Rozdział 140: Gorsza strona…

Witam. 

Kochane moje czytelniczki, jeśli nudzę dajcie znać. 😊

Zapraszam i z góry przepraszam za błędy, ale wrzucam rozdział z telefonu, a jego słownik to jakaś zmora 😊

Zapraszam i czekam na wrażenia. Bez nich moja wena ulega samozniszczeniu 😊😊😊

_______________________

– Co Ty tu robisz? – Emma wpatrywała się w mężczyznę wielkimi, przerażonymi i pełnymi łez, oczami – Skąd się tu wziąłeś? – miała wrażenie, że to sen.

Jimmy zaciskał palce na ramionach dziewczyny, czując jednocześnie radość, że Ją widzi, złość za to, że się przed nim ukrywała i rozpacz z powodu jej łez.

– Em, Ty jesteś na mnie skazana – wyrzucił z siebie, drżącym z emocji, głosem – Nigdy więcej nie chcę słyszeć, że rezygnujesz. Ja nie zrezygnuję nigdy, Ty też nie możesz, rozumiesz?! – prawie krzyczał.

– Ale Ja… – zaczęła płaczliwie.

– Nie ma żadnego „ale” – nie pozwolił jej dokończyć zdania – Nie chcę tego więcej słuchać – uniósł rękę i wierzchem dłoni pogłaskał mokry policzek dziewczyny, uśmiechając się przy tym łagodnie.

Nareszcie miał Ją znowu przy sobie. Mógł dotykać i kochać. Czuł jak ciepło zalewa jego wnętrze. Pierwszy raz od kilku dniu, był całkowicie spokojny. Trzymał w ramionach swoje szczęście, swoją przyszłość i swoje życie. To nic, że w tej chwili stało przed nim rozbite na kawałki, zapłakane, z czerwonym nosem i rozmazanym makijażem. Zupełnie mu to nie przeszkadzało. Z resztą nawet nie widział tych drobnych niedoskonałości. Przyciągnął dziewczynę do siebie i objął, zaciskając mocno ramiona jakby się bał, że mu się wyrwie i ucieknie. Przyciskał Ją do swojego ciała, starając się przez gruby materiał kurtek wyczuć jej ciepło. Przymykał i otwierał swoje oczy, dziękując za nią w duchu.

Przez chwilę nie dowierzał swoim oczom, gdy odczytał imię na wyświetlaczu telefonu. Wręcz bał się wcisnąć zieloną słuchawkę…

– Jimmy? Przyjeżdżaj, jak najszybciej – usłyszał, gdy w końcu odebrał połączenie –  Jesteś jej potrzebny. Nie poradzi sobie bez Ciebie… Ja sobie z nią nie poradzę…

– Gdzie jesteście?

– W Hamburgu. Em, nadal jest w swoim mieszkaniu. Nie przebrnęła jeszcze przez pierwszy etap leczenie – wtedy zacisnął mocno powieki, przeklinając w duchu swoją głupotę. Nawet na myśl mu nie przyszło, by sprawdzić to miejsce.

Odsunął Emmę od siebie i zajrzał Jej w oczy, uśmiechając się do niej łagodnie.

– Wracajmy do domu.

…………..

– I naprawdę nie pamiętasz tej kobiety? – Angelo wypiął tyłek i zagięty w pół zawisł na oparciu kanapy, tuż nad głową Paddyego

– Kurwa! Płyta Ci się zacięła czy cierpisz na niedosłuch! – Paddy odwrócił się i zerknął na brata – Powiedziałem Ci już, że nie! – podniósł się z kanapy i zaczął krążyć po pokoju.

– To może kłamała?

Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na brata.

– Może… – zastanowił się, po czym pokręcił przecząco głową – Ona była zbyt pewna siebie. Raczej nie kłamała. Cholera jasna! – krzyknął.

Angelo wyprostował się i spojrzał na zdenerwowanego brata.

– Ale właściwie, to czym Ty się tak przejmujesz? Byłeś wolnym facetem, mogłeś biegać ze swoim fiutem gdzie chciałeś.

Paddy przewrócił oczami.

– Angelo, oczywiście, że mogłem…

– I korzystałeś z tego prawa całkiem sprawnie – zadrwił chłopak z szyderczym śmiechem.

Paddy spojrzał na niego z odrazą.

– Widzę, że nic nie rozumiesz – zirytował się – Mnie wcale nie chodzi o to, co z nią robiłem tylko jak ta kretynka mnie znalazła. Przecież nigdzie, nie ogłaszałem, że zdjąłem habit i odszedłem z zakonu.

– Może zwyczajnie przejeżdżała i Cię rozpoznała.

– Przez ułamek sekundy? – zacisnął usta i ponownie pokręcił głową – Niemożliwe. Ja tylko wysiadłem z samochodu i Ona już przy mnie stała – wyjaśnił – Podejrzewam, że na mnie czekała. Tylko skąd wiedziała gdzie mieszkam?

– O Jezu! – znudzony Angelo wzniósł oczy do sufitu – Jak Ty lubisz zamartwiać się byle czym. Laska może gdzieś Cię widziała, potem jechała za Tobą i trafiła pod dom, nic trudnego.

– Ale po co?

– Kurwa! Pad! Nie będziemy przez cały dzień gadać o jakiejś babie, której nagle przypomniało się, że sto lat temu sławny Kelly zrobił jej dobrze! – fuknął zniecierpliwiony Angelo – Może potrzebująca była, trzeba było zaprosić Panią na pięterko i odświeżyć doznania – ryknął śmiechem,  nie zważając na oburzoną minę towarzysza – Może pamięć by Ci wróciła? – uniósł drwiąco brew w górę.

Zmarszczony Paddy stanął w miejscu i z odrazą wpatrywał się w rechoczącego rozmówcę.

– No co? – Angelo wybałuszył oczy – Przecież nie będę płakał i włosów z głowy wyrywał, bo Cię jakaś dupa zaczepiła.

– Ty na pewno jesteś ze mną spokrewniony?

– A co podejrzewasz że tatuś Cię adoptował? – odgryzł się młodszy Kelly.

Paddy przewrócił tylko oczami i wyszedł z salonu.

– No tak! Obraź się jeszcze, a uznam, że w tej adopcji jednak jest coś z prawdy – ruszył za bratem do kuchni – Stary, po co tak to roztrząsasz? To przedawniona sprawa, a Ty dumasz jakby to było wczoraj! Zmieńmy lepiej temat – zaproponował.

– Chcesz piwo? – Paddy otworzył lodówkę i wyjął z niej dwie butelki – Może masz rację, ale wolałbym wiedzieć skąd ta cała Sabine znała mój adres, bo jutro wstaniemy z Olą i okaże się, że pod bramą stoi cała pielgrzymka Sabinek.

Angelo zakrztusił się piwem.

– O Kurwa! Już widzę hasło na ich transparencie! – machnął ręką – Naznaczone przez Paddyego Kelly.

Mężczyzna wbił poirytowane spojrzenie w rechoczącego brata.

– Chyba skrzywdzone – poprawił go – I lepiej wyplujmy te słowa. Jak Ja bym się Oli wytłumaczył?

– A co? Świętego przed nią zgrywasz? – Angelo wybałuszył oczy, po czym ponownie parsknął śmiechem – Tam w klasztorze, to pewnie krzyżem z miesiąc leżałeś za te wszystkie panienki, które zaliczyłeś, a Twój spowiednik przekręcił się w konfesjonale, bo o takiej liczbie nigdy nie słyszał – stwierdził rozbawiony.

Paddy przewrócił oczami, ale po chwili rozciągnął usta i zawtórował bratu.

– Ależ Ty jesteś durny.

Angelo puknął swoją butelką w piwo chłopaka i sztucznie wyszczerzył zęby.

– Ty się ciesz, że żadna Cię do sądu nie podała.

– Ciekawe za co? – Paddy obrzucił chłopaka skrzywionym spojrzeniem.

– Za to, że się z nimi nie ożeniłeś – wyjaśnił blondyn i prychnął, patrząc jak brat puka palcem w czoło – Ty tu mi ascetyzmu nie uprawiaj, ty się lepiej zastanów czy żadnej niespodzianki po sobie nie zostawiłeś.

– O czym Ty mówisz?

– O małych Patrickach biegających gdzieś po świecie.

Paddy zakrztusił się piwem i parsknął drobinkami alkoholu wprost z Angelo.

– Ej! Zachlapałeś mi całe okulary! – oburzył się długowłosy.

– To przestań wygadywać takie bzdury! – warknął.

– Jesteś pewny, że to bzdura? Zawsze miałeś gumy pod ręką?   – łypnął na brata, wyciągając z kieszeni chusteczki – Jeśli w ogóle byłeś w stanie je założyć.

Mężczyzna wpatrywał się w niego z dziwną miną.

– Paddy, przecież Ty za każdym razem uchlany jak świnia byłeś.

– Fakt… – przyznał z niechęcią i zaraz po tym oparł łokcie o stół i zawiesił głowę nadłonich – Boże! Jakim Ja byłem kretynem.

Angelo wstał z krzesła i pogrzebał w lodówce. Wyjął z niej dwie butelki i przerzucił jedną z nich przez ramię zdruzgotanego mężczyzny.

– Odechciało mi się – burknął tamten i postawił alkohol na stole.

– Nie przeżywaj tak. W życiu nie można brać wszystkiego na poważnie, bo dawno byśmy zwariowali. Z tymi dziećmi tylko żartowałem – rzucił Angelo,  siadając  z powrotem przy stole – Gdyby to była prawda, to do tej pory byłbyś już bankrutem. Te baby oskubałyby Cię z kasy bez mrugnięcia okiem.

Paddyemu rozbłysły lekko oczy.

– Racja! Chyba przywróciłeś mi wiarę we własną inteligencję – Paddy podniósł się i przysunął sobie piwo – Widać pijany, nie znaczy głupi – uśmiechnął się.

– Oj tam, jedno mniej czy więcej – rzucił blondyn – Olka zapewne nie byłaby zbyt zadowolona, ale zawsze mógłbyś Ją obarczyć winą.

– Za co?

– Za nieszczęśliwą miłość i związane z nią skutki – Angelo westchnął teatralnie i mrugnął okiem.

Paddy parsknął śmiechem, po czym spoważniał nagle.

– Zobacz jak to jest, tyle głupot narobiłem i po latach wróciłem do tego od czego zaczynałem – spojrzał bratu w oczy – Nie można było bez tego? Spokojnie byśmy sobie żyli.

Angelo nie odpowiedział. Dyskusja schodziła na niebezpieczne,  dla niego tematy.

– O! Cześć chłopaki!  – Ola stanęła na kuchennym progu  – A co Wy się tak delektujecie. Nie za wczesna pora?

– Na takie delicje nigdy nie jest za wcześnie, kochana – Angelo podszedł do kobiety i objął Ją ramieniem – Z alkoholem jest jak z seksem, człowiek korzysta póki może.

Ola parsknęła śmiechem i zrzuciła rękę Angelo ze swojej szyi.

– Czy wszystkim Kelly dziś lekko odbija? – zbliżyła się do Paddyego i przywitała się z nim czule – Pełnia księżyca się zbliża czy coś?

– Przepraszam, ale co Ty masz do naszej rodziny – rzucił z udawanym oburzeniem Angelo.

– Zwykle nic nie mam, ale dziś chyba mam Was po dziurki w nosie.

– Mnie też? – Paddy odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.

– Ciebie na szczęście nie.

– Bo Ty przecież adoptowany jesteś – dorzucił Angelo.

Paddy przewrócił oczami i uśmiechnął się do brata.

– Dlaczego masz nas dość? – zainteresował się Angelo.

– Pokłóciłam się z Jimmym.

– Nic nowego – wtrącił mężczyzna.

– A On z  kolei z Patricią – dokończyła.

– Cały Jimmy – dodał Paddy – Prędzej czy później musiało to nastąpić. Podejrzewam, że Patricia, zapraszając go do siebie, wiedziała, że łatwo nie będzie. Uszykowana była na atak. O co się pokłócili? – spojrzał na Olę.

– O cholera! – Angelo przyłożył dłoń do czoła i wytrzeszczył oczy – Przez te cholerne pielgrzymki zapomniałbym,  po co do Was przyjechałem i Kira by mi łeb urwała.

– Przez jakie pielgrzymki? – Ola zmarszczyła brwi. Szybko podchwyciła  zmianę tematu – Wybierasz się na jakąś?

– Ja??? – Angelo wbił w nią zszokowany wzrok – Nie! To Twojemu facetowi chyba tęskno do religii – stwierdził, wybuchając śmiechem.

Ola obrzuciła zdziwionym spojrzeniem obu mężczyzn. Paddy wzruszył ramionami, po czym spojrzał gniewie na blondyna.

– Dobra, już dobra – westchnął tamten i zmienił minę – Słuchajcie, chciałbym zaprosić Was na kolację. Jutro.

– Super! – krzyknęła Ola – Dawno nie widziałam się z Kirą.

– Nie wiem czy tak super, bo Patricia z Denisem też będą, więc czeka Cię kolejne starcie z familią Kellych – zażartował blondyn.

– Jakoś przeżyję.

– Musisz, nie masz innego wyjścia. Z resztą Ty niedługo też będziesz Kelly – odparł Angelo.

…………

Otworzył drzwi i wpuścił Emmę przodem, wpatrując się w nią z niepokojem. Martwił się. Była jakby nieobecna. Przez całą drogę nie odezwała się do niego nawet słowem, ale najbardziej przerażał go jej jałowy, mętny wzrok. Przekręcił klucz w zamku i z cichym westchnieniem wszedł za nią w głąb mieszkania. Stanął na środku salonu i w milczeniu obserwował poczynania kobiety

Em nalała wody do szklanki, ale odstawiła Ją, nie przystawiając nawet do ust. Stanęła tyłem do niego i wpatrywała się w okno, pocierając dłońmi swoje własne ramiona.

Spojrzał na jej dłonie. Drżały dość mocno, zaciskając się aż do białości kostek i rozluźniając na zmianę.
W końcu, gdy jego własny lęk, wywołany dziwnym zachowaniem brunetki przewyższył rozsądek, podszedł do niej i przykrył jej ręce swoimi.

– Em, wszystko się ułoży, zobaczysz… – pocałował czubek jej głowy. Wyciągnął ramiona i objął Ją mocno, tuląc się do jej pleców.
Nie drgnęła, nie rozluźniła i nie opuściła rąk, nie zrobiła niczego, co pozwoliłoby mu myśleć, że przeżywa i cierpi. Mógłby Ją wtedy pocieszyć, mogliby przeżywać to razem, ale Ona była jak głaz, chłodna i zupełnie zamknięta.

Nagle zapragnął wrócić do parku, do ławki na której Ją zobaczył. Tam wrzucała z siebie emocje. Płakała i mówiła… Teraz milczała… Zaczynał się bać… Coraz bardziej… Była zupełnie obca…

– Będzie, dobrze… – wyszeptał nie wiedząc czy chce dodać sił jej, czy raczej sobie.

– Nie będzie Jimmy… – odparła.

– Będzie! – powtórzył  dużo głośniej i bardziej pewnie niż poprzednio.

– Nie udało mi się – mówiła dalej, nie poruszając niczym,  prócz ust – Nie potrafiłam tego zrobić nawet dla Ciebie… Mnie nie można już zmienić… Na zawsze pozostanę ludzkim wytworem bez uczuć… Thomas zabił we mnie człowieka.

Serce stanęło mu na długi moment. Otworzył usta, ale nie wydobył z siebie żadnego głosu. Nie wiedział, co ma powiedzieć… Jej słowa i ton głosu wywołały u niego nieprzyjemny, zimny dreszcz.

Zacisnął do bólu swoje powieki, przełknął ślinę, oczyszczając  swoje gardło od dławiącej przeszkody i odwrócił Ją przodem.

– Em… – popatrzył jej w oczy i znowu zabrakło mu słów. Coraz większy ból zaczął pustoszyć jego wnętrze. Przyciągnął Ją ponownie do siebie, głaskał jej plecy, czuł znajomy zapach i bał się o nią jak jeszcze nigdy dotąd. Przez ułamek sekundy w jego głowie pojawiła się myśl, że wolał Ją tańczącą, z obłapującym Jej ciało facetem, w tamtym ochydnym Irlandzkim barze, niż taką jak dziś, jak teraz…
Boże, pomóż mi… – błagał w duchu – Jak mam jej pomóc? Co mam zrobić?

– Jestem zmęczona – stwierdziła, czym znowu wparwiła go w zdziwienie – Chcę się położyć.

– Jasne – odparł, marszcząc brwi – Chodźmy odpocząć – ruszył pierwszy, łapiąc Ją za rękę.

– Nie! – podniosła głos i wyrwała dłoń – Idę sama!

Jimmy wpatrywał się w nią z zupełnym zaskoczeniem na twarzy, ale Em tego nie zauważyła. W ogóle nie patrzyła na niego. Odeszła, zostawiając mężczyznę w zupełnym osłupieniu na środku salonu.

Odgłos zamykanych drzwi uzmysłowił mu, że to wszystko dzieje się naprawdę, że nie śni… Choć był tak blisko, nigdy wcześniej, odkąd Ją poznał i pokochał, nie była mu tak obca.

– Co Oni z Tobą zrobili… – szepnął, wkładając palce we włosy. Stał tak długą chwilę, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Dawno już nie czuł się tak zagubiony i niepewny swojej przyszłości. Miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. W końcu stwierdził, że zaczyna mu brakować powietrza. Wyszedł na balkon i głęboko zaciągnął się rześkim wieczornym powietrzem. Usiadł na krześle…

– Czego chcesz?! – przypomniał sobie swoje słowa, do telefonu. Najpierw miał zamiar nie odbierać, ale jego palec sam przesunął się po ekranie.

– Jimmy, wiem, że jesteś na mnie wściekły…  – zaczął Henry.

– To trochę mało powiedziane. Najchętniej bym Cię udusił – odparł, spoglądając na wpatrzoną w niego, Patricię.

– Nie dziwię Ci się, ale chciałem uszanować decyzję Emmy. Musiałem…

– Więc po co teraz dzwonisz? Już Jej nie szanujesz?  – zapytał chłodno Jimmy.  Nagła cisza na linii zaniepokoiła go
– Henry? Jesteś tam?

– Tak… – odparł mężczyzna – Rozumiem Twoją złość… – mężczyzna ciągnął niepewnie – Nie wiem jak Ci to powiedzieć…

– Normalnie! – rzucił nerwowo, czując nagły skurcz brzucha.

– Jest źle…

– Z Emmą? – jego oddech znacznie przyspieszył. Pociągnął nerwowo dłonią po włosach i odwrócił się tyłem do Patricii – Co jej jest?! Co jej zrobiłeś?! – krzyknął.

– Nic – odparł Henry – Tylko… Ona sobie sama nie poradzi…

Jim zacisnął powieki. Miał wrażenie że jego serce dudni w całym pokoju. Poczuł dłoń siostry na swoich plecach.

– Gdzie Ją zabrałeś?! – warknął.

– Na razie nigdzie – odparł Henry – Jest w Hamburgu, w swoim mieszkaniu. Wciąż trwają badania, ale Emma… – zawahał się – To bardzo trudne dla niej – zakończył, rezygnując z tłumaczenia przez telefon – Musisz jej pomóc. Sama tego nie przetrwa.

Jim szeroko otworzył oczy i zaklął bezgłośnie. Nawet nie przyszło mu przez myśl, by sprawdzić Jej stare mieszkanie.

– Jadę tam!

– Jimmy, Ty nie możesz prowadzić! – sprzeciwiła się Patricia.

– Wyślę po Ciebie samochód – Henry najprawdopodobniej usłyszał słowa kobiety i szybko zareagował – Jestem Ci wdzięczny – dodał.

– Nie robię tego dla Ciebie! – warknął, i rzucił telefon na łóżko, po czymś usiadł i ukrył twarz w dłoniach. Czuł rosnącą w sobie wściekłość i żal do siebie.  Zwątpił w nią…

Usłyszał jakiś szum w mieszkaniu i wszedł do środka. Z szeroko otwartymi ustami, wpatrywał się w krzątającą się,  przy drzwiach, kobietę. Staranny makijaż, zakrył wszystkie ślady po łzach, krótka dopasowana sukienka, uwydatniała wszystkie najlepsze aspekty jej ciała, głęboki dekolt działał na wyobraźnię. Schyliła się i wyjęła z szafki czarne, skórzane kozaki, w których obcas przewyższał długść całego buta.

– Emma? Dokąd Ty się wybierasz?

Kobieta przestraszona nagłym głosem, odwróciła się szybko i z wielkim zaskoczeniem na twarzy wpatrywała się przez moment w mężczyznę.

– Myślałam, że Cię nie ma… – odpowiedziała niepewnie.

– Jestem. Nie zostawiłbym Cię samej w takim stanie – odparł – Ale widzę, że już Ci lepiej – uniósł jedną z brwi w górę i lustrował dziewczynę podejrzliwym wzrokiem.

Em utkwiła wzrok w stojących przed nią, butach. Milczała przez chwilę, po której ponownie podniosła głowę i spojrzała Jimowi w oczy.

– Niepotrzebnie tu tkwiłeś.

– Słucham? – nagła złość opanowała jego umysł.

– No tak. To bez sensu… – uciekła wzrokiem – Nie wiem, skąd się tu wziąłeś, ale prosiłam, żebyś dał mi czas – dodała z lekkim oburzeniem.

Jimmy wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Nie mógł uwierzyć, że tak szybko nastąpiła w niej taka zmiana. W ciągu kilkudziesięciu minut, z płaczącej i rozedrganej dziewczyny,  stała się seksowną, pewną siebie, wręcz drapieżne, kobietą. Nagle wszystko zrozumiał…

– Gdzie Ty idziesz?!

Em milczała. Stała przed nim, ale jej wzrok robił wszystko, by na niego nie patrzeć, więc niewiele myśląc podszedł bliżej i złapał Ją za brodę.

– Odpowiedz! – warknął, zmuszając Ją do spojrzenia na siebie.

Strąciła rękę,  blokującą jej jakikolwiek ruch głową.

– Nie Twoja sprawa. Mam coś do załatwienia – obrzuciła go zimnym wzrokiem.

Czuł, że zaczyna się cały trząść. Doskonale wiedział gdzie się wybiera… Domyślił się… Nagle wszystko stało się jasne. Już wiedział dlaczego Henry nie mógł sobie z nią poradzić.
W tej samej chwili, jego serce rozpadło się na tysiące kawałków, a w jego oczach pojawił się ból i żal. Przyglądał się jej z wyrzutem, próbując zrozumieć, jak może mu to robić? Przecież obiecała… Patrzył na nią i widział zupełnie obcą kobietę. To nie była jego Emma… Jakby nagle ktoś je zamienił i postawił przed nim gorszą siostrę bliźniaczkę jego ukochanej. Kobieta wyglądała identycznie, jednak jej wzrok, zaciętość na twarzy i wypowiadane słowa były zupełnie inne. Kobieta pochyliła się i zaczęła zakładać buty. Nie wiedział co ma z nią zrobić… Jak Ją zatrzymać? Czy w ogóle chce coś zrobić… Czy jest w tym jakiś sens…
W jego wnętrzu toczyła się walka. Miłość do niej przepychała się w jego umyśle i sercu o pierwszeństwo z poczuciem krzywdy, odrzucenia i zdrady. Jego ciało jakby zastygło. Nie mógł ruszyć ręką ani nogą, nie mógł przycisnąć jej do ściany i siłą zatrzymać, nie mógł niczego… Stał i patrzył czując tylko ból…

Em wyprostowała się i spojrzała na Jima, omijając jednak jego oczy, po czym odwróciła się do drzwi.

– Nie rób tego! – wyrwało mu się. Jego głos brzmiał żałośnie – Mnie tego nie rób… Sobie…
Ręka Em zastygła na klamce.

– Nam tego nie rób… – powtórzył smutno. Wpatrywał się w nią,  czując ucisk w piersiach. Nie zbliżał się, nie podchodził, nie próbował zatrzymać jej siłą. Czekał…

Głowa dziewczyny opadła, ale tylko na moment, po którym uniosła się z powrotem, a dłoń nacisnęła klamkę. Przestał oddychać. Wiedział, że jeśli wyjdzie, to będzie ich koniec. Nie wybaczy Jej tego…

Drzwi nie drgnęły. Szarpnęła nimi, raz jeszcze, po czym odwróciła się i ze złością spojrzała na Jima.

– Otwórz drzwi! – zażądała, mrużąc powieki.
Nie wiedział, co zrobić. Żal i złość przesłaniała mu logiczne myślenie. Miał ochotę rzucić w nią tymi kluczami, potrząsnąć, żeby się opamiętała, wyrzucić z siebie gniew i rozgoryczenie, które zgniatało go od środka, ale jednocześnie coś zmuszało go do błagania,  by tego nie robiła, by nie niszczyła Jego uczuć.

– Oddaj mi te cholerne klucze!!! – wrzasnęła raz jeszcze.

Wpatrywał się w nią mętnym z żalu wzrokiem.

– Gdzie pójdziesz? – rzucił chłodno.

– Nie Twoja sprawa! Otwórz drzwi! – w jej głosie usłyszał coś jakby panikę, a w jej oczach zobaczył lęk. Wyglądała jak przerażone dzikie zwierzę, złapane w sidła, warczące groźnie, ale wpatrujące się ze strachem. Jednocześnie agresywne i przerażone. To dało mu jakąś dziwną wewnętrzną siłę.

– Naprawdę chcesz to zrobić? Wiesz, że tym nas zniszczysz – podjął ostrożnie dyskusję.

– Nas nie ma i nie będzie! Nigdy nie było… – jej ton nadal był ostry, ale w głosie słychać było drżenie.

– Nieprawda! – stwierdził pewnym, mocnym głosem.

Powieki Jej drgnęły, ale zacisnęła zęby i ruszyła do przodu. Wpadła do salonu. Wymijając, bez słowa, Jima zaczęła wywalać rzeczy z szuflad w komodzie. Po kolei jedna po drugiej.

– Czego szukasz? – Jim wpatrywał się w nią ze zdziwieniem.

– Klucza. Gdzieś tu miałam zapasowy – mruknęła, na co mężczyzna jęknął w duchu.

– I co zrobisz? – znowu złość wzięła nad nim górę – Znajdziesz frajera i rozłożysz przed nim nogi? – czuł mdłości – Żeby Cię przeleciał i zostawił jak zwykłą szmatę?

Kobieta wyprostowała się raptownie i wbiła w szczerego rozmówcę zbolały wzrok.

– Ja jestem szmatą Jimmy! Czy Ty jesteś ślepy?! Nie widzisz?! Zawsze nią byłam! I na zawsze już pozostanę! Zwykła dziwka!!! – wrzasnęła na koniec.

Nie mógł tego słuchać. Dopiero teraz dotarło do niego, że jej obecne zachowanie, to dalszy ciąg przeżyć po wizycie u psychologa. Rezultat cholernej  terapii. To nie była Emma, to jej emocje i nieudolna próba radzenia sobie z nimi. Dokładnie tak, jak w Irlandii…

W jednej chwili znalazł się przy niej. Szarpnął za rękę i zmusił do podniesienia się.

– Chcesz zapomnieć! Wyrzucić z siebie gniew?! Potrzebujesz tego?! – wrzasnął i zacisnął mocniej dłoń na jej nadgarstku, gdy próbowała się wyrwać – Zrób to tu! Ze mną! – popchnął Ją mocno i przygniótł sobą do ściany. Wpatrywała się w niego z coraz większym przerażeniem. Czuł obrzydzenie do niej i do siebie za to, co właśnie robił, ale nie przestawał. Jedną ręką wciąż trzymał jej nadgarstek, drugą zaś pociągnął w górę jej sukienkę i ścisnął pośladek – Tego chcesz?! – syknął – Chcesz bólu?! Mam być agresywny?! Będę!!! – wrzasnął tym razem, dusząc się swoimi słowami – Ja dam Ci zapomnienie! Nie potrzebujesz, nikogo!
Oddychała z trudem, głowę odchyliła w tył, przymykając jednocześnie oczy. Miał wrażenie, że delektuje się tym, co robił i mówił.

Złapał Ją za włosy i wypił się w jej usta. Puścił nadgarstek, wtedy objęła go, wbijając paznokcie w skórę jego pleców. Oderwał usta i wbił spojrzenie w jej dekolt, szarpiąc dłońmi, przysłaniający je rozciągliwy, materiał sukienki.

– Tak jest dobrze? – nachylił się i wbił zęby w skutek jednej z piersi.

– Tak… – wyszeptała i głośny jęk wydostał się z jej ust.

Rosnący penis wgniatał się w jego rozporek, jednocześnie żołądek wywracał mu się na drugą stronę. Prawie wariował od sprzecznych odczuć, ale nie przerywał.

– Takiego zapomnienia szukasz? – szepnął chłodząc swoim oddechem skórę na jej szyi. Odpowiedzią były jej usta, które wbiły się boleśnie w jego – Dlaczego w taki sposób? – przykrył dłonią pierś i mocno zacisnął swoje palce.

– Bo tylko to zabija moje wspomnienia, wyrzuca je z moich myśli.

– A jeśli ich nie zabijesz?

– Wtedy One zabiją mnie… Moich wspomnień nie da się przeżyć.

Zamarł na sekundę. Wewnętrzny ból sparaliżował jego ciało, a strach przed utratą jej odebrał mu umysł. Szybko się jednak opamiętał i ze zdwojoną siłą zaczął pieścić ciało dziewczyny. Musiała żyć… Musiała zapomnieć… Nie mógł jej stracić… Zatracił się w szalonych, agresywnych pieszczotach, chcąc dać jej upragnione zapomnienie. Nie przeszkodziły mu w tym nawet obolałe żebra. Całował przegryzając jej skórę, wbijał palce w jej ciało, tak jak chciała, do momentu, gdy po pokoju rozszedł się głośny szloch. Wtedy zasygł w bezruchu.

Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i co się dzieje. Otworzył oczy i dysząc ciężko, zamglonym, z podniecenia wzrokiem, wpatrzył się w jasną ścianę. Czuł jak jej palce zmniejszają swój nacisk, a paznokcie przestają wbijać się w jego skórę.

Chciał się poruszyć, zajrzeć w jej oczy, zapytać co się stało, ale nie zrobił niczego. Tkwił z odrętwieniu.
Emma z czołem opartym na jego ramieniu łkała coraz głośniej. Drżała tak mocno, że zacisnął ramiona wokół niej. Miał wrażenie, że zaraz rozleci się na drobne kawałki.

Znowu czuł lęk i niepewność. Znowu nie wiedział, o co chodzi…

– Jeśli zrobiłem coś nie tak, to… Przepraszam…

Nie odpowiedziała tylko przywarła do niego jeszcze mocniej.
Po długiej chwili odsunął Ją od siebie, delikatnie pociągnął sukienkę, zakrywając jej nagie piersi i opuścił dół, po czym objął jej opuszczoną twarz, dłońmi i uniósł w górę. Zajrzał w jej puste, nieruchome oczy. Rozmazany makijaż, tworzył okropne szarawo – bure wzory na ściągniętych policzkach, ale nie widział tego, widział zrozpaczoną do granic dziewczynę.

– Nie mogę Jimmy… – wyłkała w końcu – Z Tobą nie potrafię… Ciebie nie mogę skrzywdzić… Ty mnie,  też nie możesz… Ciebie kocham… Wybacz mi…

– To nie jest krzywda, Em – odparł – Jestem tu, dla Ciebie – pogłaskał kciukami drobną twarz – Zrób ze mną, co chcesz, jeśli tylko potrzebujesz… Chcę Ci pomóc – dodał – Tylko błagam, nie pozwól robić tego nikomu innemu… Tego jednego… Nie zniosę…

– I znowu jesteś gotów mi wybaczyć? Czy po tym, co przed chwilą chciałam zrobić, jesteś w stanie to zrozumieć, Jimmy? Ja nie jestem normalna…

Patrzył w jej oczy, nawet usta otworzył, by potwierdzić, ale słowa nie chciały przejść mu przez usta.

– Widzisz? – oparła dłonie na jego klatce piersiowej i lekko odsunęła mężczyznę od siebie – Ty nie możesz mnie zrozumieć. Teraz walczysz, bo mnie kochasz, ale jak długo? Na ile starczy Ci tych sił? – jej głos był bardzo spokojny i opanowany, wprost przerażający – Ty nie wiesz jak to jest. Nie rozumiesz, choć bardzo się starasz! Sama siebie nie rozumiem – dodała z goryczą – Czuję się jak chodząca bomba, nigdy nie wiem kiedy wybuchnę, czasem wystarczy jedno słowo lub jedno spojrzenie i przestaję panować nad sobą. Przestaję myśleć logicznie… Zmieniam się w marną karykaturę człowieka. Czy jesteś w stanie ze mną żyć?

Patrzył i patrzył… Myślał i znowu patrzył…

Em czekała… Chciała by odpowiedział… Marzyła, by zapewnił Ją, że zniesie to wszystko… I że Ją kocha…

Miała jednak świadomość, że jej marzenia jeszcze nigdy się nie spełniły.
===================

12 myśli na temat “Rozdział 140: Gorsza strona…

  1. Nie wiem co powiedzieć mega ciężkie życie będzie miał Jimmy z Emmą jeśli wytrwa tą próbę nie zazdroszczę mu tylko cud im pomoże .Nikt nikogo nie jest w stanie aż tak pilnować , i ta niepewność i nieufność ich zabija.Jak biedny Jimmy ma je zaufać skoro ona nawet sama sobie nie ufa.Strach Padzika wydaje mi się uzasadniony ta laska narobi mu kłopotów oby nie wyciągnęła Asa z rękawa 👶

    Polubione przez 1 osoba

    1. Kochana z Jimem i Emmą jest dokładnie tak, jak napisałaś. Ciężki życie przed nimi. Też mam nadzieję, że przetrwają tę próbę. Em szybko się zniechęca, Ona wciąż nie wierzy, że może być szczęśliwa i dać szczęście komuś. Natomiast Jimmy to choleryk. W dodatku ten brak zaufania tylko jak zaufać komuś, kto na każdym kroku nas zawodzi.
      Paddy ma obawy, faktycznie uzasadnione. Dogania go przeszłość.
      Dzięki. 💖

      Polubienie

  2. Genialna rozmowa braci No mega !!! Fajne teksty ! Rzadko kiedy „widze coś”tak realnie ! Super ! Jimmy mój biedny Jimmy , genialnie opisane uczucia , emocje , strach i milosc . Em Lubię ale mnie tutaj przeraziła , widziałam wiele , różne uzależnienia , ale z tym sie spotkałam ! Tragedia . Ona jednak potrzebuje terapii , ale innej, zamkniętej . Czy oni to przetrwają ?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że widzisz to realnie. Staram się 😊
      Em przeraża? Być może przesadzam 😊 Ona jest bardzo skrajnym, w dodatku nie leczonym przypadkiem. Dopóki nie spotkała Jima, go dziłać się że swoją innością i sposobem radzenia sobie z własnymi lękami. Teraz próbuje walczyć, ale walka z własnym umysłem jest bardzo trudna. A czy przetrwają? Chciałabym… 😁
      Dzięki 💖

      Polubienie

  3. Udała Ci się ta Emma. W sensie postać. Normalnie nie myślałam, że istnieją osoby, który w taki sposób walczą z przeszłością, że wspomnieniami. Jak zaczęłam ten początek, to sobie pomyślałam o tym, żeby może Jimmy był tym jej zapomnieniem, no i zgadlam. Chciał to zrobić. Ale ona nie mogła z nim. Boże, ten opis, to wszystko, co czuła ona i on, to było, to było… Nie wiem czy dobre słowo znajdę. Takie przejmujące, z takim bólem, taka walka jego o nią i jej z samą sobą. Trochę też żałosne, w sensie, że jak człowiek czyta, to czuje te zalosc. Rany! Normalnie jak z książki psychologicznej. O Oli nie ma co, bo tylko pitu pitu było. Chcieć dialog Angelo z Paddym bomba!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Pitu, Pitu – hehe dobre 😁 Ola z Paddym tkwią w przejściówce, stąd pitolenie, jak sama mówisz 😊
      Emma… Hmmm… Istnieją takie osoby. Nasze mózgi różnie radzą sobie z traumą, stresorem traumatycznym ( fachowa nazwa stresu pourazowego). Żołnierze ranni w misjach mają omamy, słyszą głosy, boją się własnego cienia lub w każdym innym człowieku widzą wroga. U Emmy dzieje się podobnie. Jej przeżycia i wspomnienia są do tego stopnia bolesne, że musi uciekać w zapomnienie. Sposób przypadkowego seksu też nie wziął się bez powodu, wyjaśnię to, ale dopiero jak dojdziemy do wyjaśnienia ostatniej jej tajemnicy. 😁 Po prawie 150 częściach stwierdziłam, że przesadziłam tworząc tak ciężką postać. Większość czytelników, nie wie, co napisać. Mogłam pójść w lekkość. Ten rozdział był jej ostatnim wybrykiem.
      Dzięki 💖

      Polubienie

  4. Nie wiem co napisać…rozdział mega!!
    Rozmowa Padda i Angelo…świetnie się ubawiłam!!
    Co ta Sabine kombinuje?? Z czym wyskoczy??
    Jimmy i Emma…pięknie wszystko opisane…te emocje.
    Wierzyłam, że Jim może jej pomóc ale chyba sam nie da rady. Ona potrzebuje fachowej pomocy „odwyku” i to najlepiej w zamknięciu. Ciężko będzie mu samemu.
    Wierzę w nich bardzo, mam nadzieję, że dadzą radę.
    Kolacja u Angelo i Kiry zapowiada się ciekawie 🙂

    Polubienie

    1. Ty zawsze wiesz, co napisać. Cieszę się, że się ubawiłaś. Sama bawiłam się całkiem nieźle przy pisaniu.
      Sabine dopiero wchodzi do opowiadania. Mam nadzieję, że Cię zaskoczy.
      Jimmy i Emma walczą raz z sobą w jednej drużynie, a raz przeciwko sobie. Em nadal nie wierzy w siebie i swoje szczęście.
      Dzięki. 💖

      Polubienie

  5. Aż niewiem co napisać biedny Jimmy bardzo skaplikowane i ciężkie ma to swoje życie.Ile on musi się wycierpiec żeby zdobyć tą miłość.Cały czas ma pod górkę. Kiedy on będzie szczęśliwy i pełny życia z Emmą.A Sabina wrócić tam skąd przyszła natomiast John wont na drzewo do Irlandii i niech tam siedzi i nie wraca.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jim jest silny, zniesie wiele. Też mam nadzieję, że w końcu i do niego uśmiechnie się szczęście.
      Sabinka tak szybko nie odpuści, niestety.
      John wyjechał, ale też jeszcze wróci.
      Dzięki

      Polubienie

Dodaj komentarz