Rozdział 147: Sens życia…

– Powiedz mi, dlaczego faceci w przypływie kryzysu, zawsze uciekają w alkohol? – Ola podniosła nogi do góry i krzyżując je w kostkach, oparła o stolik kawowy. Zwolniła podłogę, by mężczyzna mógł ją umyć.

Paddy, fucząc jak lokomotywa, wyprostował się i opierając ciężar ciała na kiju od mopa, spojrzał na nią.

– W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale myślę, że nie jesteśmy w stanie znieść bólu – przyznał – Z alkoholem jest łatwiej. Daje zapomnienie – uśmiechnął się – Nic nie czujesz, nie myślisz, zwyczajnie otumaniasz umysł i padasz.

– Tak, a jak się budzisz, nierozwiązane problemy zaczynają Cię znowu osaczać, a kac pogłębia doznania – prychnęła – Rzeczywiście, super sposób.

– I dlatego znowu pijesz – stwierdził poważnie, po czym pochylił się, umył kolejny fragment podłogi i znowu stanął prosto – Każdy ma swój sposób na cierpienie. Wy zalewacie się łzami, wspominacie i katujecie się wciąż od nowa, problemami. Rozbieracie Je na małe cząsteczki, doszukujecie się głębi.

– Szukamy rozwiązania – odpowiedziała.

– Mordujecie się tym, a my wolimy iść w zapomnienie – odłożył mop do wiaderka – Skończyłem, powiedz, że pięknie, bo już nie mam siły.

Ola roześmiała się głośno.

– Na kaca najlepsza praca, nie wiesz o tym?

– Tylko kobieta mogła wymyślić takie powiedzenie – skrzywił się – Albo ten, co nigdy nie chorował – dodał, opadając bez sił na kanapę. Wcześniej bez żadnego sprzeciwu powynosił wszystkie butelki, a szklanki włożył do zmywarki. Odkurzył i umył podłogę. Gdyby chciała wyszorowałby nawet sufit i umył wszystkie okna, tak bardzo był szczęśliwy, że znowu mu wybaczyła.

– Jaki grzech, taka pokuta – stwierdziła, unosząc brew w górę.

Objął Jej dłoń i pociągnął w górę, składając na niej pocałunek.

– Przepraszam raz jeszcze – zajrzał Jej głęboko w oczy.

– Co Ty sobie myślałeś? – uśmiech zamieniła na powagę.

Paddy spuścił głowę i utkwił wzrok w Jej dłoni. Nie miał ochoty znowu tego roztrząsać, ale nie miał odwagi na sprzeciw.

– Przyszło mi do głowy, że mnie oszukaliście i zmówiliście się – przyznał cicho.

– Słucham? – dziewczyna opuściła nogi i usiadła prosto.

– Wiem, głupi jestem, ale gdy Maite, powiedziała, że John chce rozwodu, połączyłem to z Waszym spotkaniem.

– A nie mogłeś zwyczajnie zapytać? – w tym momencie poczuła irytację.

– A powiedziałabyś mi prawdę? – podniósł wzrok – Do tej pory nie wiem, o czym wtedy rozmawialiście.

– I gryzie Cię to, co?! – stwierdziła złośliwie. Wystarczyło spojrzenie, nie musiał już odpowiadać. Z wyrazu jego oczu wyczytała wszystko. Pokręciła bezsilnie głową – Oj Paddy! Co Ty masz w tej głowie?

Spojrzał na własne splecione palce i poczuł ucisk w piersi.

– Ola… Ja wiem, że z prawdziwego uczucia się nie wyrasta – powiedział cicho – Do końca nigdy się o nim nie zapomina – podniósł wzrok i objął dłonią policzek blondynki – Ja nie zapomniałem… Wiem, że John też nie, Ty także… Czasami wystarczy niewielki bodziec i takie uczucie wraca, jak bumerang.

Ola przełknęła ciężko ślinę. Patrzyła na niego, czując dziwne mrowienie w żołądku. Miał rację. Pamiętała swoje zagubienie tamtego dnia, swoje łzy i strach. Wtedy w parku, miała wrażenie, że wariuje, jej świat na moment wywrócił się do góry nogami. Zanim go na nowo poskładała była przerażona.

– Tak właściwie… To o niczym nie rozmawialiśmy – wyznała, zatrzymując dla siebie swoje odczucia z tamtego momentu – Gdy go zobaczyłam zakręciło mi się w głowie z wrażenia i strachu. John mnie podtrzymał, bo bym się przewróciła. Podał szklankę wody, to wszystko – spojrzała na swoje zaciśnięte palce. Część zostawiła dla siebie z obawy, że nie zrozumie i znowu wpadnie w swój dziwny wir – Gdy poczułam się lepiej, uciekłam – dokończyła – Paddy, nasze spotkanie trwało tylko kilka minut i naprawdę nic podejrzanego się tam nie wydarzyło.

Przez moment przyglądał się Jej z powagą, trawiąc usłyszane słowa, potem uśmiechnął się lekko.

– Można już bezpiecznie wejść do kuchni? – zapytała, zmieniając temat – Jestem głodna jak wilk – wstała z kanapy.

– Obiad też mam ugotować? – skrzywił się, ciągnąc za nią wzrokiem.

– Nie, już Ci odpuszczę. Brat, a właściwie bratowa Cię uratowała.

– Kochana Kira – złożył ręce i spojrzał w sufit – Niech Jej Bóg w dzieciach wynagrodzi.

– Może lepiej już nie – Ola parsknęła śmiechem i wyszła z salonu, natomiast Paddy zanurzył się głębiej w miękkich poduchach kanapy i głośno wydmuchał powietrze, pozbywając się w ten sposób resztek towarzyszącego mu podczas rozmowy napięcia.

– Ależ Ty jesteś głupi… – westchnął.

Było dobrze… Znowu mu darowała… Tym razem się postara. Już Jej nie straci. Nie dopuści do kolejnej ucieczki. Zapanuje nad swoim strachem. Nie pozwoli więcej ponieść się emocjom. Nie skrzywdzi Jej. John dla niej, to przeszłość. Historia…

Potarł twarz dłońmi. W szale szczerości prawie wyznał Jej prawdę. Teraz cieszył się, że Jego tajemnica nadal tkwi na mrocznym dnie jego podświadomości, zepchnięta w kąt przez miłość, choć przez moment, zaczęła przepychać się łokciami, próbując wydostać się na światło dzienne. Rozmasował pulsujące skronie. Co zrobiłaby Ola, gdyby nie zdążył się zatrzymać? Czy wtedy nadal by go kochała? Co by się stało, gdyby tamta noc nie uciekła z Jej umysłu, wraz z nastaniem dnia.

Wciąż pamiętał swój ówczesny, paniczny strach…

Odprowadził Ją do pokoju i resztę nocy przesiedział na łóżku, zamknięty u siebie, przesiąknięty Jej zapachem, zaspokojony, ale i coraz bardziej przerażony myślą, że za kilka chwil, jego życie przestanie istnieć. John go zabije, Ola znienawidzi. O dziwo bardziej bolał go ten drugi fakt.

Na swoje wytłumaczenie miał tylko miłość, która w tamtej chwili, obezwładniła całkowicie Jego umysł. Chciał tylko poczuć Jej ciepło, przytulić się. Marzył o jednym pocałunku, który mógłby potem zgonić na nietrzeźwość. Podszedł…

Nie wiedział, że go zachęci… Że o to poprosi… Potem już nie myślał. Tak bardzo Jej pragnął. Wyłączył umysł i czuł…

Wspomnienia mieszały się w Jego głowie ze strachem i odrazą do siebie. Gdy ból stawał się nie do zniesienia, przymykał mokre od łez powieki i zastępował je najpiękniejszą chwilą w swoim życiu. Chwilą, która później okazała się jednocześnie Jego ratunkiem i zgubą.

Czuł Ją, dotykał, całował, spełniał swoje marzenia. Stali się jednym ciałem… Prawie unosił się nad ziemią, lawirował pomiędzy euforią, a obłędem. Pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, kochać Ją. Jego serce drżało z emocji. Nigdy wcześniej nie było mu tak dobrze, nigdy nie był szczęśliwszy. W tamtej chwili nie dbał o nic innego, nie myślał o Johnie, o tym co będzie później… Skoro pozwoliła mu się do siebie zbliżyć musiała go kochać tak mocno, jak On Ją. Radość przepełniała całe Jego wnętrze. Do czasu…

Zabiła Jego szczęście, jednym krótkim słowem. Swoim sprzeciwem wdarła się w Jego rozszalały wir doznań i uczuć. Pamiętał nagły, ostry ból i wielki żal…

Nie potrafił się już powstrzymać… Spełnienie stało się najważniejsze…

Wraz z nastaniem dnia, coraz intensywniej wsłuchiwał się w każdy krok, nawet ciche skrzypnięcie podłogi, wywoływało w nim dreszcz. Przestał oddychać, gdy na korytarzu usłyszał głos brata, który ku Jego wielkiemu zdziwieniu, zbiegł szybko po schodach. Gdy usłyszał silnik samochodu, poderwał się z łóżka i podbiegł do okna. John odjechał.

W tej dziwnej sytuacji poczuł nagle swój ratunek. Nie zastanawiając się zbyt długo wbiegł do pokoju Oli. Miał zamiar na kolanach błagać Ją o wybaczenie. Przecież tego nie chciał… Nie zrobiłby Jej świadomej krzywdy. Nie wiedział… Myślał, że pragnie tego tak mocno, jak On Ją. Pomylił się…

Wciąż dźwięczały mu w uszach Jej ostatnie słowa, które jak sztylet, przebiły Jego serce, wydzierając z niego sporą część.

– Było cudownie John…

Musiała mu wybaczyć. Była Jego przyjaciółką, kochała jak brata, nieraz o tym wspominała. Bratu można wiele wybaczyć… Tak strasznie się bał…

Wyszła z łazienki, blada, wręcz zielona na twarzy. Jego serce przestało bić, a nogi nie miały siły utrzymać ciężaru ciała. Zatrzymała się na moment, obrzuciła go mętnym spojrzeniem i schowała się pod kołdrę.

Przyglądał się Jej w milczeniu, czekając na wyrok, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie było krzyku, pretensji ani płaczu. Zdębiał. Nie wiedział, co ma powiedzieć, jak się zachować.

– Oluś… – zaczął, ale przerwał.

– Paddy, ile Ja wczoraj wypiłam?

– Nie wiem… – odparł niepewnie. Dudnienie Jego serca prawie zagłuszało słaby głos dziewczyny.

– Chyba umieram. Jeszcze nigdy tak źle się nie czułam – stwierdziła, przykładając dłonie do czoła – Siadaj, co tak stoisz w tych drzwiach. Wiem, że wyglądam jak bohaterka horroru, ale nie musisz się mnie bać, zapewniam, że nie zabijam. Z resztą nie mam na to siły.

Niepewnie usiadł na brzegu łóżka. Czuł drżenie w każdym fragmencie swojego ciała.

– Wiem, że obiecałam Ci dziś pomóc, ale nie dam rady. Przepraszam. Podasz mi wodę?

Powoli zaczynało do niego docierać, co się dzieje. Niczego nie pamiętała…

Wręczył Jej butelkę.

– Nie martw się poradzę sobie. Odpoczywaj – powoli zaczął wycofywać się do drzwi.

– Paddy? Co my piliśmy? Pamiętam tylko dwa piwa. Głowa mi pęka, a żołądek wywraca się na lewą stronę, jakbym beczkę w siebie wpompowała – uniosła lekko głowę, lecz zaraz po tym z jękiem opadła na poduszkę.

Wiedział dlaczego tak źle się czuje, ale to właśnie było Jego ratunkiem. Dało Jej zapomnienie. Nadal była Jego przyjaciółką. Nadal go lubiła. Uśmiechnął się tylko i wyszedł.

– Obiad gotowy – usłyszał i szybko porzucił natrętne wspomnienia.

………….

– Piękny dzień, prawda? – zachwyciła się Emma.
– Jak na Irlandię faktycznie przecudowny. Nie pada – Jimmy przewrócił oczami i zaśmiał się, gdy kobieta trąciła go z udawanym oburzeniem w ramię.

– Nie nabijaj się ze mnie!

– Ależ Ja się wcale nie nabijam – złapał Ją za rękę. Z pełnymi brzuchami wracali od Ellen – Nie moja wina, że nie widzę, w tej szarudze, niczego nadzwyczajnego. Mokro i pochmurno, czym się tu zachwycać? – machnął ręką.

– Tym, że wiatr głowy nie urywa, a zimno nie przeszywa – odparła – Że możemy wdychać czyste powietrze, nie skażone spalinami jak w Kolonii czy Hamburgu.

Jimmy wzruszył obojętnie ramionami.

– Bo to Irlandia, normalka – odparł i zauważając krzywe spojrzenie Em, dodał – Sorry, ale tak to widzę. Tylko kobiety mają zdolność do zachwycania się dosłownie wszystkim, nawet zgniłą, jesienną pogodą – odskoczył z głośnym śmiechem, żeby nie dostać kolejnego kuksańca w bok.

– Za to Wy zachwycacie się głośnym warkotem silnika, pełną butelką procentów i…

– Pięknymi kobietami – dokończył za nią i cmoknął w policzek – I to jest właśnie fantastyczne.

– Jak cholera! – zadrwiła.

– No tak! – przytaknął sam sobie, chwytając ponownie drobną dłoń – Zachwycamy się pięknem samym w sobie, nie musząc go szukać.

Emma przewróciła oczami.

– Dobry samochód, alkohol, kobieta i pełnia szczęścia – ironizowała.

– A czego chcieć więcej! Życie! – wykrzyknął, czym wywołał melodyjny głośny śmiech u kobiety.

– No pewnie pławić tyłek w luksusie, udowodnić światu, że wciąż jest się zdolnym facetem i zachlać pałę ze szczęścia – skrzywiła się – Jeszcze nazywasz to życiem – prychnęła z pogardą.

Jim stanął przed nią i przez chwilę wpatrywał się w Jej niezadowolenie.

– Do czego pijesz? – zapytał poważnie.

Dopiero wtedy zorientowała się, że ten temat przestał Ją bawić i zaczęła dogryzać Jimowi. Poczuła się głupio.

– Do niczego – starała się go ominąć, ale zatrzymał Ją.

– Em… – nie spuszczał z niej oka, więc w końcu mu się poddała.

– O jejku! Naprawdę o nic mi nie chodzi tylko denerwuje mnie takie puste gadanie.

– Puste? – uraziła go – Niestety tak do niedawna wyglądało moje życie. Nie byłem i nie jestem ideałem, nigdy tego przed Tobą nie ukrywałem.

– Do niedawna? – odsunęła włosy z czoła – To znaczy do kiedy?

– Dopóki nie spotkałem Ciebie i… Nie zakochałem się na zabój – próbował Ją objąć, ale wysunęła się zanim zdążył Ją przyciągnąć.

– Chodźmy na spacer – zaproponowała i nie czekając na niego, ruszyła przed siebie.

Zmarszczył brwi, ale bez słowa sprzeciwu pospieszył za nią. Gdy mijali dom, zatrzymał Ją.

– Poczekaj, wezmę gitarę.

– Po co Ci Ona.

Uśmiechnął się.

– Nie wiesz, że instrument jest najważniejszą miłością muzyka? Nigdzie się bez niej nie ruszam.

– To mam rywalkę? – stwierdziła z rozbawieniem.

– Nie – odparł, odwracając się do niej zza ogrodzenia – Ona ma. Była pierwsza.

Została sama. Przeciągnęła wzrokiem po widnokręgu. Jak mógł nie dostrzegać tego piękna?

– Kobiety i alkohol – powtórzyła cicho – Seks i pijaństwo – poprawiła bardziej dosadnie. Kiedyś nienawidziła takich typów. W domu przykładny mąż i ojciec, poza nim hulaka, szukający wrażeń. Tacy właśnie byli jej klienci. Przygryzła wargę, gdy przywołała w pamięci słowa Jima „zdradzałem Maike… ” Zaraz po tym w Jej głowie zadźwięczało pytanie czy Ją także będzie zdradzał.

…………..

Siedział w kącie pokoju, w głębokim puchatym fotelu. Popijał whisky i palił papierosa za papierosem, nie przejmując się ogólnym zakazem panującym w hotelu. Kłęby szarego dymu tańczyły w przestrzeni między ścianami, zataczając kręgi i odbijając się o kolejne, wypuszczane z ust, kółeczka.

Widział Ją, stała przed biurkiem, lekko blada, z podkrążonymi czarnymi, jak węgiel oczami, ubrana w cienki płaszczyk mimo mrozu i zimna na dworze.

– Jeśli nie wierzysz, że jesteś moim ojcem, pomóż nam przez wzgląd na starą przyjaźń albo zwyczajnie zlituj się nad potrzebującym, chorym człowiekiem – prosiła ze łzami w oczach.

Nie wierzył w ani jedno Jej słowo. Agata znowu próbowała go oszukać, w dodatku wykorzystała do tego własną córkę.

– Dam Ci te pieniądze, pod jednym warunkiem.

– Zrobię, co zechcesz – odparła – Muszę uratować mojego tatę.

Jej słowa wtedy zabolały wewnątrz, ale na zewnątrz, na Jego twarzy i w oczach pojawiła się drwiąca mina. Wpierała mu ojcostwo, a tatą nazywała innego faceta.

– Weźmiesz je i już nigdy więcej tu nie wrócisz, rozumiesz? Nie chcę Cię tu widzieć.

Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem. Zupełnie tak, jak patrzyła na niego Agata, gdy odkrył Jej romans.

– Jak chcesz – mimo iż Jej oczy pokryły się dziwną mgłą, to głos pozostał odnośny i pewny siebie, pełen dumy i trochę bezczelny, jak na będącą w potrzebie, biedaczkę.

Otworzył szafkę i wyjął odpowiednią sumę banknotów. Rzucił na biurko, ale gdy dziewczyna wyciągnęła po nie rękę, przykrył je dłonią.

– Najpierw złożysz pisemne oświadczenie – warknął.

Poruszył się i odgonił wspomnienia, które od kilkudziesięciu lat wygryzały się boleśnie w Jego umysł.

Jak ma to wszystko wyjaśnić Agacie? Ona wciąż czeka na córkę, zięcia i wnuka…
Dziecko… Nie wiedział, że Sofia była w ciąży. Nic nie było widać.

Westchnął, czując ciężar w piersi. Mógł mieć córkę i wnuka… Rodzinę… Mógł cieszyć się rodzinnym szczęściem, a był sam jak palec. Swoją wewnętrzną potrzebę posiadania kogoś bliskiego przy boku, częściowo wypełnił Olą i Natalią, a potem jeszcze Emmą. One, od kilku lat, dawały mu namiastkę rodziny. Wypełniły sporą część pustki w Jego sercu. Odkąd pojawiły się w Jego chłodnym świecie, dni stały się kolorowe, pełne śmiechu, radości i głosu. Zabiły ciszę, której tak nienawidził. Stały się Jego córkami.

…………….

– Zagrasz coś? – Emma spojrzała na zamyślonego Jima. Patrzył na falującą wodę. Siedzieli na miękkim, zielonym dywanie, pachnącym ziemią i wilgocią

– Uwielbiam to miejsce, wiesz? – powiedział, pozostając w głębokiej zadumie – Klify wnoszą spokój do mojej duszy.

– Klify i spokój? – dziwiła się – Piękne są, ale mnie raczej napawają strachem. Czuję dziwny uścisk w brzuchu, jak na nie patrzę.

– Mnie od zawsze wyciszały – odparł – Tutaj nie Ja byłem najważniejszy, przestawałem być pępkiem świata i stawałem się zwyczajną częścią przyrody. Tu człowiek musi z nią współgrać, dopasować się do jej wymogów, bo inaczej go pochłonie, jak nic nie znaczący element.

– I to dawało Ci wyciszenie? – Em podniosła niewielki kamyk i zaczęła mu się przyglądać.

– W moim życiu zawsze był chaos, szum, gwar, dużo ludzi. Zawsze ktoś za mnie myślał, ktoś coś kazał – powiedział zduszonym głosem, wciąż patrząc na horyzont – Zawsze musiałem się dopasować, a tu mogłem decydować sam. Bliżej lub dalej. Ryzyko lub bezpieczeństwo, rozumiesz? – okrążył kobietę wzrokiem i powrócił do podziwiania przyrody – Żyć albo zginąć…

Emma oderwała wzrok od kolorowego kamyczka i utkwiła go w mężczyźnie.

– O czym Ty mówisz?

– O niczym ważnym – odparł lekceważąco, nie wiedząc, jak ma Jej wytłumaczyć coś, czego sam do końca nie rozumiał. Kochał swoje rodzeństwo, ale od zawsze był indywidualnością. Myślał inaczej niż wszyscy, chciał robić odmienne rzeczy, żyć po swojemu. W Jego głowie panowała ciągła nawałnica, która kłóciła się z przymusem i zasadami – Często tu uciekałem, to miejsce pozwalało mi głębiej oddychać. Nie było aparatów, błysków, tej całej histerii, która nas otaczała.

– Byliście znanym zespołem, a to zawsze wiąże się z szumem. Sama Was uwielbiałam – przyznała – Dostałyśmy kiedyś z Ellen kilka płyt i odtwarzacz od kogoś, kto zlitował się nad biednymi dziećmi i zamiast wyrzucić niepotrzebne rzeczy na śmietnik, przyniósł je do domu dziecka – uśmiechnęła się – Byliście cudownym, kolorowym fragmentem w naszym szarym życiu.

– Naprawdę? – uniósł w zdziwieniu brwi – To może dziwne, ale Ja wtedy bardzo chciałem stać się szarym, nierzucającym się w oczy elementem krajobrazu.

– A my zazdrościłyśmy Wam wszystkiego, czego nie mogłyśmy mieć – zaśmiała się – No, może poza ubiorem, bo wyglądałyśmy podobnie.

Mężczyzna skrzywił się nieznacznie.

– A to akurat było fajne. Szokować wyglądem. Cała reszta była do dupy – westchnął, po czym odebrał z Jej ręki kamień i rzucił go w przestrzeń – Teraz jest dobrze…

– Nie tęsknisz za tym szumem?

– Czasami – zamyślił się – Wiesz za czym najbardziej?

– Za czym?

– Za stadionowym pomrukiem, za echem mieszających się głosów.

– Co? – Em nie bardzo rozumiała, o czym mówi.

Roześmiał się.

– Często ukrywałem się gdzieś na scenie tak, żeby nikt mnie nie widział i wsłuchiwałem się w odgłosy zapełniających się miejsc. Zmieszane rozmowy, śmiech, kroki, unosiły się echem nad tymi wszystkimi ludźmi i stawały zmiksowanym pomrukiem. Uwielbiałem to.

– Jak My marzyłyśmy o takim koncercie.

– Może Cię to zdziwi, ale Ja też o tym marzyłem – przyciągnął Ją do siebie i pocałował czubek Jej głowy, gdy oparła Ją na jego ramieniu – Koncert, kino, nawet mecz był dla nas nierealny.

– Dlaczego?

– Byliśmy rozpoznawalni, koncert był dla nas zbyt niebezpieczny. Wszędzie chodziliśmy z hordą ochroniarzy. Zwykle więc siedzieliśmy w naszym zamczysku, zamknięci jak w puszce.

– Ola o tym wspominała.

– Tak. Olka coś o tym wie. Wtedy była jedną z nas. Johnny dbał o to, żeby nikt Jej z nami nie kojarzył. Nigdzie nie zabierał, nie pokazywał się z nią – wyjaśnił i drwiący uśmiech pojawił się na Jego ustach – Nie wiedział, że w samym środku zamku czai się smok groźniejszy, niż tłumy ludzi.

– Paddy?

– Tak, kochany młodszy braciszek. Wszyscy go niańczyliśmy, a On odwdzięczył się rozwaleniem życia własnemu bratu i spierdolił do klasztoru, rozbijając przy tym do końca zespół.

– Nie lubisz go.

Zaskoczyła go tym pytaniem. W pierwszej chwili nie wiedział co odpowiedzieć.

– To nie tak, Em. Owszem, wkurzający jest, ale to mój brat i gdyby działa mu się krzywda udusiłbym każdego, kto mu Ją wyrządził.

Em zrobiła kwaśną minę.

– Jakoś On tak nie twierdzi.

– On całe życie jest pokrzywdzony – pokręcił głową – Ale nie widzi, że Jego życie to pasmo nieszczęść, które sam sobie stworzył. Oskarża o to wszystkich wokół.

– Może ma rację. Uciekł od Was do klasztoru, więc coś w tym jest.

Jim przerzucił spojrzenie na brunetkę. Czaiła się w nim irytacja.

– On uciekł sam przed sobą – odparł ostrzejszym tonem – Pchał się wszędzie, gdzie się dało, angażował się w najgorsze rzeczy, wywoływał skandale, jakieś demonstracje, podchody, był wszędzie, gdzie robili coś nielegalnego, a poza tym pił i znikał na całe tygodnie z domu – na moment spuścił głowę – Ja może nie byłem lepszy, ale przynajmniej w gazetach mnie nie opisywali – dopiero, jak głośno wypowiedział się o poczynaniach brata, uzmysłowił sobie, że jego własne życie, wyglądało podobnie – Wtedy wszyscy byliśmy pokręceni- stwierdził – Mieliśmy wszystko i skończyły nam się marzenia – przyznał – A człowiek bez marzeń, nie ma celu w życiu i wszystko się rozwala.

Em dostrzegła Jego szczery smutek i pogłaskała czule po policzku.

– Paddy miał marzenia, przynajmniej jedno.

– Ta… Olka – mruknął jałowo – Tylko teraz Ją ma i dalej nie potrafi docenić. Doprowadzi do tego, że zwieje na zawsze, a my znowu będziemy ratować go przed nim samym – swoimi słowami, wywołał uśmiech na twarzy kobiety – Odpuściłem Johna, wiesz? Ona faktycznie kocha Pada.

– Bardzo – przytaknęła.

– Ale nadal uważam, że z Johnem byłoby Jej lepiej.

Szturchnęła go ramieniem.

– Przestań! Ja wierzę w ich uczucie. Nigdy nie widziałam wytrwalszej miłości.

– Ona naprawdę przez ten czas nikogo nie miała?

– Miała… Mnie – dodała, gdy dostrzegła zaciekawienie w Jego twarzy, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.

– Paddy to zniszczy, zobaczysz. On nie umie być szczęśliwy, za długo żył zgryzotą i weszło mu to w krew.

– Co?

– No tak. Mam wrażenie, że On lubi być nieszczęśliwy.

– Nikt nie lubi – odparła, opuszczając głowę. Nagle zrobiło Jej się dziwnie smutno. Słowa Jima przeniosła na siebie. Czy Ona będzie umiała żyć normalnie?

– Hej! Co się dzieje? – mężczyzna zauważył Jej nagłą zmianę.

Podniosła na niego wzrok.

– Naprawdę myślisz, że ludzie nie mogą się zmienić?

Cmoknął Jej usta.

– Oczywiście, że mogą, jeśli tego chcą – odpowiedział.

– Wierzę, że im się uda. Nam też…

Jim poruszył się i podniósł z ziemi, po czym pociągnął Emmę w górę i zamknął w ramionach.

– Uda się, na pewno – wyszeptał – Bo tego bardzo chcemy.

– Oni też chcą.

…………..

Wyszła na korytarz i usłyszała cichy brzdęk gitary. Zdziwiła się, gdy wyszła z łazienki i nie zastała Paddyego w sypialni.

Piękna melodia niosła się cichym echem po domu i odbijając się od ścian pustego holu, dotarła na górę, wprawiając w drżenie serce kobiety. Tak rzadko słyszała te dźwięki, a tak mocno je kochała. W Jej głowie automatycznie pojawił się obraz mężczyzny z długą kitką, siedzącego na wielkiej poduszce, z gitarą w dłoniach, zapisującego coś na białych kartkach, leżących przed nim. Powaga, pełne skupienie, zmarszczone czoło, zupełne wyłączenie zmysłów na odbiór hałasów zewnętrznego świata. Uwielbiała patrzeć na niego, gdy był w takim stanie. Z reguły uciekał przed ludźmi, zamykał się u siebie, albo chował w ogrodzie, Jej jednej pozwalał byś z sobą. Od czasu do czasu patrzył niewidzącym wzrokiem w jej oczy, po czym opuszczał firanki rzęs, by zapisać kolejną linijkę…

Cichutko jak mysz zeszła na dół. Nie chciała go spłoszyć. Chciała z ukrycia popatrzeć i posłuchać. Stanęła w cieniu i z lekkim rozmarzeniem na twarzy, przyglądała się swojemu mężczyźnie.

Siedział przed kominkiem na podłodze, z zamkniętymi oczami, oświetlony tylko blaskiem ognia, który zmieniającymi się odcieniami, malował złoty obraz, na twarzy mężczyzny. Serce zabiło Jej mocniej, gdy z Jego ust wpłynęły słowa.

Bo miłość jest mocna jak śmierć, mocniejsza niż śmierć,
namiętność tak nieprzejednana, jak piekło
Żar jej to żar ognia,
płomień samego Pana,
miłości żadna powódź nie ugasi,
żaden potok nie zatopi!

– Naprawdę wierzysz w te słowa? – zapytała, gdy skończył i podeszła bliżej.

Drgnął lekko przestraszony czyjąś obecnością, ale rozpoznając głos, a zaraz potem twarz, uśmiechnął się.

– Oczywiście, nasza na pewno taka jest. Moja – poprawił się.

– Nie – sprzeciwiła się, gdy odłożył gitarę – Zaśpiewaj mi coś jeszcze. Tak rzadko to robisz.

– Też sobie to dziś uzmysłowiłem – przytaknął, gdy usiadła przy nim – I coś jeszcze…

– Co?

– Że już nie chcę żyć tak, jak do tej pory – trącił struny i przykrył Je ręką, żeby szybko uciszyć dźwięk.

Serce Oli, na moment, stanęło, potem zaczęło bić bardzo szybko.

– Paddy, co to znaczy? Czy Ty… – bała się wypowiedzieć na głos swoje obecne myśli.

– Zadzwoniłem do Patricii – oznajmił – Zgodziłem się dołączyć do świątecznej trasy.

– Naprawdę? – serce nadal waliło Jej jak opętane.

– Muszę się czymś zająć, może wtedy przestanę doszukiwać się wszędzie problemów – przyciągnął twarz dziewczyny do siebie i pocałował w usta – O swoje szczęście muszę zadbać sam, Twoja ucieczka pomogła mi to zrozumieć. Nie chcę Cię stracić – dotknął zaokrąglonego brzuszka i poprawił swoje słowa – Was nie chcę stracić. Oboje jesteście sensem mojego życia. Bardzo Was kocham…

================================

 

 

 

 

6 myśli na temat “Rozdział 147: Sens życia…

  1. Żal mi tej Sofii, co się z nią stało? Czemu ona nie żyje? Ech… Przykre to, a Henry gryzie się tyle lat. Życie jednak nie jest proste. Emma z Jimmym mieli super rozmowę. Niby na luzie, ale na poważny temat. Dobrze im wyszło. Paddy, oj Paddy, coś ty zrobił? Wykorzystał pijana Olę i jeszcze potem usłyszał, że było cudownie John. Jak on ma się jej przyznać? Jak to powiedzieć? Przecież ona mu po latach nie uwierzy, że była taka pijana i nie pamięta. No koszmar. A Paddy słusznie, niech się czymś zajmie, to nie będzie myślał o glupotach. Jimmy ma rację, sam sobie robi źle.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Sofia nie żyje, na razie tyle wiemy. Henry czuje się z jakiegoś powodu winny. Może dlatego, że Jej nie uwierzył. Nie zastanowiło Cię dlaczego wtedy myślał, że Ona nie jest jego córką a teraz tego nie neguje?
      Emma i Jimmy zaczynają się docierać. Dobrze im razem, choć zupełnie inaczej patrzą na życie. Ich priorytety są zupełnie inne. To chciałam pokazać w ich rozmowie.
      Boziu jak Ty fajnie odbierasz moje części. Myślisz dokładnie tak samo jak Ja. Tez myślę, że Paddy powinien jak najdłużej trzymać tajemnicę tylko w swojej świadomości. To, co zrobił będzie bolało Olę równie mocno teraz, wyrwany fragment życia nie ulega przedawnieniu. Wręcz przeciwnie wraca do nas i jest tak samo żywy.
      Też uważam, że pomysł Paddyego jest dobry.
      Dzięki

      Polubienie

  2. Paddy jak bzykał Olke to nie protestowała skąd miał wiedzieć że myśli że z Johnem się kocha, jak to powiedziała było już po fakcie.Jedyne co mnie zastanawia to to że ona mówiła że wypiła tylko dwa piwa czyżby Paddy jej coś wsypał ?no chyba nie bo to by było nie do wybaczenia . Chyba że Olka ma płytką pamięć i nie pamięta ile wypiła 😂

    Polubione przez 1 osoba

    1. No właśnie nie wiedział. Jak się zorientował było tak jak mówisz – za późno, chociaż Jej wspomnienia snów pokazują, że sprzeciw był. Czyli według Ciebie nie ma w tym Jego winy? Zbieram opinie. 😁
      Ważna rzecz – dwa piwa… I tu pytanie czy tylko? Rozwieję Je ale w kolejnych częściach, chyba że dowiesz się czegoś z komentarzy na grupie. Na razie nastąpi lekka zmiana, mała przerwa w głównym wątku. To był ostatni spokojny rozdział dla Oli i Pada.
      Dzięki.

      Polubienie

Dodaj komentarz