał w nim dreszcz. Spojrzał w Jej stronę i uśmiechnął się ciepło.

– Raczej przeszłość i teraźniejszość, a o przyszłości na razie tylko marzę – odparł.

Agata zerknęła przez okno. W ogrodzie na ławce wciąż siedziała Emma, uśmiechnęła się więc do niej.

– Jak tam nasz niezdecydowany królewicz? – Henry zerknął na jedne w wielu drzwi.

– Nadal niezdecydowany – odpowiedziała, wzruszając ramionami.

– Cholernik jeden! – zakląl Henry pod nosem – Jeszcze się wycofa.

Agata zaśmiała się cicho.

– Na to niestety, nie mamy już wpływu – z ukosa spojrzała na swojego rozmówcę – Tylko nie napieraj na niego i nie krytykuj, jeśli zrezygnuje – ostrzegła, na co Henry pokręcił tylko przecząco głową – Ja i tak jestem mu wdzięczna za to, że dał Jej chwile szczęścia.

– A potem przysporzył bólu.

– Nieprawda – sprzeciwiła się kobieta – To dzięki niemu tutaj jest. Jimmy pokazał Jej jak wygląda prawdziwe, normalne życie, otworzył Jej serce, nauczył czuć coś więcej, niż tylko nienawiść do świata – wyjaśniła – Wiesz, jak Ona pięknie o nim mówi? Nigdy z Jej ust nie usłyszałam pretensji, czy żalu, za to często, na najmniejszą nawet wzmiankę o nim, na Jej twarzy pojawia się uśmiech.

Henry słuchał z uwagą i dziwnym, ale znajomym, uciskiem zazdrości w sercu. On nie mógł rozmawiać z ich wnuczką. Nie mógł Jej przytulić, być przy niej w ciężkich chwilach, trzymać za rękę. Cieszył się, że zaakceptowała swoją babcię, że miała jeszcze kogoś oprócz Oli. ale bardzo chciał być dla niej dziadkiem. Pragnął wynagrodzić Jej wszystkie złe i ciężkie chwile. Był w stanie zrobić dla niej wszystko. Byle tylko zyskać trochę aprobaty w Jej oczach. Marzył o choć jednym cieplejszym spojrzeniu, jednej krótkiej rozmowie.

Za każdym razem, gdy przyjeżdżał, Agata opowiadała mu o swoich rozmowach z ich wnuczką, a On chłonął każde słowo i rozpamiętywał przez kolejne dni. Zdawał sobie sprawę, że najważniejsze rozmowy zatrzymuje dla siebie, ale i tak z chęcią słuchał, ponieważ dzięki temu mógł być, choć odrobinę bliżej niej.

– Chciałbym móc z nią porozmawiać – westchnął pogrążony w zadumie. Wyjrzał przez okno i na moment utkwił tęskny wzrok w siedzącej w ogrodzie, brunetce – Życie jest dziwne…

– To prawda – westchnęła kobieta – Mnie wciąż zaskakuje, szczególnie ostatnie wydarzenia.

– Kiedyś, gdy myślałem, że jest obcą osobą, była mi bliższa, niż teraz. Tęsknię za nią, wiesz? – zerknął z ukosa na towarzyszkę.

– Daj Jej trochę czasu.

– Myślisz, że kiedyś pozwoli mi się do siebie zbliżyć?

– Kiedyś napewno – odparła bez przekonania kobieta – Przyjdzie czas, że zrozumie, iż trzeba cieszyć się tym, co dostaje się od życia.

– Oby nie było za późno – odparł i zaciągnął się głębiej powietrzem. Pochłonięty własnymi myślami, nie zauważył, że Agata wpatruje się w niego z dziwnym wyrazem twarzy.

– Też chciałabym żyć wieczność – stwierdziła w zamyśleniu – Dopóki nie dowiedziałam się o Em, żyłam chwilą, danym dniem, cieszyłam się, że Bóg mnie oszczędza, ale nie zależało mi na długiej przyszłości, nie robiłam planów. A teraz…

Drgnął nagle, gdy znajomy mu już widok ogrodu i Emmy, siedzącej bez ruchu na ławce, zakłócił dodatkowy element.

– Jest – mruknął na bezdechu. Serce mu na moment zamarło, a swoje dłonie mocno zacisnął w pięści.

– A jednak zwyciężyło uczucie – dodała Agata, czując podobne emocje – Miłość to potężna machina, wręcz magiczna…

……………

– Cholera jasna! – wrzasnął mężczyzna – Wiedziałem, że coś jest z nim nie tak! – dodał, po czym zaklął siarczyście  pod nosem.

– Co się stało? – Ola wbiła w niego zdziwiony wzrok, jednak nie raczył odpowiedzieć.

Trochę zbyt gwałtownie zatrzymał auto przed bramą do ich domu, po czym wyjął z kieszeni telefon i szybko wybrał jakiś numer –  Zostań tu! – rzucił nerwowo, wysiadając z auta.

– Paddy! – zawołała lekko zszokowana blondynka. Ze zmarszczonymi brwi ami, okręcając głowę, pociągnęła wzrokiem za oddalającym się szybko mężczyzną. Gdy zniknął z pola Jej widzenia, szybko otworzyła drzwi i wysiadła. Wtedy też po drugiej stronie ulicy dojrzała jakiegoś mężczyznę. Dopiero po chwili zorientowała się, że widziała go już wcześniej, w restauracji i ciśnienie raptowanie urosło Jej do niebotycznych rozmiarów. Wręcz słyszała własne, buzujące tętno, a serce o mało nie wyskoczyło Jej z piersi. Najpierw, tchnięta nagłym lękiem o Paddyego, ruszyła do przodu. Po kilku krokach jednak została gwałtownie zatrzymana.

Z buzującą w żyłach adrenaliną, biegł w kierunku nieznanego mu mężczyzny. Całe Jego ciało drżało, jak galareta i sam nie potrafił stwierdzić, czy jest to objaw złości, czy raczej strachu.
Tym razem nie miał zamiaru czekać, aż stanie się najgorsze, postanowił wyjść złu naprzeciw.
Miał dość życia w ciągłym lęku o siebie, Olę i Natalię. Musiał zawalczyć o ich bezpieczeństwo. Wolał zginąć, aniżeli po raz drugi przeżywać koszmar, przyglądania się krzywdzie, jaką wyrządzają ukochanej osobie…

– Czego od nas chcesz?! – krzyknął już z daleka – Po co nas śledzisz?!

Mężczyzna wbił w niego zaskoczony wzrok i zaczął się ratowanie cofać. W końcu odwrócił się z zamiarem ucieszki, tak przynajmniej wydawało się Paddyemu.

– Stój! – wrzasnął i przyspieszył swój bieg. Po krótkiej chwili dopadł do mężczyzny i szarął go mocno za ramię, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy – Mów kim jesteś i dlaczego nas obserwujesz?! – wrzasnął wściekle.

– Ja? – mężczyzna wydawał się być wystraszony i zdezorientowany – Nikogo nie obserwuję – tłumaczył, starając się strącić z siebie ręce atakującego.

– Jak nie! – ryknął znowu Paddy – Widziałem Cię w restauracji! Myślisz, że głupi jestem? !

– Zwariowałeś?! Odczep się ode mnie, człowieku! – warknął i odepchnął Paddyego od siebie.

Mężczyzna zachwiał się, tracąc równowagę i wytoczył się na ulicę.

– Wezwałem już policję! Nie uciekniesz! – krzyknął i ponownie doskoczył do mężczyzny w kapturze na głowie.

Zaczęli się szarpać i szamotać, rzucając głośne przekleństwa.

– Nie pozwolę znowu nas skrzywdzić, rozumiesz?! Mam dość wiecznych ataków! Dajcie nam żyć w spokoju! – wyrzucał z siebie Paddy, próbując zatrzymać mężczyznę do czasu przyjazdu funkcjonariuszy.

– O co Ci chodzi?! Puść mnie! – zawarczał mężczyzna, zamierając na moment i wbijając zmrużony wzrok gdzieś daleko przed siebie.

– Czekasz na kumpli? – Paddyego obleciał jeszcze większy strach. Gdzieś z tyłu głowy pojawił się obraz Oli siedzącej w aucie i nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł przez Jego plecy. Wiedział, że większej liczbie oprawców sam nie podoła. Wyobraźnie poddała mu na myśl przerażający obraz z poprzedniego napadu. Płacząca, drżąca ze strachu Ola, mrożący krew w żyłach, wzrok mężczyzn z bezczelnymi uśmiechami na twarzy i siebie z powykręcanymi do tyłu ramionami, bezsilnie patrzącego na strach ukochanej kobiety. Ryknął na całe gardło, zbierając w sobie jeszcze więcej siły, by przytrzymać mężczyznę i  błagając w duchu o szybki przyjazd wezwanych, na pomoc, służb.

– Nie pozwolę znowu Jej skrzywdzić, rozumiesz?! Ze mną, możecie zrobić, co chcecie, ale Ją zostawcie w spokoju! – w tej chwili nie panował nad tym, co mówi. Sam nie wiedział czy straszy swojego oprawę, grozi mu, czy też błaga o litość.

– Człowieku, uspokój się! – odparł mężczyzna, sapiąc, jak lokomotywa – Nie zamierzam nikogo krzywdzić! – dodał, ale rozjuszony do nieprzytomności Paddy, wcale go nie słuchał, tylko boleśnie wbijał palce w Jego ciało – Jestem od Henryego… – zaczął i momentalnie zamilkł, przerzucając wzrok, gdzieś nad głowę wściekłego mężczyzny – Kurwa!!! – ryknął na całe gardło i na ułamek sekundy wbił przerażony wzrok w swojego oprawę. Tuż po tym, odepchnął go od siebie z całą nazbieraną mocą, po czym ruszył przed siebie, wrzeszcząc coś głośno.

Leżący na chodniku, odrętwiały ze strachu, Paddy, szybko przekręcił się tak, by móc pociągnąć za nim wzrokiem. To, co zobaczył zatrzymało Jego serce i oddech.

– Oluś!!! – ryknął zduszonym z przerażenia głosem, wbijając wzrok w klęczącą na środku jezdni kobietę i Jej zakrwawione dłonie…

 

 

 

 

 

 

 

 

6 myśli na temat “Rozdział 170: Wewnętrzny lęk

  1. W takim momencie skończyć masakra pisz i oby to nie były złe wieści bo serce moje tego nie wytrzyma.Jimbo bardzo dobrze zrobił że zdecydował się podejść do Em oby odbudowali wszystko

    Polubione przez 1 osoba

    1. Piszę w każdej wolnej chwili. Wiem, że skończyłam w miejscu, gdzie w zasadzie zaczynało być ciekawie, ale musiałam, bo nie skończyłabym tego rozdziału nigdy.
      Czy Jimbo dobrze zrobił? Hmmm…
      Ten pierwszy krok był na pewno ważny.
      Wielkie dziękuję za to, że jesteś, czytasz i zostawiasz po sobie ślad 💖

      Polubienie

  2. Boże, co tam się stało? Ola kogoś znalazła na jezdni? Lecę dalej. Dzieki Olis, że odpisujesz na komentarz, każda odpowiedź czytam. Moim zdaniem dziwne jest, że Jimmy ma teraz gadać z Emma, ale zobaczymy.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Hehe no chyba już nie muszę wyjaśniać co stało się na tej jezdni. 😁 Do czytałaś już.
      Dlaczego dziwi Cię, że Jim ma rozmawiać z Em?
      Odpisuję na każdy komentarz, przynajmniej bardzo się staram. Nigdy nie lubiłam gdy mnie nikt nie odpisywał.
      To Ja dziękuję za każdy wpis, bo coś ostatnio kiepsko z opinią czytelników. 💖

      Polubienie

Dodaj komentarz