Rozdział 169: Tajemniczy gość…

Jimmy podniósł się ociężale z poduszki, pociągnął kolana w górę i oparł na nich łokcie, po czym zwiesił głowę i kilka razy wydmuchał głośno powietrze, próbując zdjąć tym sposobem, ucisk w piersi. Znowu to samo… Po chwili zaklął siarczyście pod nosem. Czy te sny będą dręczyć go już do śmierci?

W dzień robił wszystko, żeby nie myśleć, ale noce były koszmarem. Nie pomagał już nawet alkohol. Ta ciemna część doby wciąż, niezależnie od chęci Jima, należała do Emmy. Długie godziny wypełnione były naprzemiennie dobrymi i złymi wspomnieniami. Uczucie tęsknoty i osamotnienia, biło się w nim o miejsce z nienawiścią i żalem. Gdy w końcu, po wielkich męczarniach, przerzucaniu ciała z boku na bok i poprawiania zmiętej pościeli, udawało mu się czasem zasnąć na godzinę czy dwie, ale odpocząć nie dawały mu sny, w których plątaninę ludzi, twarzy i miejsc łączyły dwie powtarzające się rzeczy – Emma i seks. Zawsze widział Ją w otoczeniu śliniących się do niej mężczyzn. Ona w skąpym ubraniu, seksownej bieliźnie lub, co bolało najbardziej, naga. Nie mógł już znieść podniecenia i zachwytu na Jej twarzy, oraz męskich łap na Jej ciele, mdliło go od tych obrazów. Czasem, już po przebudzeniu, siadał na łóżku i zatykał uszy dłońmi, bo jeszcze słyszał znajome mu odgłosy, świadczące o ekstazie kochanków.

Po długiej chwili, siedzenia w bezruchu, westchnął bezsilnie i potarł zaspaną twarz dłońmi, po czym nerwowym ruchem zrzucił z siebie zmiętą kołdrę i usiadł na brzegu łóżka, sięgając po butelkę z wodą… Gdy zaspokoił swoje pragnienie i nawilżył, wyschnięte od zduszonego, sennego krzyku, gardło, uniósł się i Ociężale, jak zmęczony życiem staruszek, poczłapał do łazienki. Tam, ochlapał twarz zimną wodą i przez moment, krzywiąc się z odrazą, wpatrzył się w swoje odbicie w  lustrze.

– Dziwka! – mruknął z nienawiścią – Nie jesteś warta nawet jednego mojego koszmaru – mokrą ręką zmierzwił włosy i nie przejmując się sterczącymi na wszystkie strony, wilgotnymi kosmykami, wrócił do sypialni. Nie miał już ochoty na sen, nie chciał ponownie przeżywać znienawidzonych obrazów, nie chciał znowu czuć tego upokorzenia. Usiadł na fotelu, oparł głowę o ścianę i przmknął oczy. Przez moment starał się skupić na oddechu. Wszystko, byle nie myśleć i nie analizować… Byle przetrwać do rana…

…………….

Co robisz? – Paddy, wyrwany z zamyślenia, podniósł głowę i zaraz po tym, uśmiechnął się do kobiety, stojącej w progu sypialni.

– Przeglądam swoje stare notatki – dotknął ręką grubej skórzanej teczki.

– Notatki? – Ola usiadła na łóżku i wzięła w  rękę kilka zapisanych kartek – Teksty piosenek? – podniosła głowę i z lekkim szokiem na twarzy spojrzała na Paddyego.

– Nie wiem, czy to teksty – odpowiedział, wzruszając niedbale ramionami – Chyba bardziej takie luźne zapiski. Po prostu czasami, wpadało mi coś do głowy i to zapisywałem. Nati pojechała do szkoły? – zmienił temat.

– Tak – Ola skinęła głową, nie odkrywając oczu od tekstu – Ja za moment też muszę wyjść do pracy, zajrzałam tylko, żeby dać Ci buziaka – podniosła głowę, cmok ę ło a mężczyznę w nastawiony policzek i uśmiechnęła się do niego – Dobre to jest. Jak dla mnie to gotowy tekst na piosenkę. Całkiem niezłą – wskazała na trzymaną w dłoni kartkę.

Paddy spojrzał na swoje pismo, chwilę błądził wzrokiem po tekście, następnie skrzywił się i pokręcił przecząco głową.

– Mówię Ci, że to naprawdę ładne, ale to Ty jesteś ekspertem od układania piosenek i Ty się na tym znasz – stwierdziła, odkładając tekst na bok. Ciężko westchnęła i podniosła się z łóżka – Muszę uciekać. Macie zamiar stworzyć nową płytę? – zapytała, zatrzymując się na moment przy drzwiach.

– My? To znaczy… – popatrzył na nią z nierzozumieniem.

– Wy, czyli Kelly Family.

– Nie – zaprzeczył szybko, opuszczając z powrotem wzrok na notatki – Z nimi na pewno nie – dodał i nerwowo przewrócił kilka kartek.

– Dlaczego? Stille nacht było świetne. Koncerty fajnie się sprzedawały, teraz zapewne Wasi fani czekają na dalszy krok – Ola zmarszczyła czoło. Uważała, że powrót na scenę, był dla Paddyego najlepszą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć. Wróciła Jego dawna radość, błysk w oczach i podekscytowanie przed każdym występem. Czasami, patrząc na niego, miała wrażenie, że choć fizycznie zmęczony, ma w sobie więcej energii, niż wtedy, gdy cały dzień snuł się bezczynnie po domu. Miała cichą nadzieję, że po trasie Stille nacht, pociągną wspólnie następne projekty.

Paddy zaczął zbierać porozrzucane na łóżku kartki. Ułożył równiutko, stukając nimi o pościel i schował do teczki.

– Może i się sprzedawały, ale tyle nerwów, co w czasie tych koncertów, już dawno nie straciłem – odparł, nie patrząc na kobietę – My już chyba nie umiemy razem współpracować.

– E tam! Przecież zawsze się kłóciliście. Pamiętam nawet kilka bójek – z coraz większym niezadowoleniem patrzyła na pochylonego mężczyznę.

– Ale to już nie jest na moje nerwy, rozumiesz? – wyprostował się nagle i utkwił lekko zgaszony wzrok w kobiecie – Nie ten świat. Kiedyś nie znałem innego, żyłem w takim od dziecka – wyjaśnił – Teraz nie mam ochoty się denerwować. Wtedy praca przestaje dawać taką satysfakcję, jaką powinna.

– Zrobisz, jak zechcesz – Ola wycofała się lekko, słysząc wyraźną niechęć w tonie głosu swojego rozmówcy – Nic na siłę – spojrzała na teczkę – To po co grzebiesz w tekstach?

– Sam nie wiem. Coś mi zaświtało w głowie, ale to na razie, tylko takie luźne myśli na przyszłość – uśmiechnął się niepewnie – Najpierw musimy się zająć przeprowadzką, potem zobaczę…

Ola wpatrywała się w niego czując, jak zawsze gdy wracali do rozmowy o wyjeździe, dziwny lęk. Zgodziła się na przeprowadzkę, ale przerażała Ją ta radykalna zmiana w ich życiu. Po cichu liczyła, że Paddy, jakimś cudem, wycofa się z tego pomysłu. On jednak uczepił się tego, snuł plany i coraz częściej o tym mówił.

– To do wieczora – pożegnała się nie ciągnąc tematu, po czym z trudem rozciągnęła usta i przesłała buziaka w powietrze.

Paddy usiadł z powrotem na łóżku i wziął w rękę kartkę, którą wskazała mu wcześniej Ola. Prześledził tekst i skrzywił się z odrazą.

– To się nie nadaje do niczego – mruknął po nosem,po czym wyjął z teczki długopis, skreślił parę wyrazów i w ich miejsce napisał nowe. Potem jeszcze kilka razy powtórzył tę samą czynność i gdy miał zamiar odłożyć swoje gryzmoły, usłyszał warkot silnika pod domem.

Przez moment przyglądał się, manewrowi parkowania wykonywanemu przez Angelo i z politowaniem kręcił głową. Miał ochotę otworzyć okno i krzyknąć, żeby się nie wysilał, bo i tak nie będzie z nim rozmawiał, ale w końcu zrezygnował z pomysłu i wrócił na łóżko. Wciąż był na niego wściekły. Od czasu kłótni, Angelo kilka razy próbował z nim porozmawiać, za każdym razem jednak wybuchała między nimi kolejna awantura. Teraz też nie miał zamiaru otwierać drzwi, gdy jednak mężczyzna prawie spalił dzwonek, a przeraźliwy odgłos brzęczenia całkowicie otępił słuch Paddyego, mężczyzna nerwowo podniósł się z łóżka i zbiegł na dół.

– Oszalałeś?! – wrzasnął wściekle, gdy stanął w drzwiach – Gdybym chciał Ci otworzyć, zrobiłbym to już za pierwszym przyciśnięciem tego chlerstwa!

– Musimy pogadać – Angelo, z zaciętą miną, wpatrywał się w zdenerwowanego brata.

– Prawie ogłuchłem!

– To trzeba było otworzyć wcześniej – odburknął mężczyzna, nie przejmując się irytacją Paddyego – Pogadamy?

– Nie mamy o czym! – Paddy położył rękę na klamce, zasłaniając swoim ciałem wejście – Nie rozmawiam z krętaczami i oszustami.

– Nie zmierzam się rozmawiać z krętaczami i kłamcami.

– Niestety, będziesz musiał – rzucił Angelo i niewiele myśląc, pchnął drzwi, wyrywając je Paddyemu z ręki.

– Wynocha, nie rozumiesz?! – Paddy poczerwianiał na twarzy – Nie będę z Tobą rozmawiał, nie mamy o czym! Jesteś fałszywym kretynem!

– A Ty zdziecinniałym, przesadnie urażonym dupkiem! – wybuchł w końcu Angelo – Wściekasz się o coś, co zdarzyło się dawno temu, jakby to co najmniej wczoraj było! – ryczał, wytrzeszczając oczy i wykrzywiając nienaturalnie usta – Psujesz dobre relacje między nami, bo coś tam usłyszałeś. Jesteś idiotą, wiesz? – postukał się palcem w czoło – Dobrze Ci radzę, zamknij wreszcie, w tej swojej główce, wszystkie pretensje do świata, bo będą Cię zżerać do śmierci! Mam Cię dość! – machnął nerwowo rękoma – Wciąż tylko gderasz i gderasz! Ze wszystkimi się już prawie pokłóciłeś, zauważyłeś to?! Wszystkich nas chcesz się pozbyć ze swojego życia? Myślisz, że wtedy będzie Ci lepiej?!  Przejrzyj na oczy i zacznij żyć dniem dzisiejszym, bo to naprawdę, robi się chore! – dodał już nieco spokojniej, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.

Zdezorientowany Paddy stanął w progu domu i z dziwną, nieodgadnioną miną wpatrywał się, w oddalającego się brata.

– Za kilka dni spodziewaj się Patricii i Jej ekscytującego zaproszenia – Angelo odwrócił się na moment – Chciałem Cię uprzedzić i coś ustalić, ale radź sobie sam, skoro jesteś taki mądry – trzasnął furtką.

Paddy zakląd pod nosem, zdając sobie sprawę, że Angelo przybył tu, w dobrej wierze. Najprawdopodobniej chciał go przed czymś ostrzec.

– Zaczekaj! – krzyknął i cofnął się po kurtkę – Powiesz mi, co Patka znowu wymyśliła? – zapytał potulnym tonem, idąc za zdenerwowanym mężczyzną.

Angelo oparł się o swój samochód. Patrzył w ziemię i przygryzał nerwowo wargę, ale czekał, aż jego rozmówca podejdzie bliżej. Mimo złości, pragnął zgody, choć obecnie uparcie milczał, czekając na odzew Patricka.

– Cholera Angelo! Teraz będziesz fochy strzelał? – zaniepokojony, usłyszaną informacją, mężczyzna nie wytrzymał napięcia.

– Zastanów się najpierw, kto te fochy strzela i czy nie dotyczy to Ciebie – mruknął drugi. W odpowiedzi usłyszał najpierw nerwowe prychnięcie, a dopiero po chwili poleciały słowa.

– Uważasz, że nie mam prawa czuć się wściekły? Przez lata myślałem, że jako jedyny z rodziny, byłeś moim sojusznikiem, potem okazało się, że jednak wrogiem, a teraz dowiedziałem się jeszcze, że zaszkodziłeś nam z czysto egoistycznych pobudek, i w dodatku  jesteś moim rywalem – wyliczył szczegółowo, łypiąc złowrogo po każdym podanym przykładzie.

– Ty zwariowałeś! – blondyn wytrzeszczył znowu oczy – Nie jestem żadnym rywalem. Nie mam zamiaru wchodzić między Ciebie i Olkę.

– Nie udawaj! Widzę, jak na nią patrzysz!

Blondyn z politowaniem pokręcił głową.

– Wiesz co? – skrzywił się z niesmakiem – Nie dziwię się, że nie możecie się dogadać i wiecznie macie jakieś problemy. Kto normalny, by z Tobą wytrzymał? Współczuję Olce takiego faceta – widział, że Paddy zaciska zęby, ale nie dbał o to – Ty powinieneś się związać z Tą całą Sabine i od razu zapisać się do dobrego psychiatry. Oboje cierpicie na chorą obsesję, która niszczy Was od środka – zbliżył się do Paddyego i wystawił przed siebie palec, na którym błyszczała obrączka – Jakbyś zapomniał, mam żonę, którą bardzo  kocham. Nie potrzebuje Twojej Oli. To było tylko nastoletnie zauroczenie, rozumiesz?! – wysyczał przez zęby – Zupełnie, z resztą, jak u Ciebie! Obaj nie mieliśmy wtedy szans na poznanie normalnych dziewczyn – oparł się o maskę samochodu i zaczął przesuwać czubkiem buta piasek na kostce brukowej – Olka zwyczajnie była blisko. Ładna, normalna, miła i nie rodzina… Mieliśmy Ją na codzień, przebywaliśmy z nią. Nic dziwnego, że w końcu zaczęliśmy czuć do niej coś więcej niż przyjaźń – wyliczył spokojnie i popatrzył Paddyemu w oczy – Spodobała Ci się tak samo, jak mnie. Ty też wyciągnąłeś łapę po cudzą dziewczynę, nie jesteś lepszy ode mnie – ostentacyjnie uniósł brwi w górę – A Ja nie wiedziałem wtedy, że będzie miłością Twojego życia. Nie myślałem, że aż tak zepsuję Ci życie, późniejsze wydarzenia, były tylko rezultatem strachu o nasze relacje – dodał cicho i odwrócił się tyłem. Siedząc już na miejscu kierowcy, wychylił się przez szybę i spojrzał na zamyślonego brata – Przyjechałem bo chciałem Cię ostrzec. Nasza mądra siostra wymyśliła rodzinny zjazd z Kathy i Johnem na czele, w dodatku u mnie w domu. Nie wiem, jak się z tego wykręcisz, bo z pewnością nie chcesz powtórki z rozrywki.

Paddy lekko zdrętwiał. Dobrze pamiętał ostatnią imprezę i to czym się ona skończyła. Chciał coś powiedzieć, zapytać o szczegóły, ale po Angelo został tylko kurz.  Poczuł lekkie wyrzuty sumienia. Wyjął telefon, wystukał krótkie „dzięki”, po czym utkwił wzrok w zachmurzonym niebie i westchnął

– Jak mam się z tego wykręcić?

………………….

– Starczy na dziś – Jimmy przeciągnął się i odłożył książeczkę na stosik poprzednich historyjek o księżniczkach i ich przygodach. Czuł się zmęczony i przytłoczony życiem. Dzieci dawały mu chwilowe zapomnienie, ale wiedział, że gdy wróci do siebie, czeka go kolejny samotny wieczór i zapewne ciężka noc.

– Jeszcze jedną… – Aimee usiadła w swoim łóżeczku i błagalnie spojrzała na ojca.

– Kochanie już jest późno. Jutro Ci poczytam – z cichym jękiem, obolały podniósł się z podłogi, po czym ucałował dziewczynkę na dobranoc, pomógł Jej ułożyć się z powrotem w ulubionej pozycji, przykrył Maire i z cichym „Do jutra” wyszedł z dziecięcego pokoju.

Zszedł na dół i zatrzymał się w wejściu do salonu.

– Uciekam już, Maire śpi, a Aimee obiecała zaraz zasnąć – oznajmił, siedzącej na kanapie Maike.

Kobieta uśmiechnęła się ciepło, po czym  odłożyła na stolik, czytaną książkę i podniosła się w górę.

– Wielkie dzięki.

– Za co?

– Za chwilę wolnego, za książki, na które mam teraz wreszcie czas, za babskie popołudnia, za fryzjera… Mam wymieniać dalej? – roześmiała się melodyjnie, gdy mężczyzna przewrócił niedbale oczami – Nareszcie czuję się znowu kobietą, nie tylko matką, sprzątaczką i kucharką – machnęła mu przed oczami, niebieskimi paznokciami i poprawiła odświeżone i wymodelowane, włosy.

Zdaniem Jima, wyglądała conajmniej dziwnie i nie, jak Maike, ale niezbytnio się na tym znał i nie bardzo go to obchodziło, więc zapytany przed kolacją czy ładnie wygląda, przytaknął z przyklejonym do twarzy, uśmiechem. Uznał, że skoro Ona sama jest zadowolona, a widział że była, nie będzie zaprzeczał.

– Przecież obiecałem, że już nie będę nawalał i że Ci pomogę. Spełniam po prostu obietnicę – odparł, nie siląc się nawet na uprzejmy wyraz twarzy – Ale jeśli następnym razem będę musiał znowu czytać te księżniczkowe bzdury, zamienię się w żabę, przyrzekam – teraz już nie wytrzymał i rozciągnął usta w uśmiechu – Przecież te bajki, to totalna bzdura!

– Ale rozbudzają wyobraźnię. Każda mała dziewczynka, chce być księżniczką, choć przez chwilę – wytłumaczyła kobieta z uśmiechem.

– Tak, a potem zaliczają wielki dramat, gdy okazuje się, że tak, jak nie istnieją księżniczki, tak i prawdziwych książąt na świecie brakuje.

Maike parsknęła z rozbawieniem.

– Tego na razie nie muszą wiedzieć. Czytaj i nie uświadamiaj ich, proszę – złożyła dłonie w błagalnym geście.

– Te historyjki tylko mamią im oczy – prychnął w odpowiedzi Jimmy – Potem każda młoda dziewczyna szuka księcia z bajki i czuje się rozczarowana, gdy książę okazuje się zwykłym chłopakiem z wadami.

– Tak myślisz?

– Dokładnie tak – skinął głową dla potwierdzenia słów.

Maike westchnęła.

– A Ja myślę, że czar prawdziwej miłości powoduje, że my księżniczki, nawet w tym, jak to mówisz, pospolitym chłopku, widzimy księcia na białym koniu.

– Tak, tylko za każdym razem musicie nieco oko przymykać na Jego brudnego rumaka – burknął oschle, zaniepokojony lekko dziwnym, jakby rozmarzonym wyrazem twarzy kobiety i rozanielonym spojrzeniem.

– Nie ważne – Maike westchnęła i pokręciła głową z politowaniem – I tak niczego nie zrozumiesz.

– I tak jest chyba lepiej – Jimmy schylił się i założył buty, po czym sięgnął po kurtkę – Przez moment starałem się zrozumieć jedną księżniczkę, ale okazała się zwykłą… żmiją – dodał po krótkiej przerwie, zamieniając w ostatniej chwili określenie, które tak naprawdę cisnęło mu się na usta – Mogę przyjechać jutro? Wiem, że to nie jest dzień odwiedzin… – powiedział, chroniąc twarz, na której odbiły się Jego obecne myśli, przed uważnym wzrokiem byłej żony.

– Oczywiście, dziewczynki uwielbiają spędzać z Tobą czas… Ja z resztą też – dodała przeciągle.

– Mnie też jest tu dobrze – przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu i dodał – Dziewczynki pozwalają mi głębiej oddychać – do twarzy przykleił smutny uśmiech, a w piersi poczuł tak dobrze mu znany i znienawidzony ucisk – Pójdę już… – odwrócił się tyłem i wyszedł.

Zanim jednak wsiadł do samochodu, rozejrzał się po okolicy. Ostatnio miał dziwne wrażenie, czyjeś obecności za plecami. Czyżbym naprawdę wariował? – pomyślał.

…………….

– Pani Olu, przepraszam, ale jakaś Pani koniecznie chce z Panią rozmawiać.

Ola niechętnie oderwała wzrok od ekranu laptopa.

– Mówiłam przecież, że nie ma mnie dla nikogo. Musimy skończyć wreszcie te sprawozdania, już od tygodnia z nimi walczymy – odparła z nieukrywaną irytacji, do stojącej w drzwiach gabinetu nowej recepcjonistki, po czym przeniosła wzrok na siedzącego, po drugiej stronie biurka Adama i nieznacznie przewróciła oczami, na co mężczyzna uśmiechnął się współczująco. Obojgu nie podobała się nowa pracownica. Męczyli się z nią od kilku tygodni, licząc iż w końcu nauczy się swoich obowiązków i zacznie słuchać ich poleceń.

– Wiem, ale ta Pani strasznie nalega – odezwała się drobna, młodziutka blondynka, ubierając twarz w bezsilność i zagubienie – Co miałam Jej powiedzieć?

– Że szefowej nie ma! – warknął Adam, okręcając się lekko na fotelu – Czy to takie trudne?! Skoro nas nie ma to nie ma! I tak masz mówić! – machnął nerwowo ręką.

– Adam… – upomniała go Ola, zanim rozwinął swój słynny już, pełny niechęci i pogardy, potok słów. Początkowo dziwiło Ją Jego zachowanie, wobec nowej pracownicy, ponieważ Jenny była naprawdę śliczną dziewczyną, a takim, odkąd go poznała, nigdy nie przepuszczał. Zwykle uwodził je, aż osiągnął swój cel, a potem dopiero stopniowo odtrącał i w końcu zamieniał na inne, równie piękne. We wszystkich, nadzorowanych przez nich, salonach mało było, „nie zaliczonych” przez niego, kobiet. Często, przez Jego zmienne zainteresowanie, salony traciły dobrych pracowników i specjalistów od poprawiania urody. Z tego powodu dochodziło między nim, a Olą i Emmą, do różnych starć i sprzeczek, które zawsze kwitował swoim zniewalającym uśmiechem i słowami: „przecież Ja nie każe im się zwalniać, do seksu też ich nie zmuszam. Nie moja wina, że są głupie i od razu się zakochują, na swój urok i powodzenie też nic nie poradzę.”

– A przedstawiła się chociaż? – zapytała zarumienioną ze wstydu, dziewczynę.

– Pewnie nie zdążyła nawet zapytać, tylko od razu tu przyleciała! – prychnął z niesmakiem mężczyzna.

– Adam! Proszę Cię! – tym razem Ola podniosła już  lekko głos, ukazując tym swoje poirytowanie.

– Dobra, nic już nie mówię – mężczyzna, okręcił się z fotelem, wracając do poprzedniej pozycji i zajął przeglądaniem dokumentów.

– Zapytałam o nazwisko, ale ta Pani powiedziała, że nie musi przedstawiać się wszystkim współpracownikom swojej przyszłej bratowej – odpowiedziała niepewnie dziewczyna.

Drwiące prychnięcie, a po nim szyderczy, męski śmiech rozszedł się po gabinecie.

Ola westchnęła cicho i na sekundę przymknęła oczy. Naprawdę ciężko pracowało Jej się w takim klimacie.

– Dobrze. Poproś tę Panią – powiedziała, wbijając bezsilny, już teraz, wzrok w Adama, a gdy tylko zamknęły się drzwi za recepcjonistka, z niezadowolenie zagłębiała się z powrotem w swoim fotelu – Dlaczego jesteś dla niej taki okropny?

Adam uśmiechnął się, ze swoją tradycyjną pewnością siebie i również oparł plecy o skórzany, miękki fotel. Koniec długopisu wsunął między białe, równiutkie ząbki.

– Bo jest głupia – odparł.

– Skąd to wiesz? Przecież Jej nie znasz – Ola wzruszyła ramionami.

– Uwierz mi na słowo. Znam się na kobietach.

– No, tego nie kwestionuję – parsknęła krótkim śmiechem, kobieta – Tylko zwykle skupiałeś się na fizycznym aspekcie, dopiero potem oceniałeś intelekt.

– Tak. I to był mój największy błąd – odparł niechętnie – Powiedzmy, że postanowiłem zmienić taktykę.

– Nie wierzę! – Ola poderwała się w górę, odrywając plecy od fotela i oparła łokcie o biurko – Adaś, co Ci się stało? Chory jesteś? – zadrwiła.

– Powiedzmy że zmądrzałem – gabinet wypełnił się śmiechem obojga.

– Dobra! Koniec plotek. Czeka mnie starcie ze szwagierką – stwierdziła chwilę później Ola, wzdychając teatralnie Po opisie Jenny, domyśliła się kto, tak usilnie, chce się z nią widzieć. Adam roześmiał się znowu, a melodyjny wydźwięk Jego rozbawienia rozniósł się po pomieszczeniu, wywołując w kobiecie, przyjemny dreszczyk. Już dawno przyzwyczaiła się do magicznego uroku, tego mężczyzny. Mimo iż nie zamierzała nigdy ulegać, Jego wdziękowi i urodzie, była kobietą i jak  każda kobieta czerpała przyjemność z obecności obok siebie, tego męskiego ideału – Przymusowa przerwa – rzuciła, wysuwając się zza biurka.

– I dobrze. Chwila wytchnienia nam się przyda – Adam także poderwał się w górę. Zapiął marynarkę, a potem utkwił w Oli poważne spojrzenie.

– Idź i zaczaruj naszą nową pracownię, może stanie się ideałem.

– Takie, jak Ona raczej się nie zmieniają – odparł – I  wolę tego nie robić. Po akcji z Luisą i Sabine na razie mam dość kobiet, chyba lepiej omijać je z daleka – stwierdził – Kobiety, to kłopoty.

Ola zmarszczyła brwi i zbliżyła się do niego.

– Adaś… czy coś się stało? Masz jakieś problemy? –  nie nabierała się na lekki i żartobliwy ton głosu mężczyzny. W Jego oczach dostrzegła smutek i zniepokoiło Ją to. Sprawa Sabine nadal nie była wyjaśniona. Wiedziała, że Henry wynajął detektywów, w celu odnalezienia tej kobiety, ale jak dotąd nie udało im się Jej odnaleźć.

– Kto ich nie ma w obecnych czasach? – Adam starał się zachować lekki ton głosu.

– Tak, ale Ja pytam o Luisę i… Sabine – lekko zawahała się, wypowiadając imię kobiety, która była dla niej realnym zagrożeniem.

– Nie obawiaj się – roześmiał się sztucznie w odpowiedzi – Jeszcze nie oszalałem na tyle, by współpracować z psychopatkami.

– Wiesz, że nie o tym mówię – pełna powaga Oli, zmusiła go do szybkiego ściągnięcia ust.

– Sabine nie widziałem od lat, nie wliczając zdjęć, które mi pokazałeś. Nie mam z nią żadnego kontaktu – wyjaśnił – Sama wiesz, że nawet adres, który Wam podałem od dawna był już nieaktualny, a z Luisą sobie poradzę.

– Nachodzi Cię? – wiedziała, że się z nią rozstał.

– Nie… – do uszu obojga dobiegło pukanie do drzwi – Twój gość – Adam uśmiechnął się niepewnie.

– Posłuchaj… – Ola zignorowała Jego słowa i próbowała dokończyć rozmowę – Jeśli masz przeze mnie kłopoty, to…

– Ola, nie martw się o mnie – odparł, pocierając delikatnie ramiona blondynki – Dam sobie radę. Bywałem już w gorszych opałach i na pewno nie są one Twoją winą – uśmiechnął się sztucznie, po czym szybko odwrócił się i ruszył do drzwi – Dzień dobry – przywitał się, otwierając drzwi – Proszę – gestem zaprosił lekko zdębiałego gościa do środka, po czym ze swoim słynnym, zniewalającym uśmiechem, odwrócił się w kierunku swojej szefowej – I jak tu trzymać się z daleka, jeśli człowieka zewsząd otaczają takie cuda natury?

……………..

Mężczyzna w długim, czarnym płaszczu, potulnie szedł, długim korytarzem za starszą, niską kobietą. Po drodze, bezczelnie taksował wzrokiem wszystkie obrazy i inne dekoracyjne przedmioty, jakby szacował w głowie ich wartość.

– Proszę usiąść tutaj i chwilkę poczekać – Margaret odwróciła się i chłodnym wzrokiem zmierzyła idącego za nią, podejrzanego typa. Wskazała mu krzesło i zastukała w wielkie, dębowe, ciemne drzwi. Po chrapliwym „proszę” otworzyła je i zniknęła z oczu dziwnemu gościowi.

– Coś się stało, Margaret? – Henry siedział za biurkiem, w swoim wielkim skórzanym fotelu z nieodłącznym papierosem w ustach.

– Przyszedł Twój gość.

– To dobrze, czekam na niego od godziny.

Maggie uniosła swoje brwi nieco wyżej.

– Poproś go – Henry starał się nie zauważać niemego pytania, jakie pojawiło się w oczach kobiety. Otworzył szufladę w biurku i wyjął z niej teczkę, po czym ponownie zerknął na gosposię – Coś jeszcze?

– Właściwie… Nie…

– No to wołaj tu tego faceta – chrypnął staruszek, wciskając niedopałek w kryształową popielnicę.

Margaret posłusznie ruszyła ku drzwiom, ale zatrzymała się w połowie drogi. Nie wytrzymała.

– Powiesz mi, co Ty kombinujesz?

– Słucham? – mężczyzna, oparł łokcie o blat wielkiego mebla i wbił lekko poirytowane spojrzenie w kobietę. Maggie nigdy się nie wtrącała w Jego sprawy, ale zawsze głośno oceniła poczynania przyjaciela. „Z dobrego serca”, jak to pięknie tłumaczyła.

– Ten facet, za drzwiami raczej pracy tu nie szuka… A może inaczej… – poprawiła się po sekundzie – Nie szuka takiej, z której trzeba się w skarbówce rozliczyć.

Po pokoju rozszedł się rzężący śmiech, zakończony atakiem kaszlu.

– Nie widzę w tym nic śmiesznego – oburzyła się – Pakujesz się w kłopoty Henry. To już nie ten wiek. Ja byłeś młody i mogłeś nadążyć za tymi szemranymi chłystkami, to się nie wtrącałam, ale teraz chyba czas powiedzieć o tym komuś, kto wybije Ci mafijne konszachty z głowy.

– To znaczy komu? – rozśmieszyła go Jej groźba.

– Oli, może Emmie… – zauważyła złość, więc szybko dodała – Przecież ta są jakieś zbiry! Jeszcze Cię zabiją!

– I właśnie dlatego radziłbym Ci się nie interesować nimi zbytnio. Mnie mafia mi nie straszna i tak do grobu mam już  blisko, najwyżej trochę skrócą moją męczarnię – kłapnął zębami, po czym wyszczerzył je i pokręcił z politowaniem głową.

– Tak głupio gadasz, że aż nie chce mi się tego słuchać – mruknęła kobieta, odwracając się tyłem.

– A może zanim umrę chcę zrobić jeszcze dobry uczynek, żeby wykupić sobie miejsce w niebie? – rzucił głośniej, wyrażenie rozbawiony.

– To się pomódl! – mruknęła z oburzeniem – Tańsza opcja i bardziej wiarygodna, bo ten, co stoi za drzwiami, to raczej tylko piekłem pachnie.

– Maggie, zostaw to, dobrze?! Nie wtrącaj się w moje sprawy – warknął mężczyzna z nieukrywaną już złością – Ja chcę tylko pomóc moim dziewczynom, nie potrafię zostawić ich na pastwę losu. One i Ty to moja jedyna rodzina – wyjaśnił.

Margaret wróciła na moment w głąb pokoju.

– Twoje dziewczynki, to dorosłe kobiety – powiedziała – Jedna jest bezpieczna w ośrodku, a druga ma mężczyznę, który Ją chroni.

– Taka ochrona, jak i On sam – burknął pod nosem starszy Pan – Nie wierzę mu, rozumiesz?  Dotąd nie uchronił Oli przed niczym, za to wpędza Ją w coraz większe niebezpieczeństwo. Niestety, bracia Kelly to nieudacznicy, potrafiący tylko nieźle śpiewać, nic więcej – stwierdził – Dlatego muszę wziąć sprawy w swoje ręce.

– Jeśli już musisz się czymś zająć, to wolałabym, żebyś pomógł swojej wnuczce odzyskać miłość, bo tam jest cienka linia i łatwo ją na razie przerwać – ponownie odwróciła się do drzwi, więc nie zauważyła skrzywienia na twarzy swojego szefa –  Radziłabym też sprawdzić, temu Twojemu gościowi, kieszenie, zanim wyjdzie. Kto wie, jakie ma wielkie i o ile biedniejszy będziesz po Jego wizycie – dodała spod drzwi.

………………

– Cześć – Paddy uśmiechnął się do zaskoczonej blondynki.

– Hej! A co Ty tu robisz? – Ola, oddając uśmiech, pospieszyła by dołożyć, do powitalnego kompletu, buziaka.

– Porywam Cię na randkę – oznajmił, wyjmując zza pleców bukiecik małych różyczek.

– Ojej! Jakie śliczne, dziękuję – odparła nieco zaskoczona blondynka, a chwilkę później zmarszczyła zabawnie nos – Zapomniałam o jakiejś naszej rocznicy?

– A nie mogę wybrać się na randkę, z piękną kobietą, bez okazji?

– Oczywiście, że możesz.

– No to zbieraj się, bo i tak sterczę tu już od godziny. Zdążyłem zmarznąć – wzdrygnął się.

– Tu? W środku? – zdziwiła się Ola.

– Nie. Na parkingu – Paddy uniósł kciuk za siebie i wskazał nim szklane, podwójne drzwi.

– Czemu nie wszedłeś? – zdumiona kobieta przestała układać dokumenty na biurku swojej recepcjonistki i utkwiła zdziwiony wzrok w rozmówcy.

– Czekałem aż Twój współpracownik wyjdzie – skrzywił się z niechęcią i przewrócił oczami, gdy na ustach Oli pojawił się lekko drwiący uśmiech, a w oczach chochlik rozbawienia – Dobra, dobra, już się nie nabijaj. Powiedzmy, że na razie wolę go unikać, On mnie chyba też.

– Boisz się go, co? – blondynka przymrużyła podejrzliwie oczy.

– Powiedzmy, że tak jest bezpieczniej – odparł – On chyba za mną nie przepada. Raczej nie jest moim fanem – dodał z zakłopotanym uśmiechem.

– A dziwisz mu się? – blondynka wróciła do rozkładania dokumentów. Od czasu do czasu zetkała tylko w przełomie na mężczyznę – Przyczyniłeś się do rozwalenia mu życia – wyjęła z organizera długopis i karteczkę.

– Słucham? – zapytał lekko oburzony – Wybacz, ale nie zgodzę się z Tobą. Żadnej świadomej winy w tym nie było -dodał i niedbale opadł na skórzaną kanapę. Rozłożył ramiona na miękkim oparciu i zarzucił stopę na kolano drugiej.

– Chyba żartujesz? – Ola, przerwała pisanie informacji. Wyprostowała się ratowanie i prychnęła z irytacją – Amnezję masz? Przecież przespałeś się z Jego dziewczyną, a tego raczej się nie wybacza – przypomniała – Przez Ciebie rozstał się z Tą całą Sabine. Nie wmawiaj mi więc, że nie byłeś winny.

– Ale Ja o tym nie wiedziałem! – bronił się Paddy, opuszczając z głośnym tupnięciem nogę na podłogę. Oderwał plecy od miękkiej kanapy i napuszył się, jak paw. Nie lubił tego tematu. Imię Sabine, jak i Adam działało na niego, jak czerwona płachta na byka. Od razu budziło się w nim napięcie i zdenerwowanie.

– Wiem, ale nie możesz dziwić się Adamowi, że patrzy na Ciebie wilkiem. Dla niego jesteś rywalem. Przyczyniłeś się do rozpadu Jego związku, zaciągnąłeś Jego dziewczynę do łóżka.

– Ola, Ja nikogo nigdzie nie zaciągałem! To Ona tego chciała – starali się mówić spokojnie, choć zaczynało go nosić.

– No pewnie! – zaśmiała się drwiąco blondynka – A Ty z szacunku do kobiet, nie odmówiłeś! – przewróciła oczami – Proszę Cię! Zaraz okaże się, że zmusiła Cię do seksu!

– Tego nie powiedziałem – odparł z dziwnym poddańczym przygnębienie, zmieniając także ton głosu, po czym obrócił głowę i utkwił wzrok w szybie, którą ciemny wieczór zamienił w lustro.

– Paddy… – Ola pochyliła się do przodu i oparła przedramiona o recepcyjny kontuar – Ja nie proszę żebyś uwielbiał Adama, chcesz go unikać, proszę bardzo, omijajcie się szerokim łukiem, ale nie mów, że nie zasłużyłeś na Jego pogardę – nieco delikatniejszym tonem starała się wytłumaczyć zachowanie swojego współpracownika. Drażniła Ją sztywność i obojętność, z jaką obaj mężczyźni traktowali się, odkąd Adam rozpoznał Sabine na przedstawionych Luisie, zdjęciach i usłyszał, do jakich problemów doprowadziły obie kobiety. Pomógł wtedy Oli i Paddyemu. Pojechał z nimi na policję i podał adres, pod którym dawniej zamieszkiwała ta kobieta. Opowiedział też funkcjonariuszom wszystko, co o niej wiedział, ale gdy wracali szczerze  wygarnął Paddyemu grzechy przeszłości. Od tamtej pory, obaj Panowie starali się nie wchodzić sobie w drogę, a ilekroć wspominała o jednym, przy drugim, ten zaraz sztywniał i nerwowo napinał mięśnie. Zaczynało Ją to powoli męczyć – Zrozum, Jego wciąż to gryzie. Ta rana cały czas jest otwarta. On nie wybaczył Sabine zdrady, Tobie tym bardziej – dodała spokojnie.

– Trudno, płakał nie będę – odburknął Paddy – Nie musimy się kochać nad życie.

– No nie, ale prawda jest taka, że zniszczyłeś Jego marzenia i plany. Mnie osobiście jest go szkoda – wyczuwalna pretensja w głosie Oli, zmusiła Paddyego do odwrócenia się w Jej stronę. Dziewczyna nie zwracała już na niego uwagi. Z biurowego organizera wyjęła długopis oraz niewielką karteczkę i skupiona napisała na niej informację dla swojej pracownicy. Paddy wstał więc z kanapy i podszedł do lady od drugiej strony.

– Oluś… – chwycił kobietę za rękę, zmuszając Ją do spojrzenia sobie w oczy – Przykro mi, że moja przeszłość ciągle krąży gdzieś między nami, a w dodatku wciągamy w to bagno coraz więcej osób i do tego Twoich przyjaciół. Na pewno nie jest Ci z tym łatwo.

Kobieta uniosła się nieco i omiotła potulnego rozmówcę, nieco łagodniejszym spojrzeniem.

– Dajmy temu spokój – poprosiła – W końcu nie mogłeś wtedy wiedzieć, że ta kobieta ma obsesję na Twoim punkcie i będzie się to ciągło przez lata.

– Powinienem był pomyśleć, ale wtedy liczyła się chwila zapomnienia – puścił Jej dłonie i odwrócił się tyłem – Wciąż zastanawiam się… czy ten Twój wypadek, był naprawdę zbiegiem okoliczności – westchnął z wielkim ciężarem – Żałuję, że pozwoliłem Jej wtedy odejść – odwrócił się na pięcie i spojrzał na Olę ze smutkiem – Powinienem był wezwać policję i złożyć na nią doniesienie – dodał.

Ola zmarszczyła brwi. Przez moment wpatrywała się w niego w milczeniu. Ona też często zastanawiała się nad wszystkim, co ich spotkało i nad winowajcą, który do tych nieszczęsnych zdarzeń doprowadził.

– Chciałbym, żeby już Ją znaleźli, mógłbym wtedy spokojniej oddychać – dodał w głębokim zamyśleniu, Paddy.

– To znaczy? – blondynka drgnęła, a następnie wyszła pośpiesznie zza lady i stanęła obok mężczyzny. Ten zaś delikatnie pogłaskał Jej policzek, nie spuszczając zatroskanego wzroku, z Jej twarzy. Chwilę później, jakby wybudzony z zamyślenia raptownie zmienił mimikę. Uśmiech zastąpił wszelkie inne emocje. Przysunął się jeszcze bliżej i ciepłymi wargami delikatnie musnął kobiece usta, jednocześnie zamknął Jej ciało w swoich ramionach.

– Po prostu chciałbym już zakończyć ten rozdział, raz na zawsze – wyszeptał.

Ola przymknęła oczy i westchnęła cicho, delektując się ciepłem i zapachem mężczyzny… Jej mężczyzny. Najcudowniejszego faceta pod słońcem, tego o którym tyle lat marzyła i o którym śniła. Mimo iż, po Jego słowach, gdzieś z tyłu głowy zapaliła Jej się mała, czerwona lampeczka niepokoju, szybko zdusiła ją w zarodku, przycisnęła cudownym poczuciem szczęścia i miłości. Nie chciała myśleć o złych rzeczach. Nie teraz, gdy nareszcie zaczęło im się układać. Od kilku tygodni nie zaliczyli żadnej poważniejszej kłótni, ani ostrzejszej wymiany poglądów, za to delektowali się i w pozytywny sposób wykorzystywali każdą, wspólnie spędzoną, chwilę. Przyczyną takiej sielanki być może była zwiększona ilość obowiązków i mniej czasu na myślenie i analizowanie. Koncerty i ich organizacja, całkowicie pochłonęły Paddyego, a i Ona miała więcej pracy w związku ze świątecznym okresem. Gdy spotykali się wieczorami w domu, byli czasem tak zmęczeni, że zasypiali na stojąco i jedyne o czym marzyli, to łóżko. Ten intensywny okres pozwolił im jednak spojrzeć innym okiem na wspólne życie, dał szansę na zebranie myśli, a przede wszystkim pozwolił im odpocząć i choć troszkę zapomnieć o niedawnych zakrętach.

– To co? Dasz się w końcu porwać?

– Tobie zawsze – Ola oddała uśmiech – Tylko zastanawiam się, komu tym razem podrzuciłeś Natalię.

Melodyjny śmiech, zastąpił odpowiedź.

Ola wróciła za recepcyjny kontuar. Ułożyła w niewielki stosik resztę dokumentów i przykleiła na wierzchu karteczkę z informacją.

– Możemy iść, tylko wezmę z gabinetu płaszcz i torebkę.

Paddy kiwnął głową na zgodę i uśmiechnął się do niej, czując ulgę, że nie ciągnęła uciążliwego tematu. Gdy zniknęła za ścianą wydmuchał głośno powietrze z płuc. Prawie wydał się ze swoimi obawami. Nie chciał, żeby Ola miała świadomość lęku, który towarzyszył mu od czasu odkrycia plam farby na Jej samochodzie. Był pewny, że zrobiła to Sabine. To oznaczało, że wcale nie wyjechała. Była blisko i krążyła gdzieś obok nich. Wciąż czuł zaciskającą się pętlę strachu na szyi. Dobrze, że zakończyli koncertowanie i mógł być blisko nich.

– Odwiedziła mnie dziś Twoja siostra – usłyszał z głębi pomieszczenia i od razu raptownie zasztywniał – Jeszcze to… – szepnął do siebie, przeklinając w duchu pomysły Patricii i zacisnął mocno powieki. Jak na razie nie znalazł powodu do odmowy, ale wiedział, że nie przyjmie zaproszenia na ten zjazd rodzinny. Musi tylko znaleźć dobry powód…

– Chciała się upiększyć? – zapytał z udawanym spokojem.

– Nie – krzyknęła kobieta – Organizuje przyjęcie rodzinne z okazji zakończenia projektu Stille Nacht – wyjaśniła, gdy pojawiła się z powrotem w recepcji.

– Przyszła żeby nas zaprosić? – w duchu klął i przewracał oczami. Wiedział, że Patka jest cwana, ale nie pomyślał, że zacznie roznosić zaproszenia od Oli.

– Też, ale przede wszystkim poprosiła mnie o pomoc w organizacji – odparła kobieta, grzebiąc w torebce – Gdzie te klucze? – zastanawiała się głośno, nie zwracając uwagi na zszokowaną minę mężczyzny.

– Nie chcę tam iść – przyznał szczerze, nie znajdując na szybko, innej odpowiedzi.

– Niestety nie masz wyjścia, bo Ja już zgodziłam się Jej pomóc.

…………………

Jimmy zatrzymał samochód przed bramą i przeklinając skąpstwo młodszego brata, wysiadł, by ją otworzyć. Rozsunął metalowe wrota i prostując się, kątem oka, zauważył zapakowane na poboczu, kilka metrów od niego, ciemne auto. W pierwszej chwili, nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął Jego ciałem, a gdy przyciemniana szyba tylnych drzwi, zaczęła zsuwać się w dół, struchał ze strachu. Może wcale nie wariował? Zaczął się szybko rozglądać za najlepszym miejscem do ucieczki. Do domu Angelo, najbliższego miejsca, gdzie przebywali ludzie, było dobrych kilkadziesiąt metrów lasu. Nie zdąży…

– Zapraszam do środka Panie Kelly – usłyszał chrapliwy głos i dostrzegł kłęby dymu papierosowego. Zamarł, marszcząc mocno brwi. Ten głos wydał mu znajomy, choć nie potrafił, na szybko, dopasować go do żadnej znanej mu osoby. Skoro ton głosu był mu znajomy, to i jego właściciel nie mógł być obcy.

– Ogłuchłeś James? – warknął ktoś ze zniecierpliwieniem – Rusz dupę, bo nie będę tu sterczał w nieskończoność.

Jimmy wykonał jeden niepewny krok i znowu się zatrzymał, a chwilę, ku swojej własnej uciesze i uldze, połączył głos z twarzą.

– Henry!? – krzyknął z radosną ulgą i jednocześnie zaskoczeniem, po czym zbliżył się jeszcze bardziej do samochodu – Co Ty tu robisz?

– Chcę pogadać. Wsiadaj! – rozkazał, mało przyjaznym tonem, nie siłąc się nawet na uprzejmy uśmiech, staruszek.

– O czym? – Jimmy nie ruszył się z miejsca, gdy uświadomił sobie jaki może być cel wizyty mężczyzny. Odruchowo zacisnął usta i przybrał pewną siebie, obronną pozę.

Henry wychylił się ponownie.

– Widzę, że już nie muszę odpowiadać – stwierdził drwiąco – Wsiadaj do środka, bo zimno, chyba że wolisz odmrozić sobie jaja.

– Nie chcę – odparł szybko Jimmy – Ale nie jestem pewny, czy chcę słuchać tego, co masz mi do powiedzenia.

– Ja nie pytam czy chcesz, tylko gdzie chcesz – warknął Henry – Masz wybór tylko między staniem na mrozie lub grzaniem dupy w samochodzie – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu, po czym kiwnął na swojego szofera. Ten zaś posłusznie wysiadł i otworzył tylne drzwi od swojej strony, po czym łagodnym wzrokiem, bezlitosnego zbira, zaprosił Jima do środka.

Mężczyzna zacisnął usta, po czym mlasnął nimi kilka razy i zaczął rozglądać się dookoła, chcąc przeciągnąć nieco sytuację. Faktycznie zamarzał prawie, stojąc na wieczornym zimowym chłodzie, ale nie zamierzał być poddańczym pieskiem Henryemu.

– Uparciuch z Ciebie, Kelly – staruszek z dezaprobatą pokręcił głową – Co za rodzina! Cholerne gwiazdy! – westchnął zniecierpliwiony, po czym ponownie wychylił się przez okno – Wsiadasz czy nie!? Masz ostatnią szansę, a potem zamarzaj w cholerę!

Jimmy uśmiechnął się pod nosem, po czym wolnym, dumnym krokiem ruszył w stronę szofera.

– Czego chcesz!? – zapytał, gdy zajął w końcu miejsce na tylnej kanapie auta, tuż obok swojego rozmówcy.

– A może tak trochę grzeczniej? – upomniał go Henry – Mógłbym być Twoim ojcem, chociażby z tego powodu należy mi się jakiś szacunek, prawda?

– Wybacz, ale to Ja decyduję, komu go okazuje – odparł mężczyzna z pogardliwym uśmiechem – Na pewno nie należy on się komuś, kto nachodzi mnie w nocy i w odpowiedni sposób zachęca do rozmowy – zerknął na kierowcę, który bardziej nadawał się do ściskania w wielkich łapach kija basebolowego, niż kierownicy.

Henry zaśmiał się głośno, po czym wysunął w Jego stronę szklaneczkę z bursztynowym napojem.

– Widzę, że się nie zmieniłeś i błyskotliwych ripost Ci nie brakuje.

– Nigdy nie miałem z tym problemu, ulica to wielka szkoła prawdziwego życia – odparł, obojętnym tonem, po czym, ze sztucznym uśmiechem, odebrał od Henryego, whisky – Przyjechałeś tu, żeby rozmawiać o moich manierach?

– Nie, ale kultury można nauczyć się wszędzie i w każdym wieku – stwierdził Henry – A Ja jestem dziadkiem Twojej ukochanej… – głośne, drwiące prychnięcie przerwało mu dokończenie wypowiedzi. Zmrużył więc oczy, ale zanim ponownie otworzył usta, Jimmy zrobił to pierwszy:

– Widzę, że masz nieco nieaktualne wiadomości, Henry.

– Co Ty powiesz?

– Twoja wnuczka niestety już mnie nie obchodzi. Niestety, nie interesują mnie takie damy, jak Ona – poczuł nagły, bolesny skurcz w środku, co najmniej  jakby Jego ciało zbuntowało się przed wypowiadanymi słowami, ale jego buńczuczny charakter nie pozwolił pokazać tego, siedzącemu obok, staremu despocie. Chciał mu dopiec, pokazać, że jest niezniszczalny. Nie myślał jednak, że Henry jak na swój wiek, będzie w stanie zrobić coś więcej, niż tylko gderać. Zanim się zorientował, dłonie Henryego zacisnęły się na Jego szyi, a ciało przygniatało go do drzwi.

– Ty skurwielu! – zacharczał wściekle starszy mężczyzna.

– Co robisz?! – Jimmy, łapiąc z trudem oddech, próbował odepchnąć napastnika.

– Jak pomyślę, że dałem się nabrać gadaninie, durnych bab, to krew mnie zalewa – wysyczał znowu Henry, zaciskając palce na skórze ofiary – Nie jesteś wart tych kilometrów, które przejechałem, żeby się z Tobą zobaczyć i łez, które wylewa przez Ciebie Emma! Zabawiłeś się kosztem mojej wnuczki, a teraz za to zapłacisz! – wysapał zmęczony szarpaniną. Jimmy był dużo młodszy i silniejszy, a przewaga Henryego polegała tylko na zaskoczeniu i ciasnym wnętrzu auta.

Jimmy skupił się na łapaniu oddechu i nieudolnych próbach zepchnięcia z siebie mężczyzny, ale Jego uwadze nie umknęły też Jego słowa. Sprawiły, że ratowanie osłabł. Wytrzeszczonymi oczami, wpatrywał się we wściekłą do czerwoności, twarz Henryego. W uszach dudniły słowa „łzy, które wylewa przez Ciebie Emma”

– Kim Ona dla Ciebie była, co?! Zabawką?! – charczał dalej staruszek – Zapłacisz mi za to wszystko, co Jej zrobiłeś! Uduszę Cię, bez mrugnięcia powieką, draniu!

– Ja?! – wydyszał ostatkiem sił Jimmy – Oszalałeś?! –  To Ona… – nie dokończył, gdyż Henry przygniótł go sobą, jeszcze mocniej. Niemożność wypowiedzenia się na temat niesłusznych, jego zdaniem, oskarżeń sprawiła, że zmobilizował w sobie siły i z całą mocą odepchnął starca od siebie. Henry uderzył głową o drzwi i zaklął głośno. Wtedy też Jimmy poczuł chłód i ból ramion. Ktoś zablokował mu je, wyginając mocno do tyłu. Zaryczał wściekle, wyszarpując się z kolejnego  potrzasku.

– Nie ruszaj się, bo złamię Ci ręce! – warknął ktoś z tyłu i jeszcze bardziej wygiął mu ramiona.

Jimmy jęknął z bólu i wbił, pełny pretensji, wzrok w sapiącego Henryego.

– Kurwa! Kim Ty jesteś?! Jakimś zapchlonym mafiozą?! To ma być rozmowa!? Czego Ty ode mnie chcesz?!

Henry przysunął nos do twarzy awanturnika i warknął:

– Chcę zemsty, za każdy dzień smutku mojej Emmy i za każdą łzę. Zapłacisz za swoje słowa i czyny. Teraz to Ja zabawię się Tobą!

– Nie bawiłem się nią! – odkrzyknął mężczyzna – To Ona robiła ze mnie idiotę, a teraz zagrywa ofiarę! – szarpnął się, krzywiąc znowu z bólu i odruchowo odchylił twarz, gdy ręka Henryego zawisła tuż nad nim.

– Milcz! – syknął mężczyzna, powstrzymując, w ostatniej chwili, uderzenie – Masz szczęście, że nie jestem mordercą i nie chcę przysparzać mojej wnuczce cierpień, bo najchętniej udusiłbym Cię teraz i zakopał na tym pieprzonym odludziu! – rozejrzał się dookoła, jakby szukał odpowiedniego do tego miejsca, po czym powrócił nienawistnym wzrokiem do Jima – Całe Twoje cholerne szczęście, że Ona Cię kocha! – pogarda i obrzydzenie pojawiły się w oczach starca. Był tak wściekły, że nie zauważył nagłej zmiany na twarzy Jima.

Mężczyzna wraz z usłyszanymi słowami, stracił wszystkie siły, przestał się szarpać i wbijał teraz zaskoczony wzrok w Henryego.

– Zrób to – poprosił cicho – Jeśli naprawdę uważasz, że skrzywdziłem Em, zrób to. Zakończysz tym moją męczarnię.

Lekko zdziwiony Henry, wbił swój wzrok w nienaturalnie wygiętego mężczyznę.

Jimmy natomiast spuścił bezsilnie głowę. Miał dość tej szarpaniny i walki. Słowa Henryego wbiły przysłowiowy ostani gwóźdź do trumny. Zacisnął mocno swoje powieki i przez chwilę milczał.

– Taka jest prawda, Henry – odezwał się w końcu, zbolałym, bezsilnym tonem i poczuł, że uścisk w ramionach lekko zelżał. Nie zauważył, że mężczyzna dał odpowiedni znak swojemu ochroniarzowi – Twoja wnuczka postarała się o to, by przestało mi zależeć na życiu. Wszystko mi jedno czy mnie zabijecie, zakopiecie, czy też zostawcie na pożarcie dzikim zwierzętom, może tak byłoby nawet lepiej, jakiś pożytek by miały ze mnie – zaśmiał się ponuro, po czym podniósł głowę i spojrzał w zdezorientowaną twarz swojego towarzysza – Mówisz, że Ją skrzywdziłem? Nie chciałem tego – pokręcił głową, dla potwierdzenia swoich słów – Ja Ją kochałem. Gwiazdkę z nieba bym Jej ściągnął, gdyby chciała – przygryzł wargę, by powstrzymać nagłe rozczulenie. Nie miał już siły na buńczuczność i agresję – Ona wyssała ze mnie resztki uczuć, nie ma we mnie już niczego wartościowego, rozumiesz? Mówisz, że jestem daniem? – prychnął – Nie wiem, może. Nigdy nie byłem potulnym barankiem, to od zawsze, w naszej rodzinie, była rola Paddyego – odwrócił lekko głowę, gdy Henry kiwnął swoją, dając znak szoferowi by puścił całkowicie ręce Jima – Starałem się dać Jej wszystko to, co było najlepsze we mnie – po chwili przerwy, pocierając obolałe ramiona, ciągnął dalej swój monolog – Wybaczałem wszystkie wyskoki i zmiany decyzji, wierząc w Jej przemianę, licząc że moja miłość Ją uzdrowi. Myślisz, że było mi łatwo? – wbił tępe spojrzenie w siedzącego naprzeciwko mężczyznę – Nie jestem typem faceta dzielącego się swoją kobietą, nigdy nie byłem. To Ona nauczyła mnie, że nie ciało jest najważniejsze, pokazała mi, że człowiek może znieść każde upokorzenie, gdy naprawdę kocha. Wodziła mnie za nos i robiła co chciała, a Ja tkwiłem przy niej, jak pies przy znęcającym się na nim, właścicielu, modląc się i prosząc Boga, by nie krzywdziła mnie niczym gorszym od tego, co do tej pory byłem w stanie Jej wybaczyć – głos zaczął mu drżeć. Mówił to wszystko pierwszy raz, ale nie chciał zatrzymywać tego potoku, gdyż czuł, że z każdym słowem robi mu się lżej.

Henry słuchał w milczeniu, marszcząc tylko mniej lub bardziej swoje czoło.

– Wszyscy wmawialiście mi Jej chorobę, mówiliście, że to uzależnienie, jest  winą Jej traumatycznej przeszłości, a Ja uczepiłem się tych słów, jak tonący brzytwy. Chciałem Wam wierzyć, usilnie wmawiałem sobie, że w końcu uczucie zwycięży z chorobą. Widziałem w niej ofiarę, chciałem odszukać i zabić palanta, który tak bardzo Ją skrzywdził. Tak jak Ty nigdy nikogo nie zamordowałem – spojrzał z ukosa na kierowcę. Jego nie był pewny – Ale tego, który zmuszał Em do zabawiania tych wszystkich pierdolonych frajerów, udusiłabym własnymi rękoma, nie mrużac nawet oczu.

– Też bym tak zrobił – tym razem Henry uśmiechnął się lekko, a w Jego oczach pojawiło się coś na wzór zrozumienia.

– Henry, Ja Ją naprawdę kochałem – powtórzył Jim, patrząc rozmówcy głęboko w oczy, a następnie spuścił nisko głowę. Nie wiedział czy starzec mu wierzy, ale nie dbał o to. Na podłodze odnalazł szklankę, podniósł Ją i wystawił przed siebie – Nalej mi, bo na trzeźwo nie dam rady – poprosił, a gdy Henry spełnił prośbę i wypełnił naczynie bursztynowym trunkiem, robiąc to samo ze swoją szklanką, Jimmy mówił dalej, łykając raz po raz, dużymi haustami, piekący napój – Oddałem Jej całego siebie. Wybaczałem, darowałam, czasem się wściekałem, a czasem dusiłem w sobie złość, bo bałem się Ją stracić. Tłumaczyłem sobie, że to nie Jej wina – wpatrzył się w Henryego, robiąc krótką przerwę – Wszystko szło w zapomnienie, ale tego jednego nie mogłem przełknąć, rozumiesz?! – prawie krzyknął ostatnie słowa. Pokręcił głową i zamrugał szybko powiekami, gdy nie udało mu się opanować szczypiących w oczy, łez – Nie byłem w stanie… Do tej pory nie jestem… – kręcił głową.

Henry najpierw westchnął ciężko i poruszył się nerwowo, a następnie poklepał pocieszająco ramię mężczyzny.

– To była Jej przeszłość, Jimmy. Część następstw tego, co robili z nią Ci frajerzy i skurwiel alfons – wydusił przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w ciemność za szybą.

– Nie! – zaprzeczył szybko Jimmy, podnosząc lekko głowę, ale nie patrząc na oczy – To akurat, nie! To była wyłącznie Jej decyzja. Wybrała najłatwiejszą z dróg – skrzywił się, na ból z jakim to mówił.

– Widzimy to trochę inaczej, chłopcze – Henry wyjął butelkę z barku i dolał im alkoholu.

Jimmy prychnął drwiąco.

– Tego nie da się widzieć inaczej. Była zwykłą dziwką, bo tak chciała! – syknął, zaciskając mocno palce na swojej szklance i łapiąc szybsze i płytsze oddechy – Puszczała się z nimi, wiedząc po co to robi… A raczej za ile – poprawił się, uciekając niewidzącym wzrokiem gdzieś w przednią szybę samochodu. Wzdrygnął się przypominając sobie swoje sny – Wszystko to, co nie było Jej winą, opowiedziała – mówił po chwili, gdy opanował rozpacz – To jedno ukrywała skrzętnie do ostatniej chwili – tu zaśmiał się niby szyderczo, ale z wielkim bólem – Źle mówię, Ona wcale nie miała zamiaru przyznać się do tego, gdyby nie Mike – z odrazą wykrzywił twarz.

– I tu Cię boli najbardziej, prawda? – stwierdził Henry. O dziwo tym razem, ze stoickim spokojem, przyjmował wszystkie usłyszane słowa. Zaczynał współczuć facetowi, który wyrzucał z siebie myśli. Pozwolił mu się oczyścić i chyba go wreszcie rozgryzł – Chodzi o to, że nie powiedziała Ci tego sama i że znalazł się ktoś z Twojego otoczenia, kto znał o niej całą prawdę – wymowne  spojrzenie Jima potwierdziło, że miał rację – Twoja własna duma na tym ucierpiała. Nie chodzi o duchowe upokorzenie tylko zwykłe – męskie. Gdyby nikt o tym nie wiedział, wybaczyłbyś Jej i to, ale sytuacja się zmieniła. Boisz się drwiny, co? – wzrok Henryego stał się znowu chłodny – Kochać dziwkę, to dużo trudniejsza miłość, niż kochać ofiarę molestowania seksualnego – mimo ciężaru, który czuł, uśmiechnął się, widząc nieme potwierdzenie w twarzy swojego rozmówcy – Dlaczego Jimmy? Odpowiesz mi?

Ten zwiesił głowę i milczał.

– Wstydzisz się?

Jim nadal milczał.

– Powiedz mi, czy naprawdę nie jesteś w stanie, wybaczyć Jej tego? Czy ważniejsza jest opinia ludzka, niż Twoje uczucia i tęsknota, bo to, że tęsknisz i cierpisz już zobaczyłem. Ona też cierpi, wiesz? – gdy Jim nadal nie podnosił głowy i nie wydobył z siebie nawet jednego wyrazu, Henry pokręcił nosem – Wiesz w ogóle, co się z nią dzieje?

Jimmy pokręcił przecząco głową.

– Nie chcę wiedzieć.

– Dlaczego?

– Zamknąłem ten etap swojego życia – odparł cicho.

-Naprawdę? Szkoda, że Ja tego nie widzę – ironizował Henry, na co mężczyzna popatrzył na niego z wycieńczeniem emocjonalnym w oczach.

– Boję się… – przyznał szczerze.

– No właśnie – Henry uśmiechnął się dobrodusznie – Boisz się, bo myślisz, że stało się najgorsze, prawda? Boisz się, że zdradza Cię na hektary, a tego byś nie zniósł – patrzył, jak wzdryga się i nerwowo napina mięśnie, jednocześnie ukrywając swoją twarz w mroku nocy. Przeniósł wzrok na swojego szofera – Jedź – rozkazał.

– Dokąd? – przerażony Jim wreszcie podniósł głowę.

– Uratuje wasze uczucie… – odparł Henry – Albo wasze sumienia i serca od całkowitego upadku z poczucia winy – dodał po chwili – Na lotnisko – rozporządził kierowcy – Lecimy do Irlandii – dodał, klepiąc zszokowanego Jima w kolano. Znowu stał się miłym staruszkiem.

……………..

2 myśli na temat “Rozdział 169: Tajemniczy gość…

  1. Wow! Mocna rozmowa Henrego z Jimmem. Powiedział, co czuje i jak się ma z tym całym problemem Emmy. Co do Oli i Padzika, to ja bardzo czekałam na chwilę spokoju w tym związku. Pewnie Sabine wróci i coś namiesza. Ja zapomniałam, że ona była z Adamem czy o tym nie było wcześniej?

    Polubienie

    1. Rozmowa dość mocna. Henry jest miłym staruszkiem, dopóki ktoś go nie rozjuszy, a Em jest dla niego specyficznym zapalnikiem. Ola i Paddy mają chwilę wytchnienia, myślę, że im się to należy, po ostatnich wydarzeniach.
      Sabine była z Adamem dawno temu, rozstała się z nim, gdy spędziła noc z Paddym. Myślała, że jest Jego wybranką, a okazała się jedną z wielu. Adam, a właściwie chyba Emma wspominała, że kochał kiedyś kobietę, która bardzo go skrzywdziła.
      Dzięki wielkie, że znowu ze mną jesteś 💖

      Polubienie

Dodaj komentarz